Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
0000-00-00
inne
2010-01-10
W czwartkowe popołudnie zmierzaliśmy w kierunku miejsca pobytu naszego Marzyciela, obładowani poczęstunkiem, balonami i upragnionym przez Marka laptopem. Mieliśmy chwilkę by się przygotować na nadejście Mareczka, rozłożyliśmy talerzyki, kubeczki i wszystko co niezbędne, by godnie przywitać naszego Marzyciela chlebem i so… znaczy się pizzą i colą. Na Jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, po czym zasiedliśmy do stołu, gdzie czekały na nas: rzeczona pizza i słodkości przygotowane przez mamę Marka. Po paru łykach napoju i kawał pizzy zacząłem żałować, że przed wyjściem z domu zjadłem obiad. Nasz Marzyciel ze względu na wcześniejsze zabiegi, nie posiadał większego apetytu, więc nie przeciągając położyliśmy przed nim spora, starannie zapakowana paczka. Mareczek dotąd dosyć markotny, troszkę się ożywił i chwilę potem całe opakowanie leżało, trochę tu, a trochę tam – na podłodze. Przez moment chyba skupiłem się za bardzo na swoim kubeczku z napojem, gdyż nie pamiętam, jak laptop wylądował przed Marzycielem wraz z całym osprzętem – widocznie Marek podłączył wszystko szybko i tak intuicyjnie, że nie było to dla niego większym wyzwaniem. Dłuższej chwili natomiast wymagało zapoznanie się nowym systemem, ale ostatecznie nie było to również nic wymagającego. Madzia wymieniła się z Markiem adresami emailowymi, Ania dzierżąc aparat, szukała dobrego kadru, a ja po prostu starałem się sprawiać dobre wrażenie. Mareczek zniknął w głębinach Internetu by za chwilę oglądać swoją ulubioną bajkę, którą zdaje się znał dosyć dobrze bo z wyraźnym uśmiechem recytował dialogi głównych bohaterów.
Zanim ostatecznie nadeszła pora rozstania, zapełniliśmy kartę aparatu kolejnymi zdjęciami, które nasz Marzyciel mógł od razu sobie skopiować na swojego upragnionego laptopa. Na koniec zostaliśmy obdzieleni ciastem i poczęstunkiem którego nie zdołaliśmy pochłonąć. Od dzisiaj Marek może cieszyć się z laptopa, a my z kolejnego spełnionego marzenia!