Moim marzeniem jest:

Trampolina

Zuzia, 4 lata

Kategoria: dostać

Oddział: Rzeszów

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2009-08-07

W piękny, letni piątek trzy Anie udały się do Skowierzyna, aby poznać największe marzenie trzyletniej Zuzi. Dziewczynka przywitała nas promiennym uśmiechem, w otoczeniu mamy i siostry oraz radosnego pieska.

Po krótkim powitaniu nastąpiło otwarcie „lodołamaczy”, które sprawiły obydwu dziewczynkom niemałą radość. Zuzia szybko obdarzyła nas swoim zaufaniem i gdy jedna z nas rozmawiała z mamą, pozostała gromadka bawiła się w najlepsze.
Podczas zabawy Zuzia pokazała nam swój plac zabaw widoczny z okna jej pokoju i zdradziła swoje dwa największe marzenia: zadaszona trampolina do placu zabaw lub wyjazd do wesołego miasteczka.

Ponieważ Zuzia nie mogła się zdecydować, które marzenie jest dla niej ważniejsze, ustaliłyśmy wspólnie, że spotkamy się jeszcze za niedługo, pobawimy się wspólnie na jej placu zabaw i wtedy dziewczynka zdradzi, na co się zdecydowała.

spotkanie

2009-11-07

Trochę czasu już minęlo, i znowu pojawiamy się u Zuzi.

I teraz nie ma już wątpliwości. Największym marzeniem Zuzi jest własna trampolina w ogródku. Może na wiosnę już będzie można skakać...

spełnienie marzenia

2010-04-24

Gdy ostatnio wyjeżdżamy do Marzycieli to sprzyja nam nawet pogoda. Tak było
i dziś, od Rzeszowa aż do domu Zuzi naszej Marzycielki na niebie gościło wielkie słońce. Cudownie jest jechać spełniać marzenia, a co dopiero wtedy, gdy za oknem samochodu taka pogoda. Ciężko jest klasyfikować pragnienia, nasi Podopieczni mają różne marzenia, jedne łatwiejsze do spełnienia, a inne trochę trudniejsze. Ciężko jest je klasyfikować, bo marzenie to zawsze też osoba, która go pragnie, a My robimy wszystko co w naszej mocy, żeby to pragnienie zaspokoić.

Nazwałbym marzenie Zuzi jako należące do typu sportowo-rekreacyjnych, bo tak wypada zaklasyfikować trampolinę. Wyruszyć z nią to nie jest taka łatwa sprawa, ale nie może być Wolontariuszem osoba bez zdolności logistycznych. Dlatego wszystko poszło gładko, zapakowanie, transport, przyjazd. Właśnie transport, logistyka to podstawa, więc dmuchania balonów wolontariusze FMM nie mogli zostawić na ostatnią chwilę. Dmuchanie rozpoczęło się zgodnie z wcześniej ustalonym planem tak, aby zwiększyć efektowność. Jak kieruje się samochodem pełnym balonów wie tylko kierowca. Na drodze budziliśmy powszechną aprobatę i podziw. Chciałoby się powiedzieć, że to już nie była jazda a lot i to balonem.

Trasa odkąd nadmuchaliśmy cały samochód trasa mijała jakby szybciej. Kilometry pękały jeden za drugim (KILOMETRY NIE BALONY). Szczęśliwie dotarliśmy do domu, pośród uśmiechu Zuzi oraz całej Rodziny wypakowaliśmy przepastne pudła, w których czeluściach ukryte były elementy trampoliny. Rozłożenie całej konstrukcji nie okazało się dużym problemem, do czasu. Trampolina nie istnieje bez powierzchni wybijającej, że użyję takiego neologizmu. Kto rozkładał kiedyś trampolinę, wie o czym mówię. Nie pomagały domowe sposoby, znane sztuczki ani obliczenia matematyczne. Wolontariusze się nie poddają, więc poszukują pomocy wszędzie. Pomocną dłoń wyciągnęła do nas Super Mama, która pomagała nam od początku, ale w momencie najbardziej krytycznym wybawiła nas
z opresji i wykazała się wielkim sprytem. Mam w pamięci ten pewny chwyt sprężyny
i naciągu, po prostu nic nie stanowiło dla niej problemu. Dzięki temu po chwili mogliśmy wybrać osobę testującą, wszystko zgodnie z instrukcją montażu.

Po obowiązkowym teście jeszcze kilka ruchów kluczem, kilka połączeń rurek, siatka ochronna i trampolina złożona. Trampolina ozdobiona kokardą oraz balonami. Zuzia dokonała pierwszego oficjalnego testu. Trampolina była jej wielkim marzeniem, można to było wywnioskować po czasie jaki na niej spędziła.

Super Mama to nie tylko specjalistka jak się później okazało od montażu trampoliny, poczęstunek jakim było pyszne ciasto i jeszcze lepsza kawa, świadczył o nie jednym talencie Mamy naszej Marzycielki. Posileni, zadowoleni z efektu, uradowani uśmiechem Zuzi przybiliśmy sobie „piątki" i wyruszyliśmy w drogę powrotną. W niej również towarzyszyło nam słońce, jak i myśl o marzeniach naszych podopiecznych.

 

Autor: Damian