Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2006-01-28
W sobotę wybrałyśmy się do Kubusia, który mieszka z rodzicami i siostrą Karoliną w małej miejscowości koło Gliwic.
Kubuś ma pięć lat, cierpi na chorobę genetyczną- mukowiscydozę.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce rodzice Kubusia bardzo ciepło nas przyjęli, Kubuś początkowo "udawał" nieśmiałego, ale trwało to zaledwie 5 minut. Tata Kuby wyjaśnił nam, iż jest On bardzo otwartym dzieckiem i zapewne szybko przyzwyczai się do naszej obecności. Istotnie tak też było.
Kubuś otworzył prezent, który otrzymał od nas - puzzle, był bardzo zadowolony, gdyż wręcz uwielbia ich układanie.
Kubuś wyraził swoje zadowolenie, często się uśmiechał i profesjonalnie pozował do zdjęć :) Już na wstępie ujawnił nam swoje zdolności muzyczne, zaśpiewał nam piosenkę, którą nauczył się w przedszkolu do którego bardzo chętnie uczęszcza. Kiedy Kasia zapytała o marzenie chłopca, bez namysłu wyjawił nam swoje pragnienie wyjazdu do Legolandu. Rodzice Kubusia wyjaśnili, iż syn prócz układania puzzli bardzo chętnie buduje dosłownie wszystko z klocków Lego. Gdy Kasia zajęła się omawianiem formalnych spraw z rodzicami, wraz z Kasią i Agnieszką udałyśmy się do pokoju Kubusia. Kubuś zaproponował, iż pokaże nam swoje "klocuszki" i "puzzelki" ( takimi zdrobnieniami posługiwał się nasz marzyciel dlatego nie śmiałam ich zmieniać :) ) Pokazywał nam swoje puzzle, klocki Lego, karteczki które zbiera wraz z siostrą a także statek piratów, który jest bardzo ważną częścią Jego zabawek, gdyż tratuje go z należytym szacunkiem :) Pokazywał również kolekcje wojowniczych postaci ułożonych z klocków.
Kubuś był w stosunku do nas bardzo otwarty, nawet bez naszych pytań, sam opowiadał o swoich zainteresowaniach, o przedszkolu, pięknie zaprezentował jak nauczył się liczyć :)
Kubuś wzbudził we mnie podziw w szczególności swoim uporządkowaniem, każdą rzecz, którą wydobył z półki czy szuflady, tuż po jej prezentacji, dokładnie porzadkował i wkładał w to samo miejsce. To chyba dość niespotykane wśród małych, a zarazem energicznych dzieci - i to chłopców!!
Siostra Karolina uczęszcza do piątej klasy Szkoły Podstawowej, na pierwszy rzut oka widać że jest troskliwą i podobnie jak brat otwartą osobą. Wiele opowiadała o ich życiu i przygodach. Kuba jest energicznym chłopcem ani minuty nie spędza na bezczynności:)
Dużo mówi i pięknie się uśmiecha . Mama Kubusia opowiadała, że chłopiec przyzwyczaił się do codziennych obowiązków związanych ze szczególnym dbaniem o zdrowie tj: inhalacje, enzymy podawane do posiłków, nie protestuje a nawet się upomina :)
Jesteśmy wprost zachwycone tą pogodą ducha, ciepłem panującym w rodzinie Kubusia i energią, której można pozazdrościć chłopcu..
inne
2006-06-20
Dzień pierwszy - czwartek 15.06.2006r.
W związku z wczesną godziną odlotu postanowiono, że noc przed podróżą do Danii spędzimy w Warszawie. Wraz z marzycielem - Kubusiem i jego rodziną spotkałam się na dworcu w Katowicach około 15.30. Jazda pociągiem była niemałą frajdą dla naszego bohatera, ponieważ zarówno on jak jego siostra nigdy wcześniej nie podróżowali tym środkiem komunikacji. W Warszawie szczęśliwie dotarliśmy i zostaliśmy zakwaterowani w hotelu Premiere Classe, gdzie mieliśmy spędzić noc przed wylotem. Chociaż nie było wiele czasu poszliśmy na mały spacerek po okolicy i zjedliśmy miłą kolacje w pizzerii. Już po powrocie miałam przyjemność zagrać z małym marzycielem w jedną z jego ulubionych gier planszowych - Chińczyka:.Jeszcze przed nadejściem 23 wszyscy położyliśmy się spać, ponieważ nazajutrz czekał nas długi i pełen wrażeń dzień.
Dzień drugi - piątek 16.06.2006r.
Drugiego dnia podróży musieliśmy wstać bardzo wcześnie. Odlot był przewidywany na 10 rano, a my musieliśmy dotrzeć na lotnisko i załatwić wszelkie formalności. Po wymeldowaniu się z hotelu i śniadaniu w hotelowej stołówce udaliśmy się na lotnisko. Kubuś przez cały czas dopytywał się czy już dzisiaj pójdziemy do Legolandu i był bardzo zawiedziony, kiedy rodzice tłumaczyli mu, że to dopiero jutro. Po nadaniu bagaży, małej rewizji w sklepach i oczekiwaniu na poczekalni wreszcie zaczął się jeden z najciekawszych elementów wycieczki. Do samolotu linii SAS przewiózł nas specjalny autobus. Wszyscy byliśmy podekscytowani, ponieważ każdy z nas leciał po raz pierwszy. Po ulokowaniu się w samolocie czekaliśmy już tylko na start. Wreszcie wzbiliśmy się w powietrze i po kilku minutach mogliśmy już oswobodzić pasy i trochę odetchnąć. Kubuś, który siedział tuż przede mną, opowiadał mi swoje wrażenia z dopiero rozpoczynającej się podróży. Cudownie było usłyszeć z jego ust, że lot był również jego wielkim marzeniem i patrzeć jak podziwia widoki za oknem. Nie przestawał powtarzać, że nie może doczekać się wizyty w Legolandzie. Miedzy przylotem do Kopenhagi, a odlotem do miejsca gdzie znajdował się Legoland - miasta Billund mieliśmy sporo czasu. Musieliśmy przejść przez całe lotnisko, żeby dotrzeć do Terminalu, z którego mieliśmy lecieć. Kubuś przez większą cześć lotniska wędrował przodem niczym kierownik wycieczki. Podróż mogliśmy kontynuować po odczekaniu paru godzin. Lot zajął nam około 45 minut, a po wylądowaniu i odebraniu bagaży czekaliśmy już tylko na właściciela domu, w którym mieliśmy zamieszkać. Kiedy odnaleźliśmy się na lotnisku, bardzo sympatyczny pan Erik zawiózł nas do domu i oprowadził po naszej części, a potem pojechaliśmy razem do supermarketu. Towary w sklepie posiadły etykiety w języku duńskim, którego nie rozumieliśmy, ale niepokonana drużyna, jaką byliśmy poradziła sobie z tym problemem: Niestrudzony w trakcie podróży Kubuś wieczorem grał z tatą i siostrą w piłkarzyki, ale udało się go namówić do wcześniejszego położenia do łóżka, ze względu na wizytę w miejscu urzeczywistniającym jego marzenie...
Dzień trzeci - sobota 17.06.2006 r.
Trzeciego dnia, tuż po wchłonięciu pysznego śniadania przygotowanego przez pana Erika, wybraliśmy się do celu naszego wyjazdu - Legolandu. Po załatwieniu wszelkich formalności związanych z odbiorem wejściówek Kubuś i jego siostra otrzymali małe upominki i weszliśmy do środka. Pierwszego dnia w tym królestwie klocków posługiwaliśmy się mapką, żeby nie pominąć żadnej atrakcji. Na początku oglądaliśmy fantastyczne budowle z klocków: lotnisko w Billund, samoloty, zamek Neuschwanstein, Statuę Wolności, miniaturowe miasteczka, port, a nawet stadion piłkarski. Kubuś na początku żywo zainteresowany, potem nieco znudzony budowlami zadecydował, że udamy się na kolejki. Na początek szybka karuzela - gąsienica, później przejazd kolejką(chyba najbardziej przypadła do gustu marzycielowi, bo wracał na nią konsekwentnie w kolejnych dniach), która na początku spokojnie sunęła przez podziemia, potem nagle nabierała prędkości i zamieniała się w mini - rollercoaster. Po małej przerwie na obiad szybko powróciliśmy do dalszego zwiedzania miasteczka z klocków. Niestety były atrakcje, na których limity wysokości uniemożliwiały przejazd naszemu bohaterowi. Jednak na wszystkich pozostałych i tych bardziej niebezpiecznych i tych mniej Kubuś bawił się doskonale. Oczywiście te, w których bardziej rzucało, te szybsze lub te z większymi spadami cieszyły się największa atencją Kubusia. Nieustraszony marzyciel podnosił ręce i z uśmiechem na twarzy korzystał z wszelkich dóbr klockowego miasteczka. Po dniu pełnym wrażeń i małym buszowaniu po sklepach udaliśmy się z powrotem do naszej kwatery, gdzie miałam przyjemność ułożyć z Kubusiem jego nowe zdobycze. Powstały piękne budowle, które do samego końca ozdabiały pokój. Po kilku meczach, jakie stoczyłam z marzycielem, jego siostra i tatą w piłkarzyki zebraliśmy się do łóżek. Następnego dnia czekało nas przecież wiele wrażeń w Legolandzie
Dzień czwarty - niedziela 18.06.2006 r.
Czwarty dzień naszego pobytu prawie w całości spędziliśmy korzystając z wszystkich atrakcji i zabawek Legolandu. Na początku Kubuś powtórzył parę ulubionych kolejek, które odwiedził dnia poprzedniego. Szybka przejażdżka gąsienicą, podróż kolejką - Smokiem poprzedziły wiele nowych atrakcji. Fascynująca okazała się podróż w indiańskiej łódce, która kończyła się dużym spadkiem i ochlapaniem wodą. Marzycielowi bardzo spodobało się również trójwymiarowe kino, w którym oprócz iluzji przestrzeni widzowie mogli doświadczyć opadów śniegu, powiewów wiatru itd.. Kubuś podczas seansu i później w domu często powtarzał, że "to jest właśnie prawdziwe kino". Poza tymi atrakcjami skorzystaliśmy również z kolejki, która przejeżdżała przez miasteczko, a Kubuś przejechał się motorówką, samochodzikami i małymi samolotami. Pod koniec niedzielnego pobytu w Legolandzie Kubuś i jego rodzina spędzili trochę czasu w sklepach po brzegi wypełnionych przeróżnymi klockami. Tam uzupełniali jego domowe zasoby i kupowali pamiątki z podróży. Po powrocie i krótkiej zabawie z siostrą w okolicach naszej kwatery marzyciel położył się spać.
Dzień piąty - poniedziałek 19.06.2006 r.
Ostatniego dnia pobytu czas, jaki spędziliśmy w miasteczku klocków była bardzo okrojony. Kubuś odwiedził wszystkie swoje ulubione atrakcje (kolejkę Smoka, Gąsienice i trójwymiarowe kino), po czym wspólnie obejrzeliśmy przedstawienie przygotowane przez pracowników miasteczka. Fabuła teatrzyku opowiadała o księciu, który mimo wszelkich przeszkód bardzo chciał dostać się do swej wymarzonej księżniczki. Podczas pokazu aktorzy często spadali do basenu, który znajdował się pod małym zameczkiem i ochlapywali widzów wodą. Po powrocie po raz kolejny miałam przyjemność ułożyć z marzycielem jego nowe trofeum z wyprawy. Po spakowaniu rzeczy i zabawie w obrębie domu udaliśmy się na zasłużony spoczynek.
Dzień szósty - wtorek 20.06.2006 r.
Szósty dzień podróży był chyba najbardziej męczący zarówno dla Kubusia jak dla pozostałych. Po śniadaniu i dopakowaniu reszty rzeczy nasz sympatyczny gospodarz odwiózł nas na lotnisko. Tam nadaliśmy bagaże i oczekiwaliśmy na lot. Pierwszy lot minął nam bez zastrzeżeń z drugim mieliśmy pewne kłopoty, ponieważ z powodów technicznych samolot nie był w stanie wystartować. Po godzinnym oczekiwaniu przeprowadzono nas do drugiego i kontynuowaliśmy podróż powrotną do domu. Marzyciel wciąż pytał gdzie jesteśmy i gdzie będziemy podróżować dalej. Gdy przybyliśmy do Polski szybko odebraliśmy bagaże i popędziliśmy na dworzec. Pociągiem dotarliśmy do Katowic i około 22.30 rozstaliśmy się w dobrych nastrojach.