Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-02-10
W sobotni ranek udajemy się na katowicką Ligotę, aby tam spotkać się z naszą nową Marzycielką Weroniką i jej mamą.
Wchodzimy do sali i aby przełamać pierwsze lody wręczamy dziewczynce prezent. Tym razem jest to książką, niezwykle wśród młodzieży popularna i jeszcze jedna książka
piękny ilustrowany album o zwierzętach. Bo jak się wcześniej dowiedziałyśmy jest to pasja i jedno z największych zainteresowań naszej Marzycielki.
Weronika ma 12 lat. Tak jak jej rówieśnicy lubi słuchać muzyki, oglądać filmy. Szczególnie komedie. Nie ma jednak ulubionych aktorów, muzyków czy ogólnie idoli.
Pasjonuje się za to zwierzętami. Ma w domu dużego psa, który jest jej ulubieńcem. Często się z nim bawi. Weronika zdradza nam, że pies jak był mały wchodził na kanapę i zjadał czasem resztki ze stołu. Teraz jest już tak duży, że mieści się tylko na łóżko.
Weronika lubi tez pływać. Umie pływać wieloma stylami, nawet "kotkiem" ( choć brzmi to tajemniczo :p ).
Po krótkiej rozmowie, zadajemy pytanie najważniejsze w czasie tego spotkania: JAKIE JEST TWOJE NAJWIĘKSZE MARZENIE? Weronika odpowiada bez zastanowienia. Nie musimy nawet podpowiadać jej naszych kategorii.
Marzeniem dziewczynki jest popływać z delfinami. Obojętnie czy w basenie, w morzu
chciałaby tylko móc przez chwilkę ze swoimi ukochanymi zwierzętami pobyć, dotknąć ich.
Marzenie wydaje nam się piękne i nietypowe. Próbujemy się zatem dowiedzieć, skąd taka pasja. Okazuje się, że Weronika lubi delfiny od zawsze. A zainteresowanie wzrosło po tym, jak wujek wysłał jej zdjęcia z jego spotkania z delfinami. Weronika uwielbia oglądać filmy przyrodnicze z delfinami w roli głównej. Zawsze pamięta także o telewizyjnym serialu " Przygody Flippera", w którym można obserwować przygody delfina, zaprzyjaźnionego z ludźmi.
Po rozmowie mieliśmy chwilkę czasu na sesję zdjęciową. Potem żegnamy się i odchodzimy. A w głowach już układamy plan, jak będzie mogła wyglądać realizacja marzenia Weroniki.
inne
2007-07-29
Pamiętam jak dziś. Długie oczekiwanie i ustalanie wszystkiego. I nagle, na 2 tygodnie przed planowaną wycieczką telefon do Mamy Weroniki, aby oznajmić tą przemiłą wiadomość. Mama znając córkę, pozwoliła mi przekazać Jej wiadomość "osobiście", podając córkę do telefonu. Kiedy dostałam do słuchawki Weronikę usłyszałam przemiły głosik, który nie bardzo wiedział dlaczego Mama podaje Jej słuchawkę...ale już chwilkę później wszystko się wyjaśniło. Zapytałam Weronikę, czy ma jakieś plany na za 2 tygodnie i Ona odpowiedziała, że "jeszcze nie wie". Następnie zapytałam, czy ma się ochotę wybrać na wycieczkę, odrzekła, że "musi się mamy zapytać" i kiedy oznajmiłam Jej, że za 2 tygodnie zabieram Ją na wycieczkę do Portugalii na spełnienie Jej marzenia, Ona zamilkła... Przyznam, że cisza w słuchawce ciut mnie zlękła, dlatego poprosiłam Marzycielkę, aby dała mi do telefonu Mamę. Z chwilą, kiedy Mama przejęła słuchawkę usłyszałam w tle radosne okrzyki "jadę do delfinarium!!". Naprawdę miłe uczucie, móc przekazać Komuś taką nowinę ;)
28 czerwca, wieczorowa pora, w jednym z warszawskich hoteli po raz pierwszy miałam przyjemność poznania całej Rodziny Weroniki. 29 bardzo wczesną poranną porą mieliśmy wylot z Okęcia. Na lotnisko przybyliśmy punktualnie. Udało nam się bezproblemowo przejść odprawę i już chwilkę później wszyscy siedzieliśmy wygodnie na pokładzie samolotu. Podróż upłynęła nam bardzo szybko. Kiedy załoga samolotu zapowiedziała, że mamy się przygotować do lądowania przez okno po raz 1 mogliśmy zobaczyć wspaniały Ocean Atlantycki, który z okna samolotu wyglądał jak wielka niebieska plamka :P Bezproblemowe lądowanie, transfer do hotelu i nasza pierwsza wyprawa na plażę. Pierwsza "kąpiel" w Oceanie, pierwszy spacer po plaży, pierwsza sesja zdjęciowa na plaży i w obrębie naszej miejscowości;) Dużo wrażeń jak na 1 dzień, dlatego wszyscy szybko udaliśmy się spać, żeby następny dzień powitać z nową energią.
Ponieważ Weronika była po "zabiegu chirurgicznym" przez pierwsze kilka dni mogła Ona tylko moczyć nogi w wodzie, spacerować i się opalać, dlatego pierwsze dni upłynęły nam właśnie na tych czynnościach. Czynności te przeplatane były oczywiście zakupami, zdjęciami i kosztowaniem "ludowych" specjałów. Naszej małej Marzycielce do gustu najbardziej przypadł kurczak piri-piri, który stał się naszym rytuałem obiadowym ;) Weronice do gustu najbardziej przypadły portugalskie sukienki, dlatego wracając do kraju miała ich trochę więcej niż przed wyjazdem ;)
Pierwsze dni upłynęły nam w oczekiwaniu na to najważniejsze wydarzenie. Jednego dnia, spacerując do portu udało nam się dostrzec skaczące w oceanie delfiny. Weronika chciała wynająć łódź i płynąć do nich. Niestety, ze względu na późną porę nie udało nam się tego uczynić, co nie zmieniło faktu ze cale zdarzenie było dla wszystkich bardzo ekscytujące i tylko potęgowało chęć spotkania z delfinami.
Nareszcie nadszedł ten dzień.1 planowana wycieczka do delfinarium. Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i już chwilkę później siedzieliśmy w autokarze do Zoomarine. Kiedy przekroczyliśmy bramę ogrodu, kierując się za tłumem podążyliśmy w kierunku pokazu delfinów. Krótki czas oczekiwania i już słyszymy zapowiedzi, że za chwilkę zobaczymy najmłodszego z rezydujących tam delfinów. Jeszcze chwilka czekania i jest.pierwszy wyskok ponad wodę i wszyscy zaniemówili, a potem fala oklasków. Jeszcze chwilka oczekiwania i wszystko się rozpoczęło. Przepiękny pokaz, prowadzony przez 2 instruktorów, z udziałem aż 5 delfinów. Sztuczki, które wyprawiały te butlonose ssaki zapierały dech w piersiach. Nie sposób opisać to słowami. Delfiny skakały przez obręcze, tańczyły lambadę, machały płetwami, grały w piłkę i wiele innych rzeczy, które trzeba zobaczyć, by móc się zachwycić. Pierwszy pokaz się skończył i Weronika już nie chce oglądać kolejnego, gdyż to tylko potęguje Jej chęć pływania z nimi. Ponieważ pływanie mieliśmy zaplanowane na dzień następny zaczęliśmy zwiedzać cały park. Zobaczyliśmy pokaz lwów morskich i przepięknych papug. Przejechaliśmy się na diabelskim kole i na wielu innych karuzelach.i tak upłynął nam 1 dzień w Zoomarine. Kolejnego dnia Weronika wstała jako pierwsza. Wszystkich poganiała przy śniadaniu i sama zjadła niewiele. Następnie szybko udaliśmy się na przystanek autobusowy, skąd miał nas zabrać znany nam już autokar ;) Podróż, podobnie jak poprzedniego dnia upłynęła nam bardzo szybko. Po przekroczeniu bram ogrodu udaliśmy się na pokaz delfinów, gdyż do wyznaczonej godziny zero, kiedy miało nastąpić spotkanie z ulubieńcami Marzycielki zostało nam trochę czasu. Podczas znanego nam już pokazu, Mamie Weroniki udało się złapać piłkę, wyrzuconą z wody płetwą delfinka ;) W trakcie pokazu wykradłam się z naszą Marzycielką na szkolenie, podczas którego dowiedziałyśmy się jak bardzo ważna jest ochrona naszej planety, jak należy dbać o to by wody w których żyją delfinki nie były zanieczyszczone i jeszcze wielu innych ciekawych rzeczy. Po szkoleniu nasza Mała Marzycielka dostała swój własny niebieski ręcznik, niebieskie klapki i strój "kąpielowy", aby móc spełnić swoje największe marzenie. Krótka sesja fotograficzna przed wejściem do wody i już nasza marzycielka jest w basenie, a wraz z nią . przepiękne dwa delfinki ;)
Po woli Pani instruktor wyjaśnia wszystkim co mają robić i jak się zachowywać, aby nie spłoszyć, ani tym bardziej nie zranić butlonosych. I wszystko się zaczyna. Pierwsza "sztuczka" i już Weronika kręci się z rączką ponad głową, a wraz z nią kręci się jeden z delfinów. Chwilka później i już nasza Marzycielka wodzi za nos swoje marzenie, które obracając się wkoło Niej, powoduje również wprawienie Jej w ruch. Następnie głaskanie delfinka.wiadomo.Każdy lubi takie "pieszczoty". Następnie przytulanie.o tak.to co delfinki lubią najbardziej.przytulanie do naszej Marzycielki ;) I ostatnia sztuczka. Pływanie na delfinku. Tak.brzmi to trochę jak jazda na koniu, ale wcale tak nie jest.wyglądało to tak, że Weronika uchwyciła się płetw naszego butlonosego i "sunęła" na nim po wodzie ;) Nie umiem wyrazić tego zbytnio słowami, w każdym razie wyglądało to na naprawdę dobrą zabawę ;) Całe to szaleństwo zakończyło się pożegnaniem z ulubieńcami Weroniki. Nasza Marzycielka wyglądała na szczęśliwą, bardzo szczęśliwą.z Jej twarzy nie znikał uśmiech, co zaowocowało również uśmiechami na twarzach wszystkich, którzy mieli przyjemność Ją widzieć. Całe to szaleństwo trwało niespełna godzinę, ale wspomnienia zostaną na całe życie. Jeszcze trochę "pokręciliśmy" się po parku zaopatrując Weronikę we wszystkie niezbędne pamiątki, czekając na film i zdjęcia z wyczynami Marzycielki, po czym wróciliśmy do hotelu, aby móc rozpocząć pakowanie przed zbliżającym się dnia następnego powrotem do kraju.
Cała nasza przygoda zostawiła niezapomniane wspomnienia nie tylko u Weroniki, ale również u Jej Rodziców, brata Kuby i u mnie.
Chciałabym w imieniu Fundacji, Marzycielki wraz z Rodziną i moim serdecznie podziękować Pani Ewie Tomaszewskiej - Konsul RP w Lizbonie, która pomogła nam w nawiązaniu kontaktu z Panią Margaridą Lopes, która to pomogła nam w organizacji wszystkiego w tak sprawny sposób.