Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2009-02-10
"No jesteście już... Państwo z Fundacji tak? Do Ramiresa? Bo on już traci nadzieję. Siedzi na łóżku z zegarkiem w ręku, tak was wyczekuje..." Co tu robić? Jak przeprosić
? Pierwszy raz jechaliśmy do Kliniki we Wrocławiu, dlatego zabłądziłyśmy. No trudno...wchodzimy do pokoju Marzyciela. Mały Ramires leżał smutny na łóżku. Dalej nie dowierzał, że to my. Nawet nie chciał popatrzeć, żeby się przekonać, że to naprawdę my. Jednak już po chwili, oznajmiał każdemu kto przechodził obok jego pokoju :"Fundacja jest! Słyszysz? Fundacja jest!". Mimo początkowego wstydu, Ramires okazał się bardzo rozmownym i ciekawym świata dzieckiem. Pierwsze lody udało nam się przełamać podarunkiem, który przywieźliśmy dla Ramiresa. Wybraliśmy dla niego zabawkę na strzelające kulki i domek, który mógł sam budować z prawdziwych mini cegiełek. Gdy lodołamacz został wypróbowany nadeszła pora na rozmowę o marzeniach. Ramires miał jasno określone Marzenie i mimo wielu naszych pytań czy to jest na pewno TO marzenie, Ramires nie dawał nam cienia wątpliwości. "Ja bym chciał Quada, bardzo bym chciał Quada. Ale czerwonego, z przyczepką". Zainteresowała nas ta przyczepka. Musi być z nią związany jakiś plan, dociekałyśmy. Ramires od razu wyjaśnił nam, że będzie w niej woził psa i koty. Dlatego przyczepka jest niezbędna. Niezbędna. Ucieszeni faktem, że chłopiec ma tak wyraźnie określone marzenie przystąpiliśmy do rysowania czerwonego quada. Ramires nie czuje się zbyt dobrze w wykonywaniu prac plastycznych, dlatego porosił nas o pomoc. Jednak to on był głównym projektantem rysowanego quada. Jakoś się udało. Na kartce widniał quad z przyczepką. My już jednak musieliśmy wracać do Opola. Nasze rozstanie z Marzycielem było wyjątkowo radosne. Miałam wrażenie, że po naszej wizycie chłopczyk nabrał wiary w moc dziecięcych marzeń. A my dołożymy wszelkich starań, żeby tę wiarę podtrzymać.
spełnienie marzenia
2009-05-01
W niedzielne popołudnie wybraliśmy się do wrocławskiej kliniki, aby tam odwiedzić Ramiresa i zrobić mu wielką niespodziankę. Jak przyszliśmy, maluch spał i pewnie śnił o swoim największym marzeniu czerwonym quadzie. Rozmowę z mamą naszego Marzyciela, przerwało głośne wołanie: Mamo, mamo! Tak, Ramires się obudził! Po kilku minutach chłopiec przyszedł, a właściwie został przyniesiony na ramionach swojej mamusi i na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Szybko zeskoczył na ziemię i podbiegł do tajemniczego pojazdu, który stał w korytarzu. Już cię nie boli brzuch? - zapytała naszego Marzyciela pielęgniarka. Nie! - odparł malec. Ramires w okamgnieniu wsiadł na quada i zaczął dokładnie go oglądać i sprawdzać czy wszystkie śrubki są przykręcone. Jak tylko dostał od nas kluczyki do swojego nowego wozu, iskierki zapaliły mu się w oczkach. Kilka razy przymierzał się on do odpalenia pojazdu, ale troszkę się bał, że nie będzie umiał zatrzymać quada. Jednak, gdy tylko dowiedział się, gdzie jest hamulec, ruszył. Wszyscy pacjenci wyszli na korytarz by podziwiać debiutancką jazdę naszego Marzyciela. Pędził jak burza! Zabawa bardzo mu się spodobała i nie dało się go od tego odciągnąć. Teraz już nic nie było ważne, bo spełniło się jego największe marzenie - rzecz, którą zawsze chciał mieć! Bardzo mi się podoba - powiedział Ramires na koniec naszego spotkania. Bardzo się cieszymy, że mogliśmy Ci sprawić tak wiele radość i osłodzić Ci życie. Nigdy nie przestawaj marzyć!