Moim marzeniem jest:

Wyjazd do Włoch, Rzym i Sycylia

Paulina, 17 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2010-02-04

Paulina  ma 17 lat, mieszka wraz z rodzicami i bratem pod  Poznaniem. Interesuje się biologią, wygrała nawet konkurs wiedzy biologicznej. Myśli o studiach. Dziewczynka interesuje się fotografią, świadczą o tym zdjęcia, jakie robi. Na tych robionych sobie, ciekawie się stylizuje. Hoduje koty.

Znamy jej marzenia: remont domku na działce, gdzie mogłaby trochę pobyć latem, aparat fotograficzny - cyfrowa lustrzanka,  wyjazd do Włoch i wielkie zwiedzanie: Rzymu i Sycylia. Po dokładnym przemyśleniu, które z marzeń jest dla Pauliny najważniejsze, numer jeden otrzymała wyprawa do Włoch.
 

spełnienie marzenia

2010-06-08


Wieczorkiem 01.06.2010 w Dniu Dziecka rozpoczęła się przygoda marzycielki Pauliny i jej najbliższych, pod czujnym okiem wolontariuszki Wiesi, z którą spotkaliśmy się na lotnisku Poznań – Ławica. Był to dla nas pierwszy lot w życiu, więc towarzyszył nam dreszcz emocji – na szczęście lot okazał się prawdziwą przyjemnością.

Do wymarzonej Italii dotarliśmy późnym wieczorem. Rzym przywitał nas ciepłym, pogodnym wieczorem. Już pierwsze chwile na lotnisku dostarczyły nam wzruszeń – okazało się, że czeka na nas uśmiechnięta siostra zakonna, trzymająca kartkę z napisem „Mam Marzenie”. Była to siostra Sabina, która zawiozła nas do naszej rzymskiej bazy - Domu Pielgrzyma.

Następnego dnia wyruszyliśmy do Rzymu, aby odkrywać tajemnice antycznego, renesansowego i barokowego Wiecznego Miasta. 3 czerwca jest we Włoszech świętem narodowym, więc całe miasto świętowało, a my mogliśmy odnieść wrażenie jakby to nas witano hucznie i z największymi honorami. Centralne uroczystości odbywały się u stóp Ołtarza Ojczyzny, główną aleją miasta maszerowały oddziały wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Miasto było zatłoczone chyba jak nigdy! Przemierzając uliczki Rzymu, chłonęliśmy atmosferę Wiecznego Miasta. Dotarliśmy do Panteonu, Fontanny Di Trevi, po drodze zwiedziliśmy kilka zabytkowych kościołów (w każdym na chwilę udało nam się schronić przed słońcem). Zachwyceni urokiem miasta i pokrzepieni włoską pizzą wróciliśmy do Domu Pielgrzyma.

Kolejny dzień spędziliśmy pod opieką pani przewodnik, która pokazała nam panoramę Rzymu, zabrała w urokliwe miejsca, do których nie docierają tłumy turystów, oprowadziła po Bazylice św. Pawła. Dotarliśmy do Forum Romanum, Coloseum, również wypróbowaliśmy słynne usta prawdy – na szczęście nikt nie stracił ręki, co zgodnie z tradycją oznacza, że nikt nie kłamał! Cały czas zachwycaliśmy się piękną roślinnością, nie mogliśmy oderwać oczu od kwitnących oleandrów, palm, fikusów, kaktusów, gajów pomarańczowych – istne szaleństwo kolorów!

Trzeci dzień dostarczył nam najgłębszych przeżyć – dzień ten zaczęliśmy od wizyty w Watykanie w Bazylice Św. Piotra. Rano, w małej kaplicy w podziemiach Bazyliki, tuż obok grobu Jana Pawła II odbyła się indywidualna msza święta w intencji Pauliny i jej rodziny. Po mszy, za specjalną zgodą straży, mogliśmy pomodlić się przy grobie Jana Pawła II.
Oczywiście później zwiedziliśmy Bazylikę, która jest przeogromna! Po opuszczeniu Watykanu, aby ochłonąć choć na chwilę po porannych emocjach, po raz pierwszy Paulina skosztowała włoskie gelato (lody), a reszta towarzystwa mogła pokrzepić się prawdziwą włoską kawą (tata przekonał się co znaczy „espresso”).

Pierwszy etap przygody dobiegł końca, następnego dnia z lotniska Fumicino polecieliśmy na Sycylię. Już bez emocji podczas lotu, lecz z obawami, aby nie spotkać sycylijskiej mafii, dotarliśmy do Katanii. Jeszcze z lotu ptaka wypatrywaliśmy Etny, która miała być jednym z głównych celów naszej wizyty na wyspie. Sycylia przywitała nas upalnym słońcem.

Zauważyliśmy, że z każdym dniem wyprawy Paulina jest w coraz lepszej formie, silniejsza fizycznie. Siła wrażeń potęgowała siłę fizyczną – zadziałała magia!

Pierwsze popołudnie spędziliśmy na plaży u wybrzeża Morza Jońskiego. Błękit nieba i morza zlany z horyzontem, łagodne słońce i lekki zefirek, szum fal morskich, złota plaża z pięknymi muszlami, nasycona solą morska bryza, palmy, tarasy kwitnących kwiatów, w tle Etna, za plecami dźwięki samby, wyzwoliły tak silne emocje Pauliny, która nieśmiało wyznała:
„ROZUMIEM SZCZĘSLIWYCH LUDZI, KTÓRYM SPEŁNIAJĄ SIĘ MARZENIA, BO JA TEŻ JESTEM SZCZĘŚLIWA”. Dla takich momentów warto żyć, przez chwilę oderwać się od rzeczywistości oraz utwierdzić się w przekonaniu, że to co robi Fundacja Mam Marzenie ma sens.

Następny dzień to kolejne wyzwania - naszym celem była Etna. Wczesnym przedpołudniem pod czujnym okiem przewodnika Marco wyruszyliśmy terenowym jeepem. Marco okazał się nie być „zwyczajnym” przewodnikiem – jako że z wykształcenia jest geologiem dzielił się z nami swoją ogromną wiedzą na temat wulkanu, jego powstawania, aktywności, erupcji, składu chemicznego itp. Z zapałem rysował na ziemi schematy wulkanu, a każdemu słowu towarzyszył mu błysk w oczach – dzięki temu nasza wyprawa była niesamowita.

Paulina nie wypuszczała z rąk aparatu fotograficznego, dokumentując cuda natury, których człowiek nie jest wstanie ujarzmić. Chyba nie do końca docierał do nas fakt, że byliśmy na wysokości 2200 m.n.pm. Nie bylibyśmy sobą, aby nie zabrać bezcennych pamiątek, czyli zastygłej lawy (którą na szczęście udało nam się przywieźć do domu!). W drodze powrotnej zwiedziliśmy jaskinię, dziś atrakcję turystyczną, powstałą podczas erupcji Etny w 1665 roku. Marzycielka w tym czasie odpoczywała, bowiem specyficzne warunki w jaskini uniemożliwiły jej wejście. Po południu zmęczeni, ale pełni niezapomnianych wrażeń wróciliśmy do Katanii. Wieczorem udaliśmy się jeszcze na spacer po mieście – i znowu podziwialiśmy bujną roślinność (kwitnące krzewy i drzewa, których nazw nie znaliśmy, cudne oleandry), a także zabytki miasta.

Kolejnego dnia wyruszyliśmy do przepięknej Taorminy, greckiej perły zawieszonej na skalnym urwisku tuż nad brzegiem Morza Jońskiego. Miasto zachwyciło nas swoją urodą – przepięknymi uliczkami, zabytkami (zwiedzaliśmy ruiny starożytnego teatru greckiego) malowniczą panoramą morza. W tle spoglądała na nas „nasza” Etna. Właśnie w Taorminie po raz drugi podczas wyjazdu Paulina spontanicznie wyznała, że jest to miejsce na ziemi, w którym chciałaby zamieszkać.

Następnego dnia musieliśmy pożegnać Katanię i Sycylią, a wieczorem wyruszyliśmy z  Rzymu o Poznania. Ten kilkudniowy pobyt we Włoszech uświetniony był nie tylko przyjemnościami ducha, ale również ciała - rozkoszowaliśmy się specjałami włoskiej kuchni, począwszy od espresso, cappuccino, po pizzę, lasanię, spaghetti oraz oczywiście gelato (lody). Mniam!!!

Jak sama Paulina przyznała, jej marzenie zostało zrealizowane w 100%. Nie stałoby się tak, gdyby nie obecność naszego anioła stróża - wolontariuszki Wiesi (której nadaliśmy pseudonim „Szymborska”) oraz grona osób z Fundacji, które czuwało nad przygotowaniem całej wyprawy.

Paulina wraz z rodzicami i bratem bardzo dziękują Fundacji Mam Marzenie za spełnienie marzenia, które uskrzydliło Paulinę. To nie sen, ten stan trwa nadal.

Relacja: Maryla, mama Pauliny, Wiesia - wolontariuszka