Moim marzeniem jest:

Heide-Park

Jakub, 4 lata

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Gorzów Wielkopolski

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Zbiórka publiczna

pierwsze spotkanie

2009-06-04

To było pogodne popołudnie. I wcale nie mam na myśli słońca, braku opadów atmosferycznych czy niewielkiej ilości chmurek na niebie, od czego często zaczynają się relacje. Było pogodnie dzięki małemu Kubusiowi i Jego wspaniałej Mamie, których mieliśmy przyjemność odwiedzić.

Kuba był troszkę zaskoczony, że odwiedziło Go tyle cioć naraz a do tego jeden młody wujek. Musiał się do nas przyzwyczaić i uważnie nas obserwował. Po krótkiej chwili mogliśmy już razem zająć się lodołamaczem, czyli zabawkami grającymi i wydającymi odgłosy zwierząt. Jedna z zabawek również migała żółtym światełkiem, co było dodatkową atrakcją.

Staraliśmy się dowiedzieć, co najbardziej lubi Kubuś, a wyniki śledztwa były bardzo ciekawe. Na pierwszym miejscu znalazły się zwierzęta wszelkiego rodzaju. Na turnusach rehabilitacyjnych Kuba jeździ konno i ma do czynienia z psami – specjalistami od dogoterapii. Lubi też zabawy z chomikiem, które Mama nazwała „chomikoterapią”. Podróże? Jak najbardziej! Kołysanie w pociągu jest takie przyjemne, a zmieniające się za oknem widoki fascynujące. No właśnie: Kuba lubi, żeby dużo się działo i żeby nie brakowało mocnych wrażeń. Kocha klepanie po plecach, ale takie rytmiczne i z powerem i wtedy najbardziej się śmieje! Uwielbia też towarzystwo dziewczyn, ale zdecydowanie młodszych od nas, niestety. Na turnusach rehabilitacyjnych ma mnóstwo kolegów i koleżanek, ale Jego najlepszym przyjacielem jest Nikodem – nasz Marzyciel od delfinów.

Z tych wszystkich informacji ułożył nam się obraz największego marzenia Kubusia. Hm, Kuba lubi zwierzęta, ale ciągle ma z nimi kontakt na turnusach rehabilitacyjnych… Podróże + drgania+ hałasy+ kolory+ mocne wrażenia=?

Wynik równania: podróż do Heide-Parku w Niemczech! I to właśnie marzenie postaramy się spełnić, aby nasz „ekstremalny” Marzyciel był szczęśliwy…

 

Jeśli chcesz pomóc spełnić marzenie Kuby, skontaktuj się z Gośką: malgorzata.pacholczyk@mammarzenie.org

Tel. 889-244-702

 

 


 

inne

2009-10-06

Jest takie magiczne miejsce, gdzie spełniają się marzenia, gdzie można przeżyć niejedną przygodę i gdzie każdy może zostać piratem. To miejsce to Heide Park i tam właśnie wyruszyliśmy, bo tego najbardziej pragnął Kubuś. Nasza czteroosobowa załoga podróż zniosła bardzo dobrze, choć musieliśmy od czasu do czasu omijać rafy robót drogowych na niemieckich autostradach i uważać na piranie w zielonych samochodach. Posiłek spożyliśmy na wyspie o nazwie Mac Donald’s i już po południu rzuciliśmy kotwicę w hotelu Port Royal. Z mapy wynikało, że leży on tuż obok wejścia do Heide Parku. Mili piraci w recepcji dali nam klucze od pokoju - kabiny, a tam nie mogliśmy się nadziwić wyposażeniu. Wszystko było w klimacie marynarsko – pirackim, a na każdego czekała złota moneta leżąca na poduszce. Niestety, po bliższych oględzinach okazało się, że monety są czekoladowe, ale słodkości piraci też lubią. Po krótkim odpoczynku zeszliśmy na kolację. Dawni piraci musieli zadowalać się sucharami i wodą, ale w fortecy Port Royal posiłki są obfite i przepyszne. Po kolacji udaliśmy się na spoczynek, aby następnego dnia wyruszyć na spotkanie przygody. No, niezupełnie wszyscy – część dorosłej załogi rzuciła jeszcze okiem na Heide Park nocą, ponieważ można było skorzystać z wyjątkowych halloweenowych atrakcji. Trzeba przyznać, że jazda rollercosterem w ciemnościach, pirackie show z wybuchami czy ataki rozwścieczonych wilkołaków robią wrażenie, ale na szczęście piratki wróciły do fortecy i zwiedzanie parku metodą tradycyjną zaczęliśmy następnego dnia w komplecie.

 

Wyposażeni w mapę, jak to piraci, wyruszyliśmy na podbój parku. Na początku krążyliśmy nieco chaotycznie, próbowaliśmy zorientować się, gdzie jesteśmy. Pomógł nam co nieco wjazd na olbrzymią wieżę widokową, z której widać było wszystko lepiej niż z bocianiego gniazda. Piratka Dorota za poźno przypomniała sobie o lęku wysokości, ale jakoś przeżyła. Za to pirat Kubuś nie bał się niczego. Odważnie wstępował na pokład najpierw małych gondolek i tratw dla dzidziusiów, ale później przyszła pora na wrażenia ekstremalne, typu mountain rafting. Tutaj Kuba jechał okrągłą gumową tratwą między wodospadami dwa razy pod rząd! Do gustu przypadła także Marzycielowi wyprawa w czasy prehistoryczne i jazda łódką ciemnym tunelem.

Pierwszego dnia wydawało nam się, że nie zdążymy wszystkiego zobaczyć, daliśmy więc „cała naprzód” i obiegliśmy na piechotę cały park. Oprócz tego objechaliśmy go dwiema kolejkami nad ziemią, jak również tradycyjnym malutkim pociągiem. Oczywiście co chwila musieliśmy się czymś zachwycić i robiliśmy setki zdjęć, żeby utrwalić miłe chwile i niesamowite widoki. Na każdym kroku podziwialiśmy dekoracje z dyń, pajęczyn i nietoperzy. Zachwyciła nas też ilość starannie wypielęgnowanych roślin.

Wieczorem znowu załoga musiała się podzielić. Kiedy nieletni pirat został z opiekunką –piratką, druga część załogi podziwiała akrobatyczne pokazy chińskich artystów i poznawała Heide Park od podszewki.

 

Drugi dzień zwiedzania był odrobinę spokojniejszy. Z zegarkiem w ręku zaplanowaliśmy obejrzenie wszystkich ciekawych pokazów. Kubę zachwycił elektroniczny teatrzyk kukiełkowy pełen świateł, dźwięków i kolorów, w którym wystąpiły ptasie gwiazdy, a nawet śpiewające warzywa i gadające drzewa. Równie emocjonujące okazało się przedstawienie o sympatycznych małpkach podróżujących na motorze. Pirackie show było może trochę za groźne dla takich łagodnych piratów jak my, ale za to zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia ze starszymi kolegami po fachu.

Trzeba było też uzupełnić piracki rynsztunek, a więc wydać trochę dukatów w sklepach z pamiątkami. Nie mogło się obyć bez pirackiej czapki, koszulki i chusteczki w trupie czaszki…

Jedną z atrakcji Heide Parku jest najwyższa na świecie drewniana kolejka górska Colossos, z której zjeżdża się z prędkością 120 km/h. Tego typu urządzenia są dostępne tylko dla starszych piratów i tych najodważniejszych, ale śpieszę donieść, że część załogi z nich korzystała, kiedy pirat Kuba ucinał sobie drzemkę. Krew w żyłach próbowała zamarznąć, ale na szczęście jej się to nie udało… Po takiej jeździe nic już nie było w stanie przestraszyć piratów z FMM.

Kiedy nadszedł ostatni wieczór, nikt nie miał ochoty wracać do koi i kłaść się spać. Nawet młody pirat – Marzyciel oglądał wieczorne show w pirackiej tawernie. Gigantyczne bańki mydlane pokazywał nie byle kto, bo pracujący w Heide Parku rekordzista Guinnessa (niedawno zamknął 94 osoby w takiej bańce!). Był też rewelacyjny i pełen humoru pokaz iluzjonisty „Viva Lars Vegas” z obowiązkowym białym króliczkiem…

 

Ostatnie śniadanie jedliśmy bardzo, bardzo powoli, bo żal było wyjeżdżać. Ale w końcu trzeba było z żalem podnieść kotwicę. Autostradowe morze ukołysało Kubusia do snu, więc podróż przebiegła spokojnie. W czasie wyprawy piraci nie znaleźli ani złota ani naszyjników z pereł. Wszyscy wrócili jednak bardzo szczęśliwi, bo największym skarbem były uśmiechy zadowolonego Marzyciela i Jego Mamy.

 

Piraci strasznie dziękują:

- Wszystkim, którzy wrzucili pieniądze do puszek na wystawie psów rasowych w Gorzowie Wielkopolskim. Dzięki Wam, Kuba szalał aż dwa dni w Heide Parku i spał w bajkowym hotelu.

- Wszystkim, którzy wpłacili 1% podatku na FMM. Zawdzięczamy Wam paliwo do naszego pirackiego pojazdu i coś więcej do jedzenia niż suchary i wodę.

- Marcinowi Szlezyngierowi za to, że zupełnie spontanicznie postanowił się nami zaopiekować, za poświęcony czas, pokazanie Heide Parku od podszewki, opowiadanie ciekawostek o parku…. Dziękujemy, że byłeś z Kubusiem.