Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2009-06-20
W tamten sobotni ranek byliśmy wyjątkowo ożywieni na myśl o rychłym spotkaniu z wyjątkową dziewczynką. Uzbrojeni w mapy i kawę skierowaliśmy się w stronę niewielkiego miasteczka Pomorsko .Pogoda dopisała, urzekły nas mijane miejsca, ale najbardziej wielki uśmiech na twarzy filigranowej dziewczynki o długich blond włosach. Rodzice z Ilonką i Jej siostrą Olą przywitali nas ciepło i serdecznie, a lodołamacze szybko skruszyły nieśmiałość dziewczynki. Pełna blasku i radości oprowadzała nas po ogrodzie zachwycając się owocami: truskawkami, malinami...
Wreszcie przyszła pora na ujawnienie marzenia. Podczas „walki” z balonami które to uciekały nam po całym ogrodzie, wzbudzając tym samym niesamowitą i prawdziwie „dziecięcą” radość, powstawały „dzieła plastyczne” zrodzone z marzeń Ilonki. Skromność i bezinteresowność dziewczynki zaskoczyły nas. Marzenia dziecka słodkie jak wielkie lody, głębokie jak morze, a prawdziwe jak dotyk. I to, co najprawdziwsze wygrało. Wyjazd nad morze, gdzie Ilonka będzie mogła poczuć chłód wody, dotknąć ciepłego piasku, wdychać jod, patrzeć na wielkie fale, a po spacerze zasiąść pod parasolem i spałaszować ogromną porcję wymarzonych lodów. To marzenie do chłonięcia prawie wszystkimi zmysłami gdzie wymarzone morze jest ciepłe, najlepiej we Włoszech. To mamy pewność, że i pysznych lodów włoskich tam nie zabraknie!
Czas uciekał jak wiatr i trzeba było wracać.
Do zobaczenia kochani........!!!!
inne
2009-10-05
Codziennie spełniają się jakieś marzenia: małe, duże, blisko i daleko. Aby mogło spełnić się to największe marzenie Ilonki, trzeba było przemieścić się dość daleko, bo aż do słonecznej Italii. Podróż była troszkę męcząca, samolot spóźnił się dwie i pół godziny, ale czas oczekiwania skracaliśmy sobie grą w Piotrusia i oglądaniem książeczki o zwierzętach. Delfiny i foczki wydawały dźwięki, Ilonka głaskała miłe futerko książeczkowych foczek i uśmiechała się na myśl, że już niedługo zobaczy te zwierzątka w naturze…
Skoro ulokowaliśmy się już tak blisko Rzymu, musieliśmy koniecznie zobaczyć Colosseum! I udało się: podziwialiśmy te ogromne ruiny, krążyliśmy wokół pstrykając fotki… Niedaleko, obejrzeliśmy też jeden z łuków triumfalnych, gdzie każdy za pozował do pamiątkowego zdjęcia. Trochę to wszystko czasu zajęło, byliśmy ciut zmęczeni i głodni. Poczuliśmy, że to jest właściwy moment na kolejne marzenie Ilonki – włoskie lody! Marzycielka wybrała niebieskie jak bezchmurne włoskie niebo. I to było naprawdę niebo w gębie, mniam, mniam…
Dalej Rzym zwiedzaliśmy z górnego pokładu piętrowego autobusu i taki sposób przemieszczania się był dla nas idealny. Mieliśmy świetny widok na najważniejsze zabytki (była między innymi Fontanna di Trevi, Forum Romanum, Watykan…) a oszczędzaliśmy nadwątlone siły, bo przecież na następny dzień zaplanowana była wyprawa do Zoomarine.
Park Zoomarine po prostu zachwycił Ilonkę! Było tak kolorowo i tyle się tam działo! Fantastyczna była karuzela - ośmiornica, którą Marzycielka jeździła mnóstwo razy, bo nie można było przestać… Siostrzyczka
Przyszła pora na pokazy fok. Było ich wiele: mniejszych, większych, z różnych stron świata. Robiły sztuczki z piłką, a nawet ratowały pana tresera, któremu trzeba było zrobić sztuczne oddychanie!
W innym basenie występowały 4 delfiny. Skakały pojedynczo i we trzy, podobnie jak foki bawiły się piłką i naprawdę były fantastyczne.
Na koniec były pokazy papug i innych kolorowych ptaków. Tu też było bajkowo i wesoło, więc postanowiliśmy odwiedzić Zoomarine jeszcze raz.
Kolejny dzień zaczął się od wyprawy nad ciepłe morze, bo o tym też marzyła Ilonka. Trochę siedziała na plaży, a potem Tato wziął ją na ręce, żeby mogła dotknąć stopami wody. Mama Ilonki znalazła piękne duże muszelki na pamiątkę, a siostrzyczka
W Zoomarine istne szaleństwo. Trzeba było jeszcze raz skorzystać ze wszystkich karuzeli, szybkich łódek i zjeżdżalni z pontonami. Może trudno w to uwierzyć, ale z niektórych atrakcji Ilonka korzystała chyba z 50 razy pod rząd. Byliśmy też na pokazach akrobatów, gdzie płonący pan skakał z dużej wysokości, na szczęście do wody, więc problemów z ugaszeniem go nie było. A na koniec Ilonka miała niespodziankę: na ptasich pokazach została zaproszona na scenę i malutkie ptaszki jadły ziarenka z jej ręki!
Ponieważ wszystko, co dobre, musi się skończyć, wróciliśmy do domu, ale pozostały piękne wspomnienia i dziesiątki zdjęć. Mamy nadzieję, że Ilonka na długo zapamięta tę wyprawę, a my na pewno będziemy zawsze pamiętać uśmiech Ilonki.