Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2006-02-11
Z pozoru był to zwykły zimowy dzień, jakich wiele... Ale wieczorne spotkanie z naszym nowym Marzycielem miało nam wkrótce pokazać, że wcale taki zwykły nie jest. Poznawanie czyichś marzeń zawsze ma w sobie coś niesamowitego i niezapomnianego, a co dopiero, gdy przebiega w tak przemiłej atmosferze i pada z ust tak wyjątkowego chłopca. To sobotnie popołudnie można opisać chyba tylko jednym słowem - magia...
Po przekroczeniu progu domu w Bieruniu, w którym wraz z rodzicami, bratem i gromadką zwierzaków mieszka nasz nowy Marzyciel, wszystko inne zeszło na drugi plan. Teraz liczył się tylko Patryk, przełamanie pierwszych lodów (w czym pomogły nam klocki lego) i poznanie jego największego marzenia.
Patryk od razu oczarował nas swoimi przepięknymi brązowymi oczami i niezwykłym uśmiechem :) Początkowo był bardzo nieśmiały, ale z czasem zaczynał się przekonywać do naszej obecności. Wierzymy, że przy następnym spotkaniu oswoi się z nami już całkowicie. Patryk zdradził nam, że jego ulubionym przedmiotem jest historia, czym od razu zaskarbił sobie naszą sympatię, interesuje się też piłką nożną, w tym szczególnie hiszpańską i pokazał nam swoje zabawki.
Kiedy zapytałyśmy wreszcie o to, jakie jest jego największe marzenie, które możemy spróbować spełnić Patryk nie miał najmniejszych wątpliwości. Wyznał nam, że chciałby pojechać do Watykanu - do Bazyliki Świętego Piotra, pomodlić przy grobie Ojca Świętego Jana Pawła II, być może udałoby mu się spotkać Papieża. My też nie miałyśmy żadnych wątpliwości, że jest to rzeczywiście to, o czym najbardziej marzy.
Czas płynął bardzo szybko i choć żal było wychodzić z tego niezwykłego domu, musiałyśmy się pożegnać z nadzieją szybkiego, kolejnego spotkania.
To niesamowite jak pozornie zwykły dzień, zamienił się w dzień zupełnie magiczny, którego nawet nie sposób opisać. Wydawało się, że nawet płatki śniegu tańczyły dla naszego Marzyciela, dodając nam wiary w to, że wkrótce uda się nam spełnić to wielkie i wzruszające pragnienie..
inne
2006-05-16
Dzień 1
W samochodzie Patryk wyznał, że jeszcze nie do końca wierzy, że jego marzenie się spełnia. Dotarliśmy do lotniska, gdzie w odprawie towarzyszyła nam Telewizja Polska - ponieważ Wiadomości pomagały Fundacji spełnić Marzenie Patryka, postanowili nas także pożegnać przed wycieczką. Potem wielkie emocje, Patryk pierwszy raz miał lecieć samolotem. Odprawa, wejście na pokład.. a potem same niespodzianki naszego Marzyciela. Został przywitany przez stewardessy jako gość honorowy, odwiedził kabinę pilotów, którą wszyscy chcieliby zobaczyć, a potem dostał od ekipy jeszcze podarunek dla urozmaicenia czasu podróży. Z zachwytem oglądał z wysokości Europę, a gdy podchodziliśmy do lądowania oznajmił, że widzi Rzym!! Wylądowaliśmy. Przywitało nas słońce, pożegnali machający piloci.
Z włoskim kierowcą, który pokazał nam jak niezwykle.. odważnie i bezprzepisowo jeżdżą mieszkańcy Rzymu trafiliśmy do pensjonatu, w bajecznie pięknej części Rzymu. Przywitał nas przemiły recepcjonista Jean Pierre. Potem wybraliśmy się na pierwszy włoski spacer, wzdłuż rezerwatu naturalnego. Wróciliśmy zachwyceni i chętni do dalszych wrażeń. Odnaleźliśmy autobus i ruszyliśmy do centrum Rzymu. Ach, zachwytu opisać się nie da. Obejrzeliśmy kilka ulic, z daleka podziwialiśmy Watykan i wróciliśmy na kolację. Włoską kolację. Pierwsze danie makaron, drugie danie, na powitanie makaron:)
Dzień 2
Ważny, emocjonujący dzień. Dosłowne spełnienie marzenia. Wstaliśmy jak na turystów bardzo wcześnie, bo o 6 rano. Kierowca zawiózł nas pod Plac Św. Piotra. Stanieliśmy w ogromnej kolejce, dostaliśmy się w końcu do Bazyliki i w pośpiechu poszukiwaliśmy wejścia do grobowców papieskich, niestety praktycznie nikt wokół nie mówił po angielsku, a nasz włoski nie pozwalał na zrozumienie wszystkich szczegółowo. Nie zawiedli karabinierzy. O wpół do ósmej dotarliśmy do grobowców i mieliśmy przyjemność uczestniczyć w części polskiej! Mszy. Potem odszukaliśmy Grób Jana Pawła II, by spełniło się pragnienie Patryka o modlitwie przy Grobie Jana Pawła II. Zadanie było o tyle trudne, że przy grobie czuwają strażnicy, którzy nie pozwalają podchodzić do grobu, a tym bardziej się przy nim zatrzymywać.. przy przeciwległej ścianie, gdzie wyznaczony jest fragment korytarza dla wiernych stało sporo ludzi i trzeba by było czekać by choć tam się dostać. Podeszłam do strażnika i wszelkimi możliwymi jezykami, a przede wszystkich wolontariackim pragnieniem spełniania Marzen powiedziałam mu kim jesteśmy, co robimy i kim jest Patryk. Wystraszony (w koncu lamal zasady) pozwolil na spelniene pragnienia. Patryk z mamą klęknęli przy Grobie naszego Ukochanego Paieża i pogrążyli się w modlitwie. Polynely lzy.. zachowamy w tajemnicy jednak informację komu.. Patryk i my wyszliśmy z Placu. Marzyciel szczęsliwy, z blyskiem w oku oznajmil, że rozmawial z Janem Pawlem II. Myślę, że i my i wy wiecie, że nie moglo być inaczej..
Po tych naprawdę niezwykłych przeżyciach udaliśmy się zwiedzać Watykan. Po stosunkowo krotkim (60 minut0 staniu w kolejcie) trafiliśmy do Muzeów Watykańskich, gdzie czekal na nas przewodnik, jak się pozniej okazalo wspanialy człowiek, kotry nawiązal niesamowitą nic porozumienia z Patrykiem (a trzeba podkreślić, że nasz Marzyciel nie od razu nawiązuje kontakt z nowopoznanymi osobami..)
A potem już był tylko zachwyt.. Pinakoteka, sala Rafaela, postać Św, Mikołaja, dziela Tycjana, Michal Aniol i zapierająca dech w piersiach Kaplica Sykstyńska. Potem Bazylika Św. Piotra i opowieści o Papieżach, dzielach sztuki, historii kościoła i katolicyzmu..
Bardzo zmęczony, ale zachwycony Patryk i jego ekipa dotarli do pensjonatu.
Marzenie się spełniało. Patryk zaś nabyl nową zdolność, przepowiadal co zjemy na kolację, oczywiście znów zgadl-jedlismy makaron:)
Dzień 3
Skoro świt udaliśmy się na śniadanie. Posiłek ważny przed kolejną wielką wyprawą. Świeżo nakryty..zastawą: stól pozbawil nas złudzeń, co do obfitego posiłku. Mielismy niezwykla okazje poznania śniadania południowych eurpejczykow. Herbata/kawa i "dmuchana" jak mówil nasz marzyciel bulka z dzemem. Nasz obiad, tym rzem niby piknik, zabraliśmy z recepcji w uroczych paczkach i ruszyliśmy w drogę.
Dziś mieliśmy z przewodnikiem Januszem dokończyć wczoraj rozpoczętą pielgrzymkę po czterech bazylikach większych. Po bazylice Św. Piotra dzisiejszą podróz rozpoczęliśmy od BazylikiSw. Jana na Lateranie. Dojechaliśmy tam trzema autobusami. Wszyscy pytani o drogę serdecznie i obficie tlumaczyi nam - po wlosku!-ze meisjca nei znają lub jak możemy się tam dostać, mimo naszych delikatnych uwag, że tylko po angielski mamy szanse to zrozumiec.. Udalo się. Dotarliśmy na miejsce, spotkaliśmy pana Janusza i przenieśliśmy się znow w swiat jego opowesci podzieajac dziela sztuki i architekturę. Przewodnik oprowadzal nas po Bazylice Św. Jana opiwadając historię Lateran i pragnień Nerona, pokazując Święte Schody, w Bazylice Swiętej Marii Maggiore , przypomniał o śniegu,który w Rzymie pada 5 sierpnia i pokazal starożytne! fragmenty budowli, w bazylice Św. Pawla za Murami historię tego i innych apostolow przybliżył. Było pieknie. Nasz marzyciel, zachwycony historią i religią miał kolejy wspanialy dzien. Pan Janusz wędrowal z nami mimo strasznego ataku alergii, a na koniec zdradzil nam tajemną drogę, zadbal o szczegóły, zaprowadzil do początku naszej kolejnej podrozy i na kolejne spotkanie zapraszając wsadzil do pociągu.
Pol godziny pozniej spacerowaliśmy brzegiem morza oddychając orzeźwiającym powietrzem i korzystając z promieni wloskiego słońca, tu przytulającego nas jeszcze mocniej.
Powrot do pensjonatu autobusem komunikacji miejskiej przyniosl Patrykowi na koniec niesamowitego dnia dodatkową porcję wrażeń. Mimo iż nie korzystaliśmy z turystycznego autobusu niczym wycieczkowym autokarem autobusem pewnej wspanialej linii..objechaliśmy cale miasto! Podziwiając największe zabytki Rzymu, które zwiedzimy niebawem.. Colloseum, Fora Cesarskie, Piramidę, Pomnik Ojczyzny. Spacer rzymskimi uliczkami przyniosl przed powrotem powazne zakupy pamiątkowe. Objawila się w Rzymie zdolność taty Patryka do negocjowania cen. Tak więc nasz marzyciel stosowal zbierając swoje zdobycze naszą fundacyjną zasadę "jak najwięcej za jak najmniej".
Potem kolacja, a jakże makaronowa i czas na sen
Dzień 4
Marzyciel nasz postanowil sobie i nam podarować dzien bez konkretnego planu turystycznego z dalszym ciagiem bardzo waznego zakupu pamiątek. Wloskie slonce obudzilo nas, w 10 minut zjdlismy wloskie sniadanie i ruszyliśmy w drogę.
Między tlumami ludzi (weekend) przemknęliśmy do zamku aniola, a na jego wieży podziwlaismy iolsnieiwajacy widok na miasto z 4 stron świata. Potem, ponieważ do obiadu mielismy jakies 3 gdoziny postanowlismy przejść most nad Tybrem i zerknąć na drugą strone miasta. Jak tylko spojrzeliśmy i zaczęliśmy przemierzać malownicze uliczki, to znależlliśmy się bardzo daleko od naszych dohotelowych autobusow i z trudem dotarliśmy do naszej restauracji z półgodzinnym opóźnieniem. Obida jednka spóźnił się bardziej niż my:) na szczeście, bo bardoz glodni chętnie zjedliśmy kolejne zaskakujące dania makaronowe. Zaczęliśmy już miewac ulubione wloskie potrawy..
Po obiedzie Patryk urządził sobie sjestę, a potem zachwyceni urokliwym zagubieniem się w mieście wybraliśmy się w dalszą podróż.
Dzień 6
Czas mija naprawdę szybko, taka szkoda, że już wracamy
I co ja będę robił w domu