Moim marzeniem jest:
Goście weselni Państwa Hryniewieckich, Szydłowskich i Daneckich
pierwsze spotkanie
0000-00-00
Za wieloma lasami i zagubionymi drogami stoi duży dom, w którym mieszka nasz nieduży marzyciel Mateuszek. Ponieważ teren był nam nieznany a cel schowany dotarcie do niego zajęło nam trochę czasu i błądzenia, ale najważniejszy jest efekt końcowy;) Dotarliśmy do Mateuszka razem z milusi maskotką Hefalumpa, którą sobie szczególnie upodobał i niezwykle wciągającą historią Pingwina Pik- Pok, bo słuchy doszły, że nasz marzyciel lubi jak mam czyta;) Mateuszek ma siedem lat i jest bardzo wesołym chłopczykiem. Praktycznie od progu zaczął wspominać o marzeniu, prowadząc nas do laptopa, bo tam właśnie widniało zdjęcie wspaniałego jeepa na akumulator, którym Mateuszek chce zabierać mamę na szalone wyprawy w terenie. Po udokumentowaniu marzenia zaczęły się harce i pokój Mateuszka, zamienił się w bitwę na piłki i wyścigi samochodzików. Po zapoznaniu się z asortymentem zabawkowym stwierdziliśmy, że najfajniejszą frajdą jest naznaczanie się pieczątką biedronki, którą każdy miał na ręce a Grześ to nawet na czole, nie mówiąc o Mateuszku, który w krótkim czasie stał się biedronkowym marzycielem i wyglądał uroczo. Uśmiech na buzi marzyciela nie odstępował ani na krok i ciągle mu były figle w głowie, jak podjadanie słodyczy ze stołu;) Ta wizyta była śmieszna, smaczna i biedronkowa. Dziękujemy rodzicom Mateuszka za pyszności i kawkę a Mateuszkowi za uśmiech, którym zaraził;)
spełnienie marzenia
2009-10-17
W październikowe, słoneczne popołudnie wyruszyliśmy w doskonałych nastrojach spełniać marzenie małego Mateuszka. W wielkiej tajemnicy. Bo mimo, że już od kilku dni samochód stał w przydomowym garażu, to rodzice nie uchylili ani rąbka tajemnicy.
Jak tylko Mateusz samochodzik zobaczył.. Ach, radości nie było końca. Od razu za kierownicę. Od razu gaz do dechy i pierwsza przejażdżka po ogródku. Światła, zapięte pasy i radio na głos cały. I w tę, i z powrotem. Taaaaaki uśmiech. W kolorowym kasku, w profesjonalnych rękawicach wyglądał nasz Mateusz, jak mistrz kierownicy. Trasy po ogrodzie, po pagórkach i dolinkach. Bez strachu. Zaliczone też zostało drzewo. Jedno, jedyne jakie było w okolicy. Nastąpiło zderzenie – na szczęście niegroźne. A ile przy tym śmiechu. Mateusza, bo dorosłym wcale do śmiechu wtedy nie było.
Jako że zapadał zmrok Mateusz odprowadził samochód do garażu (acz niechętnie). Ale skuszony propozycją gorącej herbatki i zabawy w domu – postanowił przełożyć kolejne trasy na dzień następny. I każde kolejne.
Mateuszku, życzymy Ci dużo radości z Twojego spełnionego marzenia!