Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-11-27
Ach te jesienne wieczory - ziąb, deszcz i mgła. Atmosfera nie sprzyja spacerom. Z nadejściem jesieni każdy z nas ma w sobie coś z misia - najeść się i przespać chłody i zawieje. Zatopić się w ciepłym łóżeczku, z pasjonującą lekturą w dłoni i szklanką gorącej herbaty. Chociaż. Wieje nudą, czyż nie? Pomysł co prawda kuszący, lektura zapewne niezwykle ciekawa, ale przecież ktoś na nas czeka! I tego kogoś zawieść nie sposób! Monika. Tak, to ona oczekuje naszej wizyty. Poznajemy ją w hotelu, w którym mieszka podczas naświetlań. Mimo kolorowych ścian i zabawek, miejsce nie jest zbyt wesołe - wszystkie dzieci wyjechały do domów. Została tylko Monika. I mama. Dziewczynka od razu nas poznaje i doskonale wie czym się zajmujemy. Jest przecież niezwykle bystrą dwunastolatką. Uwielbia zwierzęta. I fotografię także lubi. Zadaje mnóstwo pytań, jest ciekawa świata. Uśmiech ciągle gości na jej buzi.
Rozmowa rozmową, ale czas poruszyć kwestię najistotniejszą - marzenie. Monika jest świetnie przygotowana - temat marzeń nie jest jej obcy, doskonale zna odpowiedź na dosyć trudne dla wielu pytanie - czym właściwie jest to marzenie? Jednak znajomość definicji nie ułatwia wcale wyboru tego jednego, najważniejszego pragnienia. Bo jak tu podjąć decyzję, kiedy tyle możliwości, a wyobraźnia podpowiada wciąż nowe i jeszcze ciekawsze rzeczy? Oj ciężko, bardzo ciężko. Chyba Fundacja musi przejść szkolenie u złotej rybki, żeby ta ostatnia nauczyła nas spełniać co najmniej trzy życzenia. Ale póki co, przed Moniką trudne zadanie. Jedno, jedyne. Upragnione. Dziewczynka nie potrzebuje wiele czasu na zastanowienie - Rzym. Tak, chce zwiedzić to miasto. Zobaczyć grób Jana Pawła II, Plac Św. Piotra, Koloseum. Spróbować prawdziwych włoskich lodów. Oczywiście z liczną rodziną (mama, tata, bracia, siostra i siostrzenica), z którą najlepiej dzieli się i smutki i radości. A zatem - do dzieła! Sen i jesienne lenistwo pozostawmy misiom, a my, drodzy wolontariusze: do pracy! Spełnianie marzeń czas zacząć.