Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2006-03-26
Stukot kół pociągu z każdą chwilą zbliżał nas bardziej do gór, do małej miejscowości w Beskidzie Śląskim - Wilkowic, w której znajduje się dom naszego nowego Marzyciela.
Z dworca odebrała nas mama Łukaszka. Po pięciu minutach spaceru, podczas którego miałyśmy okazję podziwiania pięknych widoków, dotarłyśmy na miejsce, gdzie przywitał nas uroczy chłopczyk nieco onieśmielony naszą wizytą. Spróbowałyśmy więc wkupić się w jego łaski przyniesionym lodołamaczem, składającym się z trzech gier komputerowych, w które bardzo lubi grać. Chyba nam się to udało, bo już po chwili nasz Marzyciel wcielił się w postać pilota wirtualnego samolotu, którym sterował z niesamowitą zręcznością. Niestety jego malutkiej siostry zjednać nam się nie udało nawet przyniesioną zabawką i uciekła przed nami do kuchni na bezpieczne kolana babci.
Naszego nowego Marzyciela - Łukasza najbardziej interesują komputery i przeróżne gry, o których nam opowiadał, a w których jest zapewne specjalistą. Przeniosłyśmy się w świat niesamowitych historii z ekranu monitora - wyścigów samochodowych, zarządzania wesołym miasteczkiem, gier strategicznych, zręcznościowych i przygodowych. Musiałybyśmy jednak bardzo długo trenować by poznać wszystkie ich zasady i tajemnice, które dla Łukasza nie są żadną zagadką.
Wreszcie zaczęliśmy rozmowę na temat jego marzeń. Okazało się, że Łukasz dużo o tym wcześniej myślał i był bardzo zdecydowany. Wysłuchał naszych historii na temat przeróżnych marzeń, które były już realizowane w całej Polsce, ale zdania swojego nie zmienił. Wyznał nam, że jego największym marzeniem jest urządzenie własnego pokoju, na który czeka już od kilku lat. To marzenie okazało się największe i pokonało wszystkie inne. Łukaszkowi marzą się zielone ściany, nowe meble i swój własny kąt, którego nie będzie musiał z nikim dzielić. W końcu każdy młody mężczyzna musi mieć jakieś miejsce tylko dla siebie :)
Zaraz z ochotą zabrał nas na poddasze, na którym znajduje się pomieszczenie, które czeka na swojego nowego lokatora, ale prace nad jego urządzeniem zatrzymały się po tym jak chłopczyk zachorował. Opowiedział nam o sposobie, w jaki mają być pomalowane ściany, o tym gdzie mają stać meble. Rzeczywiście ma to wszystko doskonale przemyślane i naprawdę wymarzone z najdrobniejszymi szczegółami :) Trzeba było zobaczyć ten błysk w jego oczach, gdy starał się nam opisać wszystkie detale swojego marzenia.
Poczułyśmy, że powierzono nam wykonanie czegoś bardzo ważnego - przecież w tym nowym pokoju nasz Marzyciel będzie spał, bawił się, uczył, grał w swoje ulubione gry i spędzał mnóstwo czasu :)
Czeka nas naprawdę dużo pracy podczas projektowania i obmyślania, w jaki sposób mamy to wszystko urządzić by Łukaszek był naprawdę zadowolony i dobrze się czuł w swoim nowym pokoju. Wzięłyśmy sobie do serca tę powierzoną nam misję do spełnienia i pożegnałyśmy się z przesympatycznymi domownikami, by już w pociągu zabrać się do pracy i wszystko jakoś sobie zaplanować. Jednego jesteśmy pewne - nie będzie to łatwe, ale otrzymaliśmy także niesamowitą okazję do wydobycia drzemiących w nas pokładów kreatywności :)
inne
2006-08-12
Ech cóż to było za marzenie. Od samego początku stanowiło dla nas nie lada wyzwanie. Wszak powierzono nam urządzenie pokoju, więc sprawa wyglądała naprawdę poważnie. Trzeba było pozałatwiać wszystko od początku do końca, a rzeczy do zrobienia było sporo. Po pierwsze więc remont, którego sfinansowania i przeprowadzenia podjęła się bielska Castorama. Projektem zajęła się pani Dagmara - specjalistka od projektowania, przed którą postawiono zadanie wielkie, bo Marzyciel miał wszakże swoją wizję pokoju, którą zachować było trzeba, ale także żadnych dodatkowych pytań zadać mu nie można było, by się absolutnie niczego domyślić nie zdołał i by miał naprawdę niespodziankę ogromną.
Ustalono więc kolor ścian, wszystkie niezbędne dodatki, rodzaj podłogi... Pomierzono wszystko, posprawdzano i rozpoczęto poszukiwania kogoś, kto podejmie się tego zaszczytnego zadania. Wreszcie ekipa została znaleziona, termin ustalony i rozpoczął się bardzo gorący tydzień w domu niczego nie świadomego Łukaszka. Chłopiec wraz z małą siostrzyczką zostali przewiezieni do babci, a w pokoju rozpoczęło się stukanie, przybijanie, gipsowanie, malowanie...
Najpierw więc zamontowanie sufitu, zagipsowanie powstałych dziur... Później malowanie ścian na przepiękne odcienie naszego fundacyjnego koloru :) Wszystko zgodnie z wcześniejszym projektem. Kolejny dzień to ponowne malowanie i ułożenie podłogi... Nie obyło się bez przygód, a tu coś odpadło, a tam nie do końca wyszło tak jak miało i poprawiać było trzeba... Wreszcie wśród nerwów już ogromnych piątkowego wieczoru pierwsza ekipa pokój zdołała wreszcie opuścić. Na dzień kolejny spełnienie marzenia zostało zaplanowane, a tu jeszcze tyle roboty...
W samo południe dnia następnego nasza fundacyjna ekipa wysiadła z pociągu i pełna szczerych chęci ruszyła w kierunku Łukaszkowego domu, by pomoc swą zaoferować. Po jakimś czasie pojawiła się ekipa Castoramy i teraz praca zaczęła się posuwać bardzo szybko. Jeden z panów montował gniazdka i lampy, drugi zajmował się stworzeniem na ścianach charakterystycznych mazów, które były tak ważne w Łukaszkowej wizji... Trzeci pan czuwał nad wszystkim i wszystkimi, a pani Dagmara pomagała w malowaniu i zajmowała się ułożeniem wszystkich niezbędnych dodatków. Wszystkiemu przyglądała się ekipa z telewizji i gazety filmując, robiąc zdjęcia i zadając pytania. Tłum zrobił się wielki i wszyscy z niecierpliwością czekali na efekt końcowy...
Malowanie zakończone, przyszła pora na powieszenie abażuru... I nagle przerażenie - nie ma żarówek. Pytanie pada czy w sklepie spożywczym żarówki mieć mogą i odpowiedź natychmiastowa dowcipnego pana z gazety: "tak, ale tylko w czekoladzie". Pośmialiśmy się wszyscy, żarówki jednak kupić się udało i pokój był prawie gotowy. Jeszcze tylko mebelki nowiutkie i śliczne poprzesuwać, szafę wnieść i... wreszcie koniec! Rodzice pojechali po Marzyciela, babcia szybciutko jeszcze coś tam sprzątała, by efekt był jak najlepszy, nasza ekipa zajęła się dekorowaniem pokoju fundacyjnymi balonami...
I uwaga! Samochód z Marzycielem podjeżdża pod dom, a więc pora się ukryć. Pierwsza mina Łukaszka zarezerwowana tylko dla mediów. Wielkie zaskoczenie, powodujące brak zdolności odpowiedzi na jakiekolwiek pytania... Wszystkiego dotknąć trzeba (poza ścianą, która jeszcze tak świeża, tak mokra...), kolejne sesje zdjęciowe, tłum ludzi, szereg pytań i zamieszanie ogromne. Czy aby na pewno się podoba? Czy wszystko jest tak jak w marzeniowych myślach było?
Wreszcie emocje trochę zaczynają opadać, bo tu pozować trzeba, tu wywiadu udzielać, a tak by się już chciało z kuzynostwem poszaleć, pobawić się w tym nowym pokoju... Swoje cztery wymarzone ściany, swoje łóżko, swoje meble... Tylko komputera jeszcze brakuje, ale to nic, tata obiecał, że za chwilę go przyniesie. Zabawki trzeba będzie poukładać, ubrania poprzenosić i pierwszą noc już Łukasz będzie mógł spać u siebie, i wcale nie będzie się bać! Jeszcze fascynacja lampami, sprawdzenie czy aby na pewno działają, ustawienie prawidłowego czasu na nowym zegarku, wypróbowanie nowej sofki...
A po chwili wszyscy zaczynają się żegnać i dopiero wtedy rozpoczyna się prawdziwa zabawa. Maleńkie samochodziki zaczynają rozbijać się na biurku, czwórka dzieciaków robi sobie bitwę na balony... A na dole słychać tylko ich rozbawione głosy, szczery śmiech. Więc chyba się podoba :)