Moim marzeniem jest:

Wizyta w Zoo i seans w kinie

Patrycja, 11 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Wrocław

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-07-22

 

Patrycję poznałyśmy podczas wizyty w Barcinku, gdzie odwiedziłyśmy ją oraz jej młodszego brata Damianka.

Przygotowałyśmy dla niej prezent na przełamanie pierwszych lodów - różowego misia oraz Ciastolinę - salon fryzjerski, przy pomocy której robiliśmy fantazyjne, różnokolorowe fryzury. Bawiliśmy się świetnie, dołączyli do nas także Damianek i mama Anita. Przez zabawę niemal zapomniałyśmy jaki był cel naszej wizyty. Przyjechałyśmy tu przecież głównie po to, żeby poznać marzenie jedenastoletniej dziewczynki, więc na chwilę zamknęliśmy salon fryzjerski.

Patrycja po krótkim zastanowieniu się zdradziła nam swoje największe marzenie, wahała się pomiędzy wyjazdem do Legolandu, a wycieczką do ZOO. W końcu podjęła decyzję i powiedziała że chciałaby zobaczyć na żywo i poznać dzikie zwierzęta! Zdradziła nam także, że jeszcze nigdy nie była w kinie i bardzo chciałaby obejrzeć bajkę na dużym ekranie.

Marzenia te bardzo nam się spodobały, pełni optymizmu i wiary, że niedługo uda nam się spełnić życzenia Patrycji i Damianka pożegnaliśmy naszych Marzycieli.

W drodze powrotnej jeszcze długo rozmawiałyśmy o tym, jak miło spędziłyśmy czas w towarzystwie dwójki sympatycznych i radosnych dzieci.

 

spełnienie marzenia

2006-09-12

 

Jestem Wrocławianką, więc chlubę naszego miasta, ogród zoologiczny, odwiedzałam już nie raz. Wizyta dzisiejszego dnia była jednak wyjątkowa, najwspanialsza ze wszystkich, była bowiem realizacją marzenia 11- letniej Patrycji. Dziewczynka przyjechała do ZOO razem z Mamą oraz swoim 6- letnim bratem Damianem, również naszym Marzycielem.

Punktualnie o 10:00 przy wejściu przywitał nas osobiście dr Antoni Gucwiński, dyrektor Wrocławskiego ZOO. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od spotkania z żyrafą, która poznając swego "pana" schylała się nad ogrodzeniem i pozwalała głaskać. Z ust dr Gucwińskiego usłyszeliśmy przy okazji wiele ciekawostek dotyczących tego egzotycznego zwierzątka: np. że jego serce waży tyle, co Damian (czyli około 15 kg) oraz że wystarcza mu 5 minut snu na dobę (bardzo spodobało się to naszemu Marzycielowi, który podsumował, że "też by tak chciał"- miałby wtedy mnóstwo czasu na zabawę i grę na komputerze).

Następnie udaliśmy się na dziedziniec zwierzęcy. Tam już na przywitanie jedna z będących najwyraźniej jeszcze "na czczo" koza, ze smakiem zjadła kwiatek, którym przed wejściem do ZOO ozdobiłyśmy wózek PatrycjiJ. Zainteresowała się również opakowaniem po frytkach (niestety puste), spróbowała też, jak smakuje plastikowa rurka od coli.

Spośród zamieszkujących dziedziniec zwierzątek dzieciom szczególnie spodobały się małe świnki wietnamskie, nietypowy- bo z aż czterema rogami- okaz barana, jak też maleńka, kilkudniowa, karmiona mlekiem z butelki owieczka (bardzo "łasa" na pieszczoty Patrycji i garnąca się do całowaniaJ).

Ach, niezliczoną ilość zwierząt poznaliśmy tego dnia! A wszystkie wywoływały niekłamany zachwyt naszych Marzycieli! Był wśród nich ważący 300 kg tygrys o słodkim, zdrobniałym imieniu Pufi, były niedźwiadki (himalajski, brunatny, polarny...), zebry (jak powiedział dr Gucwiński: nie ma dwóch identycznych- wbrew pozorom u każdej czarno- białe paski układają się inaczej) i np. kangury. Bardzo spodobała się nam wszystkim wizyta w pomieszczeniu z akwariami: pełne zachwytu, płynące prosto z serca "Ja nie mogę! Ale piękne!" rozlegało się co chwilę z ust Patrycji i Damiana.

Wspaniałe i pełne wrażeń były nasze odwiedziny w ZOO. Początkowo oprowadzał nas po swoich "włościach" dr Gucwiński, a kiedy pana dyrektora wezwały jego liczne obowiązki, naszą małą gromadką zajął się jego asystent. Na pożegnanie każde z dzieci dostało z rąk dr Gucwińskiego po egzemplarzu książeczki "Ptaki polskie" autorstwa pana dyrektora i jego żony, pani Hanny Gucwińskiej. Marzyciele wyszli z ogrodu zoologicznego obdarowani jeszcze jedną przyrodniczą ciekawostką- strusimi jajami (jedno wielkości 25 jajek kurzych- były to na szczęście wydmuszki: mniej dźwigania i brak problemu, kto zjadłby tak WIELKĄ jajecznicę).

Prosto z ZOO udaliśmy się do multikina "Helios", które zasponsorowało Patrycji i Damianowi bilety (rodzeństwo było tego dnia pierwszy raz w życiu w kinie). "Uzbrojeni" w kilka zestawów popcornu i coca- coli udaliśmy się na bajkę pt. "Skok przez płot". Tak, dużo było śmiechu podczas tego seansu- miałam co prawda obawy, że sama śmiałam się najgłośniej, ale Marzyciele przekonywali mnie, że nie- że ich chichot był zdecydowanie głośniejszy.

Nadszedł czas na realizację marzenia Damiana...