Moim marzeniem jest:

Wycieczka do Legolandu

Kuba, 6 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Gorzów Wielkopolski

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-04-26

W wiosenną środę, 26 kwietnia, wybrałyśmy się do Zielonej Góry, by odwiedzić 6-letniego Kubusia, chorego na mukowiscydozę. W samochodzie Doroty było bardzo gorąco, przez co droga była dosyć uciążliwa, lecz powitalny uśmiech Kubusia wszystko nam wynagrodził. Pierwsze wrażenie było niesamowite! Piękne, duże i uśmiechnięte oczy Kubusia oczarowały nas. Ewa wręczyła naszemu Marzycielowi lodołamacz, czyli zestaw Spidermena z klocków i małą maskotkę-pacynkę - szczekającego pieska. Kubuś od razu nadał mu imię Kisiel J. Mama poczęstowała nas pysznym ciastem i zrobiła się miła atmosfera, Kubuś opowiadał nam czym się interesuje, zaprezentował fenomenalną walkę bokserską z workiem treningowym w zimowych rękawiczkach. Ależ on ma siłę!! Walka zaparła nam dech w piersiach. Być może oto oglądamy przyszłego zawodowego boksera?!! 

Po krótkiej chwili odpoczynku Kubuś zaczął rysować swoje marzenia. Na pierwszym rysunku powstał świat z klocków Lego. Kubuś z przejęciem zdradził nam, że chciałby pojechać do Legolandu, ale tak, żeby nie musiał lecieć samolotem "bo mam stracha jak stąd do końca mojej ręki". Drugie marzenie Kubusia to spotkanie z Supermanem, kolejne - gra komputerowa Scooby Doo, a czwarte - zostać bokserem. Cudowne marzenia! Jednak najważniejsza dla Kubusia okazała się wycieczka do Legolandu! 

Czas mijał nam w przemiłej atmosferze, lecz wszystko co dobre szybko się kończy. Na pożegnanie Kubuś złożył długopisem na naszych rękach autografy młodego boksera. Piękny zachód słońca towarzyszył drodze powrotnej do Gorzowa Wlkp. Atmosfera domu rodzinnego Kubusia przeniosła się do naszego samochodu, gdzie rodził się plan - jak spełnić marzenie chorego dziecka.

 

inne

2006-08-15

Zaplanowany pobyt - 12.08.-15.08 - Wyruszamy!

 

Rześki sierpniowy poranek, to dobry moment na początek naszej wyprawy. Wygodnie usadowieni w aucie wyruszamy do Danii. Nasz kompas ustawiamy na Jutlandię - miasto Billund - miejsce Legoland. Droga do Danii upływa nam szybko. Troszeczkę drzemiemy, troszeczkę rozmawiamy, dużo się śmiejemy. W tym wszystkim (jakżeby inaczej!) wiedzie Marzyciel Kubuś! Entuzjazm Kubusia udziela się wszystkim. Radosne okrzyki i roześmiane oczy Marzyciela są świadectwem pełni zadowolenia, jakie sprawia Kubusiowi wyprawa do wymarzonego Legolandu. Około godziny 15 robimy kolejną przerwę w naszej podróży. Tym razem dłuższą od poprzednich, wykorzystujemy ją na obiad oraz niezbędne czynności (inhalacja i oklepywanie) związane ze stanem zdrowia Kubusia. Po około godzinie zwarci i pełni mocy wszyscy jesteśmy gotowi do dalszej drogi. Wczesnym wieczorem bez jakichkolwiek "ceremonii" przekraczamy, a raczej pędem przejeżdżamy granicę Niemcy - Dania. Do celu wyprawy jedziemy wzdłuż zielonej krainy - Jutlandii. Soczysta zieleń łąk i drzew, pierzaste rozwarstwione białe obłoki - to widok, który towarzyszył nam już od granicy. Na miejscu szybko załatwiliśmy formalności w hotelu, wypakowaliśmy bagaże i ku wielkiej radości Kubusia, jeszcze tego wieczoru, nie tracąc ani chwili, wyruszyliśmy na poznanie nowej krainy. Po kilku kilometrach dotarliśmy do Vejle średniowiecznego miasteczka położonego nad Fiordem - sercem regionu. Ogarnęło nas doznanie nowego świata- domy z cegły o charakterystycznej architekturze, wokół mnóstwo zieleni i charakterystyczny zapach morza. Całość dopełnił port towarowy i zjawiskowo przedstawiający się port 1000 pięknych jachtów. Z wnętrza kantyn marynarskich usadowionych wzdłuż nabrzeża dobiegał nas gwar i muzyka (nic dziwnego – był sobotni wieczór). Kubuś w dalszym ciągu pełen energii (nieźle pospał sobie w drodze) radośnie podskakiwał podczas naszego spaceru po porcie. Czuliśmy, że ocieramy się o świat "wilków morskich", było to ekscytujące doznanie, co niektórzy w wyobraźni widzieli historyczne długie łodzie wikingów. I tak pierwszy dzień naszej wyprawy do krainy marzeń Kubusia pomału dobiegał końca. Po kolacji, którą zjedliśmy w uroczym Vejle wróciliśmy na miejsce naszego noclegu i niezwłocznie po spełnieniu zdrowotnej procedury Kubusia wszyscy udaliśmy się na zasłużony wypoczynek.

II dzień - Legoland - czyli wszyscy jesteśmy dziećmi.

Pobudka godz. 7.00, nie ma czasu na wylegiwanie się w łóżku, przed Kubą Marzycielem i oczywiście nami, dwa dni pobytu w Legolandzie, dni spełniania marzenia. Śniadanie w hotelowej restauracji przebiegało w miłej rodzinnej atmosferze. Szczególnie smakowało nam chińskie pieczywo- różnorodne bułeczki oraz ciasteczka z ciasta francuskiego nadzieniem orzechowo-jabłkowym. W trakcie posiłku Kubie, jak zwykle nie zamykała się buzia, uczestniczył w dyskusjach na wszystkie poruszane tematy, także mama Agnieszka zmuszona była przygotować bułeczki "na drogę", bo co, jak co, ale na porządne zjedzenie śniadania naszemu Marzycielowi zabrakło czasu. Po śniadaniu ponownie zapakowani w auto w radosnym oczekiwaniu jedziemy na spotkanie z magiczną chwilą spełnienia marzenia. U wrót Legolandu czeka na naszego Marzyciela, cudnej urody duńska księżniczka, wita naszego Kubusia radosnym uśmiechem. Naszą uwagę przyciąga jej różowa balowa suknia oraz mnóstwo piegów pokrywających jej bladą skórę. Uwagę innych gości Legolandu z kolei przyciąga cała nasza grupka. Z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądają się Kubusiowi i nam. Obdarzają nas życzliwymi uśmiechami, a dzieci z zapałem pozdrawiają nas machając rączkami. Kubuś jest zachwycony i zafascynowany tym bardziej, że na powitanie otrzymał od księżniczki wspaniały zestaw klocków LEGO. Przeprowadzeni przez nasza wspaniałą księżniczkę przez wrota Legolandu doznajemy uczucia radości i fascynacji. Magia spełniania marzenia działa. Więc jesteśmy wszyscy na czele z naszym Marzycielem, jej uczestnikami i świadkami. Księżniczka spędza z nami około godziny. W tym czasie opowiada nam o krainie Lego o jej atrakcjach i zasadach korzystania z tych atrakcji. Kiedy zostajemy sami natychmiast ruszamy do zabawy, nasza fascynacja i zachwyt rośnie w miarę upływu czasu. Kubuś, a my wraz z nim, jesteśmy pod ogromnym wrażeniem, tutaj w Legolandzie wszyscy są dziećmi- mali chłopcy, ich tatusiowie i dziadkowie. Nasz Marzyciel otrzymał od dyrekcji Legolandu kartę VIP, która zwolniła go ze wszystkich kolejek do poszczególnych atrakcji (spływ beczką po górskiej rzece, jaskinia smoków, wilków i dinozaurów, przejażdżka skuterkiem pirackim, kolejka do kopalni złota, czy małą łódeczką wokół Statuy Wolności). Po posiłku i niezbędnych zabiegach medycznych, małej przerwie na wypoczynek wracamy do atrakcji Legolandu. A tutaj, co krok nowa pokusa - koncert orkiestry dętej, trochę dalej w wiosce indiańskiej prawdziwy "Indianin" namawia do zdjęć w swoim towarzystwie oraz do skorzystania z wypoczynku w wigwamie, a jakby tego było mało tuż obok koncentrują „autentyczni” kowboje racząc nas miłą dla ucha muzyką country. Jeszcze tego dnia trzeba było wygospodarować czas na Lego-Studio, gdzie oglądaliśmy filmy z form D-4-zachwyt całkowity - nasz Marzyciel Kuba "piał" z radości. Niestety wczesnym wieczorem zaczął padać deszcz i przerwał nam pobyt w krainie Lego, musieliśmy przenieść się do miejsc pod dachem. Dla Kuby był to czas bardzo owocny, bowiem z drobną pomocą mamy Agnieszki i taty Tomka skonstruował z klocków Lego bardzo trudny model dźwigu. Urządzenie wspaniale zadziałało i tym sposobem Kuba otrzymał oficjalny dyplom - konstruktora LEGO. Zbliżał się wieczór, a że deszcz narastał postanowiliśmy udać się na zasłużony wypoczynek do hotelu. Po drodze należało jeszcze tylko uporać się z „nieposłusznym” akumulatorem naszego auta, ale na szczęście wszyscy szczęśliwi, chodź troszeczkę przemoczeni dotarliśmy do miejsca naszego spoczynku.

III dzień LEGOLAND czyli wszyscy jesteśmy jeszcze bardziej szczęśliwymi dziećmi.

Legoland okaże się jeszcze bardziej fascynujący! Teraz już jesteśmy wytrawnymi "pożeraczami" atrakcji Legolandu i mamy efektywny plan. Nie zwlekając ruszamy w najbardziej atrakcyjną część krainy Lego, tutaj czeka nas fantastyczna przygoda - przejażdżka poprzez sale królewskiego pałacu na smoku ziejącym siarkowym ogniem, przejazd ekstremalną kolejką (najlepsze lekarstwo na braki adrenaliny) oraz kolejny spływ beczką. Tego dnia nasza grupa podzieliła się na "tych odważnych" oraz "mniej odważnych" i w związku z tym wszyscy byliśmy zadowoleni i szczęśliwi. Obiad postnowilismy zjeść w komnatach pałacowych. Zasiedliśmy na drewnianych ławach w olbrzymiej Sali rycerskiej. Zjedliśmy typowy obiad kuchni duńskiej i po wypoczynku i inhalacji byliśmy gotowi do dalszych przygód. Wszyscy na czele z naszym Marzycielem Kubusiem bawiliśmy się cudownie, obejrzeliśmy sztukę teatralną - komedię miłosną, w której główną atrakcją były skoki do fosy z wysokości około 10m. Ponownie odwiedziliśmy interaktywne centrum filmowe oraz nieskończoną ilość razy skorzystaliśmy z wszelkich innych dostępnych atrakcji. Niestety, ku naszemu zmartwieniu zbliżał się wieczór, a o godzinie 18.00 wszystkie "urządzenia" kończą pracę. Pozostało nam podziwianie, zachwycanie się rekonstrukcjami miast, portów i lotnisk oraz zakupy w sklepikach z pamiątkami. Marzyciel wraz z rodzicami zanurzył się w świat gadżetów LEGO, ja natomiast z wielką przyjemnością, siedziałam na ławce, grzejąc się promieniami słońca, rozpamiętywałam wydarzenia ostatnich dni, napływały do mnie ciepłe myśli, które dawały mi poczucie dobrze wykorzystanego czasu. A kiedy po powrocie ze sklepików Kuba radośnie wykrzykiwał: "Ala! spełniły się moje wszystkie marzenia…!" zrobiło mi się na sercu jeszcze cieplej. Za momencik okazało się, że tak do końca to jeszcze nie było 100% szczęście. "Jeszcze chcę popływać w basenie" - wykrzykiwał Kubuś. "Prosisz i masz". W takim razie wracamy do hotelu, popływasz sobie Marzycielu do woli. Wspólna kolacja wypełniona relacjami i przede wszystkim okrzyki Kubusia i pora na zasłużony odpoczynek. Jutro przed nami trudny dzień. Czeka nas daleka podróż do domu.

Dzień IV powrót do domu, czyli, "My tu jeszcze wrócimy!".

Śniadanie, pakowanie bagaży, pożegnanie hotelu i w drogę. Ponowny przejazd przez malownicze zielone pagórki Jutlandii. Dalej wygodna jazda niemieckimi autostradami. Przerwa na obiad, zabiegi medyczne i wypoczynek i dalej ponownie dobrymi niemieckimi drogami do granicy w Kostrzynie nad Odrą. Tu mała ostatnia przerwa i rozprostowanie nóg. Z głośników przy parkingu przy stacji benzynowej rozbrzmiewa znany przebój Krzysztofa Krawczyka- jesteśmy z powrotem w domu! W Gorzowie czeka nas miła niespodzianka, jak "już tradycja nakazuje" wita nas grupka wolontariuszy Fundacji "Mam Marzenie". Kuba dzielnie spełnia "funkcję gwiazdy", radośnie relacjonuje swoje przeżycia z krainy Lego, co chwilę rozlega się radosny śmiech i okrzyki. Wszyscy jesteśmy zadowoleni i przekonani o tym, że przeżycia ostatnich dni zaowocują w życiu Kubusia i jego rodziców, przyczynią się do dalszego jasnego spoglądania w przyszłość!

Bardzo gorąco dziękujemy firmie Lego, a w szczególności Pani Pii Toftdahl, za podarowanie darmowych wejściówek do Legolandu. Dziękujemy także właścicielowi hotelu Vingstedcentret za udzielenie dużej zniżki za pobyt.