Moim marzeniem jest:
Krzysztof Romańczyk
pierwsze spotkanie
2008-02-07
W czwartkowe południe udałyśmy się do chorzowskiego szpitala na spotkanie z naszą nową Marzycielką. Okazało się, że jest nią prześliczna i przesympatyczna Julka. Dziewczyna przywitała nas uśmiechem od ucha do ucha i w ten oto sposób przełamane zostały wszelkie lody. Mimo tego, że lodołamacz nie był już potrzebny, podarowałyśmy do Julce ( taka nasza tradycja). Był nim zielony, pluszowy króliczek, kolorowanki i puzzle z Kubusiem Puchatkiem. Okazało się, że właśnie bajka o Kubusiu jest jedną z ulubionych Julii. Dziewczynka zna wszystkich przyjaciół Kubusia. Poza tym lubi także oglądać Shreka i bajkę o tajemniczym tytule " Zaczarowany autokar:". Dlaczego zaczarowany? Julia nam wyjaśniła: bo ma skrzydła a do tego czasem i nogi!! Oj...jaka szkoda, że nasze miejskie autobusy też czasem nie mogą być takie zaczarowane!!!
Rozmawiałyśmy też o zwierzątkach. Julia bardzo lubi psy. Kiedyś miała nawet dwa, yorki. Nazywały się Kola i Bessi ( Cola i Bessy) i były ulubienicami całej rodziny szczególnie Julki. Dzisiaj dziewczynka Yorków już nie posiada. Ma innego pieska, który jednak większość czasu spędza na podwórku, a czasem nawet zdarza mu się zaszczekać na Julię.
Przyszedł w końcu czas na poznanie marzenia. I dziewczynka od razu wyjawiła nam, co tak naprawdę ją ucieszy. Okazało się, że miłość do yorków pozostała w sercu Julki i marzy ona właśnie o piesku tej rasy. Życzeniem Julii było i to, aby piesek był suczką. Imię dostanie po poprzednich ulubieńcach Marzycielki: Kola lub Bessi.
Reszta spotkania upłynęła w przemiłej atmosferze wspólnych zabaw i rysunków, do których dołączył kolega z sali, Danielek. Najpierw Julka razem z Majką narysowały marzenie, czyli pieska. Frajdę sprawiły nam także kolorowe stempelki, którymi zapełniłyśmy kilka pustych miejsc na kartce.
I tak oto, w bardzo miłej atmosferze nasze spotkanie dobiegło końca. Pożyczyłyśmy Julce i Danielkowi wszystkiego dobrego i opuściłyśmy ich salę. No cóż...nie pozostało nam nic innego jak tylko szukać pieska, dzięki któremu marzenie Julii będzie mogło się spełnić.
inne
2008-03-07
Wczesnym rankiem udałyśmy się w podróż, której celem była wizyta u Julki i spełnienie jej marzenia. Zazwyczaj odwiedzamy Marzycieli w znacznie późniejszych porach, tym razem jednak wszystko było wyjątkowe. Towarzyszył nam przecudnej urody mały szczeniak. Nie miał imienia, bo prawo do jego nadania zostawiłyśmy Julce.
Julka czekała na nas od samego rana, pięknie się nawet na tę okazje wystroiła w ubranka koloru różowego ( jak przystało to damę w wieku Julii). Razem z mamą przywitała nas w drzwiach. Potem nie pozostało nam nic innego jak przedstawić jej wymarzonego pieska. Nad imieniem Julka nie myślała zbyt długo. Już od dawna wiedziała, że będzie to Cola lub Bessy. Padło jednak na Cola.
Nazwany już piesek postanowił poznać cały dom. Obwąchiwał kolejno różne kąciki, zakamarki. Wykazał się jednak wysokim poziomem kultury osobistej i wysiusiał się na przygotowane do tego celu kartony. Później przyszedł czas na odpakowanie innych podarków, które miały stanowić wyprawkę dla Coli. Wśród nich znalazły się miseczki na jedzenie i wodę, obroża i smycz ( specjalne dla Yorków, oczywiście w kolorze różowym i z cekinami), zabawka dla pieska, przyrządy do czesania, poduszka w kształcie serca i legowisko.
Wydaje mi się, że Juleczka postanowiła od samego początku być najlepszą przyjaciółką Coli. Nosiła pieska na rączkach ( mimo tego, że Cola czasem wolała pobiegać na własnych nóżkach), głaskała, przytulała. Nauczyła się też, że piesek najbardziej lubi ciągnąć sznureczki i gryź specjalne kosteczki. Był też i czas na pierwszy posiłek, który Julka odbyła w tym samym niemal czasie, co Cola ( oczywiście nie jadły z tej samej miseczki). Julka zainteresowała się też naszymi fundacyjnymi balonikami, z którymi postanowiłyśmy zrobić małą sesje zdjęciową. Niestety, z uwagi na to, że baloniki podobały jej się najbardziej wtedy, gdy mogła nimi energicznie machać, niewiele z tych zdjęć nadaje się do publikacji. Udało się jednak znaleźć, choć jedno.
Po długich i wyczerpujących zabawach, wykończona Cola zasnęła. Nie musze chyba dodawać, że zasnęła w ramionach Julki. Wyglądało to słodko, ponieważ piesek wtulił główkę pod kołnierz marynarki Julki. A nam z kolei nie pozostało nic innego, jak mocno wyściskać Julkę ( ale tak, aby nie obudzić Coli) i udać się w drogę powrotną do domu.
Piękne było to spotkanie.