Moim marzeniem jest:
spełnienie marzenia
2010-06-11
Spotkaliśmy się wszyscy o północy na dworcu, gdzie czekaliśmy na autokar który miał nas zabrać. Staś juz nie mógł się doczekać kiedy wsiądziemy. Aż w końcu nadjechał autokar. Staś aż piszczał, że taki duuuży.
To była fantastyczna wyprawa!!!
Wszystko poukładało się, jak w pięknej bajce - dobra organizacja, sympatyczna grupa, urocza pani pilot, przepiękna pogoda i świat, który przyjął nas z otwartymi ramionami.
Staś - Staś, był tak podekscytowany wyjazdem, że już tydzień wcześniej odmówił chodzenia do przedszkola by przyspieszyć czas. Samo kupowanie pierwszych w życiu kąpielówek na basen było dla niego dużym przeżyciem.
Rodzice Stasia bali się podróży, jak zniesie tyle godzin jazdy. Tymczasem Staś, gdy usiadł w autokarze oglądał go od podłogi po dach. Z wielką uwagą i zainteresowaniem przyglądał się światu za oknem.
Temperatura wrażeń wzrastała z każdym dniem.
Pierwszego dnia Lubeka i aqua park. Kompleks basenów z atrakcjami - pierwszy raz Stasia. Był wstrząśnięty i zachwycony. Po pierwszych doświadczeniach z wodą, ruszył odważnie do wszystkich rur zjeżdżalni, pontonów i ślizgawek. Było świetnie.
Sam hotel i śniadania kontynentalne były wielką atrakcją.
Drugiego dnia wymarzony Legoland.
Kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce, przy drodze zaczęły się pojawiać wielkie klocki Lego. Stasiek już nie siedział ale fruwał. Krzyczał najgłośniej w autokarze, że już dojeżdżamy. Miał swoje wyobrażenie Legolandu, więc byliśmy ciekawi jak mu się spodoba.
Zaraz za bramą wejściową otworzył się barwny świat krainy szczęśliwego dzieciństwa. Nie wiedzieliśmy od czego zacząć, żeby nic nie przegapić, wszystko zobaczyć i wszystkiego spróbować. Staś biegał i chciał doświadczyć wszystkiego - co nastąpiło. Im bardziej mrożąca krew w żyłach atrakcja, tym bardziej wszyscy piszczeli z zachwytu i po kilkakroć fundowali sobie przejażdżki. Bawiliśmy się wszyscy świetnie. Chłopiec piszczał z zachwytu na wszystkich wodnych spływach z wysokiej góry pontonami, łódkami, bo było szybko i woda nas opryskiwała. Stoczyliśmy bitwę morską na statku z Lego. Woda lała się z armatek wodnych. My strzelaliśmy z wody i nas oblewano. Byliśmy mokrzy do majtek jak po ostrym prysznicu.
Były takie momenty kiedy Mamie Stasia jak i mnie łzy stawały w oczach, był taki szczęśliwy - mam nadzieję ze zostanie tak już zawsze.
Staś spełnił w Legolandzie swoje jeszcze jedno marzenie. Bardzo chciał samodzielnie pojeździć na samochodzikach z Lego. W domu wypatrzył je sobie w internecie. I udało się w cudowny sposób, samochodziki są bardzo oblegane i nie było już biletu, bo za późno przyszliśmy. Kiedy poszłam do kasy właśnie podszedł pan, który chciał oddać swój bilet, bo rezygnował. Jak widać mieliśmy dużo szczęścia :)) Wszystko nam sprzyjało. I tym sposobem, po krótkim szkoleniu z zasad ruchu drogowego Staś z polską flagą zasiadł w samochodziku. Był dumny i szczęśliwy. Widać, to po jego usztywnionej sylwetce i krokach prawie w powietrzu. Na koniec dostał duńskie prawo jazdy.
W Legolandzie wszyscy doskonale się bawiliśmy. I było jeszcze coś - lody!!! Do tej pory Staś nie miał zbyt wielu okazji, żeby je jeść. Teraz poszliśmy na całość. W autokarze dzieciaki padły a ja wraz z nimi :))) po tylu wrażeniach.
Kolejny dzień - Hansa Park.
Dzień szaleństw i świetnej zabawy: Stasiowi bardzo podobało się płukanie złota, bujany statek, linowe mosty nad ziemią i wszystko inne.
To była eksplozja zabawy,ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Wszyscy szczęśliwi wróciliśmy do autokaru który na nas czekał na parkingu i pojechaliśmy do Łodzi.