Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2005-10-14
Pisząc tą relacje wiem już, że nie zdążyliśmy... wiem, że zabrakło nam niewiele czasu aby marzenie spełnić, aby raz jeszcze zobaczyć śliczny uśmiech na twarzy Bartusia. Uśmiech, który napełniał tak wielkim ciepłem z jakim jeszcze nigdy nie miałam do czynienia. Wielkość Bartusiowego serca była tak ogromna, że ledwo mieściło się ono w szpitalnym pokoju. Zauroczył nas wszystkich. Pokazał nam jak niewiele potrzebne jest do szczęścia... szczęścia, którego my szukamy gdzieś w oddali, za którym ciągle gonimy nie doceniając tego co mamy tuż obok siebie a co właśnie jest szczęściem. Bartuś najbardziej marzył o powrocie do domu, o tym aby móc znów pobawić się z ukochanym psem Mikim. Dzięki wyobraźni przenieśliśmy się także do ulubionego programu Bartusia - "Taniec z gwiazdami". Na kilka chwil wydostaliśmy się ze szpitalnej codzienności, przebrani w piękne stroje i połączeni w pary płynęliśmy po parkiecie tańcząc walca. Z pomocą pani Mamy dowiedzieliśmy się także, że Bartuś bardzo chciałby dostać laptopa, na którym mógłby grać i uczyć się i to było właśnie jego marzenie...
"Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona
znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują miłości
ale pomagają znaleźć zagubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustka pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilkę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę"
ks. Jan Twardowski,
Na zawsze w naszej pamięci..
E.