Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2006-04-14
W piątkowy, słoneczny poranek spotkałyśmy się na Dworcu Głównym we Wrocławiu skąd autobusem wyruszyłyśmy do Sycowa odwiedzić Grzesia. Podróż przebyłyśmy w rytmie anielskiej muzyki "ETu es Petrus'u" autorstwa Piotra Rubika i Zbigniewa Książka przygotowując się na to pierwsze spotkanie. Zagłębiłyśmy się w lekturę- gazetę "PIŁKA NOŻNA" , aby zdobyć jak najwięcej informacji o ulubionej drużynie Grzesia REAL MADRYT. Nawet nam się to spodobało, bo sporo czasu w zadumie studiowałyśmy artykuły. W końcu dotarłyśmy do Sycowa ale to nie koniec naszej podróży, teraz czeka nas wyprawa do Wioski. Napotkana na drodze pani z chęcią wytłumaczyła w którą stronę iść. Droga z pozoru bardzo prosta, długa, ale jaka przyjemna: dojść do skrzyżowania a później w lewo. Tak więc ruszyłyśmy.
Tu las, tam jezioro tu znowu zagroda ze zwierzątkami, jeszcze mała wskazówka pana napotkanego na drodze i dotarłyśmy.
Zostałyśmy BARDZO GORĄCO PRZYJĘTE przez całą rodzinę. Grzesiu początkowo był troszeczkę speszony obecnością dwóch dziewczyn , ale już chwilę później sam zaprowadził nas do swojego pokoju, gdzie większość czasu spędza przed komputerem grając w gry strategiczne i rozmawiając ze znajomymi. Internet to w zasadzie jedyna droga komunikowania się 15-letniego Grzesia ze znajomymi, ponieważ nasz MARZYCIEL porusza się na swoim jak to wszyscy nazywają "ścigaczu", co zresztą sam nam zaprezentował. Grzesiu był lekko przeziębiony po wczorajszym szusowaniu "ścigaczem" po podwórku. Dzięki Internetowi poznał swojego najlepszego przyjaciela, który również cierpi na wrodzoną łamliwość kości. Swoje zdolności manualne ujawniły siostry naszego KIBICA robiąc dla nas kwiatki i pieski z kolorowych baloników. Myślałyśmy , że wiemy co to Polska Gościna, ale to jak przyjęli nas państwo Woźniak przeszło nasze wszelkie oczekiwania. Nie mówiąc już o obfitym obiedzie!!
Jak widać czytanie gazet w trakcie podróży jest bardzo pouczające, bo wspólnie ubolewaliśmy nad przegraną Realu Madryt 3:0. Ale jak to powiedział Grzesiu: "Musimy to przeżyć".
Jak każdy 15-letni chłopiec tak i Grzesiu również dba o edukację ze szczególnym naciskiem na informatykę, chociaż najchętniej chemię i matematykę wykluczyłby z listy przedmiotów obowiązkowych.
W końcu przyszedł czas poznać marzenie Grzesia. Najmniej problemu było z kategorią "Chcę mieć" , bo okazało się że Jego największym życzeniem jest otrzymanie laptopa, który ułatwiłby mu kontakt ze znajomymi i pomógł w przyswajaniu wiedzy. Nad kolejnymi kategoriami Grzesiu musiał się trochę zastanowić. Jako zapalony kibic, nie trudno się domyśleć, że kolejne marzenia są ściśle związane ze sportem tzn. wyjazd na Mundial i spotkanie z Ronaldinho. A ponieważ drugą wielką pasją naszego MARZYCIELA jest komputer, chciałby zostać informatykiem.
Później przez długi, długi czas słuchałyśmy wiele historii i anegdot, które ujawniły OGROMNE POCZUCIE HUMORU Grzesia. Już dawno nikt nas tak nie rozbawił.
Jednak nasza wizyta niestety musiała dobiec końca i z niecierpliwością czekamy na następną.
spełnienie marzenia
2006-09-22
22 września my, trójka wolontariuszy wybraliśmy się w znane nam już malownicze okolice Sycowa. Po kilkugodzinnych zmaganiach w ulicznych korkach oraz po małych technicznych problemach dotarliśmy do Wioski, gdzie nieświadomy tego co niedługo się wydarzy Grzesiu wyjechał na taras swego domu. To się nazywa niespodzianka!!! Grzesiu był bardzo zaskoczony, ale wkrótce wszyscy odkrywaliśmy wspólnie tajemnice największego marzenia naszego Aniołka.
Razem otworzyliśmy hermetycznie zamknięte pakunki i naszym oczom ukazał się ... laptop! Grzesiu od razu zajął się wgłębianiem w tajniki komputera. Sam uruchomił notebooka i na ekranie pojawiły się liczne ikony z katalogami, których zawartość Grzesiu dokładnie poznał. Wraz z laptopem nasz Marzyciel otrzymał gry strategiczne, które mamy nadzieję umilą nie jedno popołudnie. Później wszyscy siedzieliśmy wspominając zabawne historie z Grzesiem w roli głównej.
Aż zastała nas noc , w końcu w dobrym towarzystwie czas szybko płynie i musieliśmy pożegnać się z naszym Marzycielem. Ale nie odjeżdżaliśmy z pustymi rękami, każdy z nas miał zakwitniętego słonecznika prosto z ogrodu, pełen brzuch ogromem wrażeń, łzy w oczach i nadzieję na jak najszybsze kolejne spotkanie.
P.S. Pyszny sernik z rosą.