Moim marzeniem jest:
Licytacja Mercedesa Stanisława Lema
pierwsze spotkanie
2008-08-10
"Za wieloma lasami i kilkoma jeziorami mieszka sobie mały Oskarek z rodziną i kotkami...". Tak mogłaby się zaczynać bajka o naszym nowym Marzycielu Oskarze. Ale żeby bajka była bajką musi być Królewicz. No dobrze...ta rola przypada niewątpliwie Oskarowi. Ale każdy królewicz i mały i duży musi mieć swojego rumaka. I w tym miejscu musimy na jakiś czas odłożyć bajkę, aby za jakiś czas móc dopisać zakończenie. Nasz Królewicz, mimo, że jest jeszcze malutki ma w sobie bardzo dużo energii. Wyczekiwał na nas z niecierpliwością, a kiedy przyjechałyśmy zaczął z radości biegać po balkonie. Zaraz po Oskarku i jego Mamie przywitały nas biegające po podwórku maleńkie kotki. Jak się później okazało ulubione kotki Oskara. Jednak nasz marzyciel na miłości do kotków nie poprzestaje. Uwielbia wszystkie zwierzątka, a w szczególności koniki. Zapytany przez nas o jego największe marzenie odpowiedział, że ma dwa marzenia: duże auto i niebieski konik, "ale tak najmocniej chciałbym mieć konika - niebieskiego...albo nie...może być czerwony". Oskar opowiadał nam jeszcze o tym jak kiedyś jeździł na koniku i jak bardzo chciałby mieć na zawsze takiego konika. Przysłuchując się opowiadaniom naszego Marzyciela musiałyśmy bezustannie chodzić po mieszkaniu, aby za nim nadążyć. Oskarek cały czas nam coś pokazywał, albo chciał grać z nami w "mini-kosza". Gdy już wszystkie zabawy zostały wyczerpane, a z nimi energia Oskara, nasz Marzyciel zasnął. Może śnił o szczęśliwym zakończeniu naszej bajki?
spełnienie marzenia
2008-11-14
Na pierwszym spotkaniu nasz Oskarek zasnął ze zmęczenia. I od tej drzemki sprawa nieco się skomplikowała. Mianowicie po przebudzeniu Oskar... zmienił marzenie. Stwierdził, że jednak wolałby dostać jeepa na akumulator, którym mógłby jeździć kiedy tylko zechce, a na koniku może pojeździć od czasu do czasu w stadninie. Dołożyliśmy wszelkich starań, by zweryfikować zmianę decyzji Marzyciela i nie mamy już wątpliwości, że autko na akumulator jest marzeniem chłopca. W piątkowe popołudnie włożyłyśmy autko w autko i pojechałyśmy w długą trasę, aż do Unikowic pod Paczkowem. Przejechałyśmy obok domu Marzyciela i zatrzymałyśmy się za zakrętem, aby Oskarek nie dojrzał nas przypadkiem w oknie. Gdy już uporałyśmy się ze skręcaniem prezentu dla Oskara i przyczepiłyśmy fundacyjne baloniki pozostała kwestia doniesienia "maszyny" pod dom marzyciela. Nie chciałyśmy żeby kółka się pobrudziły, albo starły, więc postanowiłyśmy go nieść. Już po kilku metrach stwierdziłyśmy, że trzeba było jednak bliżej zaparkować, ale z przerwami dotrwałyśmy do domku Marzyciela. Oskar nie wiedział o naszym przyjeździe (postanowiliśmy z rodzicami, że będzie to dla niego niespodzianka) i przywitał nas z piłką w ręku. Mama powiedziała mu, że idą na dwór pograć w piłkę. Gdy malec zobaczył co stoi pod jego domem, aż zaniemówił. Nie trwało to jednak długo bo czym prędzej chciał się przejechać swoim nowym "wozem". Na podwórku nie było jednak miejsca na takie przejażdżki, więc my wprawione już w noszeniu autek zaproponowałyśmy, ze przeniesiemy samochód do parku. Tam dopiero była jazda!!! Oskar jeździł do przodu, do tyłu, próbował wszystkie dźwięki, światło, dzwonki. Gdy już się trochę nacieszył jazdą, wyszedł z samochodziku by obejrzeć go najdokładniej z wszystkich stron. Było już sporo po południu i zaczynało się robić ciemno, dlatego musieliśmy użyć podstępu by Oskarek chciał wrócić do domu. Po namowach Oskar zgodził się by wrócić do domu przymierzyć kask i ochraniacze, które od nas dostał. Okazało się, że i na nas w domu czekała niespodzianka. Mama, z pomocą Oskara upiekła pyszny sernik. Obiecałyśmy Marzycielowi, że nie będziemy się ociągać z jedzeniem, bo przecież trzeba iść na dwór wypróbować jak się jeździ w kasku. I znowu Oskar był w swoim żywiole: do przodu, do tyłu, światła, dzwonki... My już jednak musiałyśmy się pożegnać z Oskarem i jego przemiłą rodziną. Dziękujemy Wam bardzo za te cudowne chwile i życzymy samych spełnionych marzeń