Moim marzeniem jest:

Pojechać w Alpy

Oskar, 8 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Gorzów Wielkopolski

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2009-01-22

 

Pewnego pięknego popołudnia zapukałyśmy do drzwi ośmioletniego Oskara uzbrojone w lodołamacze dla Marzyciela i dla Jego siostry-bliźniaczki Dominiki (zwanej dalej Niką). Kiedy wyplątałyśmy się z kurtek, czapek i szalików, okazało się, że Marzyciel nam gdzieś zniknął, ale szybko odnalazłyśmy rodzeństwo w pokoju Oskara, żeby z marszu zabrać się za składanie trójwymiarowych puzzli. Jeśli ktoś kiedyś próbował składać tekturowe domki na drzewach połączone plątaniną kładek, to wie, że nie jest to najprostsza sprawa. Ale ekipa FMM nigdy się nie poddaje, zwłaszcza pod przewodnictwem takiego kierownika robót jak Oskar. Kiedy konstrukcja była już gotowa, zastanawialiśmy się, czy nie wpuścić tam myszki Oskara i Niki, ale z różnych powodów odstąpiliśmy od tego pomysłu.
Kolejnym punktem programu był konkurs budowania z magnetycznych klocków największej piramidy. Oczywiście wygrała drużyna Oskara i Niki!
Wreszcie przyszła pora na rozłożenie bloku i chwycenie magicznych kredek, abyśmy mogły dowiedzieć się, o czym tak najbardziej marzy Oskar. Najpierw Oskar narysował komputer. Nie zdziwiłyśmy się, bo chłopiec jest miłośnikiem gier logicznych, lubi matematykę i przyrodę, a w Internecie oglądałby zwierzęta.
Marzyciel chciałby zostać policjantem i właśnie stróża prawa umundurowanego jak należy i uzbrojonego w pistolet, kajdanki i lizak ujrzałyśmy na kolejnym rysunku. Oskar zdradził nam, że chciałby ścigać bandytów, złodziei i piratów drogowych.
A kogo chciałby spotkać Oskar? Nie wymienił nikogo sławnego, ale tęskni za dawno niewidzianym Tatą i na pewno byłby szczęśliwy z takiego spotkania.
Hmm, a może największe marzenie Oskara to wyjazd gdzieś daleko, w ciekawe miejsce? Na rysunku pojawiły się ośnieżone górskie szczyty, na halach został dorysowany niedźwiedź, koza, a u podnóża gór. krokodyl. Na nasze pytanie, jakie to góry, Oskar bez wahania odpowiedział, że Alpy, po czym opatrzył rysunek stosownym podpisem. Decyzja nie była łatwa, Oskar musiał ją podjąć samodzielnie. Komputer odpadł jako pierwszy, później Marzyciel podziękował panu policjantowi. Ostatecznie stwierdził, że najbardziej chciałby pojechać w Alpy, spotkać krokodyla i inne zwierzęta, ale fajnie by było, gdyby w tej wymarzonej wyprawie towarzyszył mu Tato. A więc zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby Oskar spotkał się w Alpach oko w oko z krokodylem!



Serdecznie dziękujemy Monice i Sławkowi z Gorzowa Wlkp. za "lodołamacze-zapraszacze" czyli zabawki dla rodzeństwa.

Jeśli chcesz pomóc spełnić marzenie Oskara, skontaktuj się z Anetą: Tel. 785 227 255
aparacik5@o2.pl

inne

2009-04-02

Poniedziałek 30 marca - WYŻEJ NIŻ CHMURY

Ok. godziny 12.00 dojechaliśmy do Innsbrucku. Po rozpakowaniu bagaży, już koło 13.00 byliśmy zwarci i gotowi, by podziwiać piękno górskich widoków. Wybraliśmy się więc na lodowiec. Do przejechania znów było trochę kilometrów, ale wcale nas to nie zniechęcało. Rozglądając się z zaciekawieniem jechaliśmy coraz wyżej i wyżej. Serpentynowa droga zdawała się nie mieć końca, ale im wyżej, tym widoki były piękniejsze. W końcu dojechaliśmy do stacji kolejek, skąd ruszyliśmy dalej gondolą, bo postanowiliśmy dotknąć chmur. Z każdym kolejnym metrem byliśmy coraz bliżej nich, co sprawiało nam wielką radość. Nie tylko dotknęliśmy chmur, ale przebiliśmy się przez nie, by powitało nas piękne słońce i błękitne niebo. Nie mogliśmy się już doczekać wyjścia, by móc podziwiać otaczające nas piękno. Gdy już wysiedliśmy, dziwiliśmy się wszystkiemu, co widzieliśmy. „To sen, czy to dzieje się naprawdę?” pytał zachwycony Oskar.

Wszyscy naprawdę czuliśmy się jak w bajce, bo wszystko było tak niezwykłe.

Przyszedł czas powrotu. Znów wsiedliśmy do naszej gondoli i z niemniejszym zachwytem powracając staraliśmy się jak najwięcej uchwycić z tej wyprawy.

W drodze powrotnej już się ściemniało, dzień minął nam bardzo szybko i byliśmy niesamowicie zadowoleni z tej wyprawy, a w szczególności Oskar, który zapytał mnie przed snem:

„Czy każdy dzień będzie taki fajny jak dziś?”

 

 

Wtorek 31 marca - NIEDŹWIEDŹ I KROKODYL

Ok. godziny 10.00 udaliśmy się do Alpejskiego ZOO, w którym osobiście przywitał i oprowadził nas jego dyrektor. Pierwszą atrakcją był wymarzony niedźwiedź o imieniu Fryc, który właśnie smakował nowo złapaną zdobycz. Dalej udaliśmy się do jego koleżanki, która gryząc orzeszki podawane przez pana dyrektora wyglądała niczym wielki pluszowy miś.

Poszliśmy też do pomieszczenia przeznaczonego tylko dla pracowników ZOO, gdzie stały wielkie akwaria. Mogliśmy przekonać się jak dba się o czystość wody w nich, widzieliśmy też jaszczurki oraz jadowite węże, które co odważniejsi mogli pogłaskać. Zobaczyliśmy również rysie, kozy alpejskie, koty leśne, różne gatunki ptaków, w tym także sępy i orły, a na koniec poszliśmy do łosi, które nie tylko mieliśmy okazję zobaczyć z bardzo bliska, ale również mogliśmy poczęstować je marchewką. Była to naprawdę świetna zabawa!

Nasze zwiedzanie ZOO dobiegło końca. Musieliśmy wracać, gdyż jeszcze wiele było przed nami. Zajechaliśmy pod pizzerię Crocodile, gdzie wszystko było krokodylowe. Nawet fartuszki kelnerów przypominały skórę krokodyla, na ścianach, piecu i wszędzie dookoła otaczały nas krokodyle, również te prawdziwe. Klimat był naprawdę krokodylowy, co sprawiało, że wszystko smakowało o wiele lepiej. Zjawił się również okaz najbardziej alpejski wśród krokodyli, który powiedział, że chce być wiernym towarzyszem Oskara. Sprawił mu tym wiele radości, po czym został nazwany Elvisem.

I pamiętajcie: Elvis żyje!

I jest debeściak,

Bo jest alpejskim krokodylem!!!

 

 

Środa 1 kwietnia – PO PAS W ŚNIEGU

Już od rana świeciło słońce, termometry wskazywały 17 stopni, był piękny dzień, a my wybraliśmy się w podróż kolejką Nord Park. Zawiozła nas ona bardzo wysoko, gdzie śnieg sięgał po pas, a słońce świeciło na tyle mocno, że ludzie opalali się rozstawiwszy swoje leżaki na śniegu. Było to niesamowite widzieć taką ilość śniegu i taką ilość słońca jednocześnie.

My jednak postanowiliśmy ulepić bałwana, po czym wspólnie zjeżdżaliśmy z górek na czym tylko się dało i nie były to ani sanki ani narty. Jako zdobywcy szczytów, którym ciągle było za nisko, postanowiliśmy pojechać jeszcze wyżej. Zdziwienie nasze było wielkie, kiedy zobaczyliśmy tak ogromną różnicę w pogodzie: wiało, było bardzo zimno, a po słońcu ani śladu. Zostaliśmy na samej górze tylko chwilę, choć widoki były naprawdę cudowne. W niedługim czasie znów byliśmy w samym centrum Innsbrucku. Postanowiliśmy zwiedzić trochę to miasto, wsiedliśmy więc do bryczki. Jadąc, podziwialiśmy różne zabytki, poznawaliśmy architekturę, najbardziej jednak podobał nam się dom ze złotym dachem. Po przejażdżce poszliśmy na lody i do parku, gdzie wspólnie bawiliśmy się i odpoczywaliśmy.

 

 

Czwartek 2 kwietnia – SKOCZNIA NA DESER

To był już ostatni dzień wycieczki. Po wspólnym śniadaniu i spakowaniu bagaży pojechaliśmy jeszcze, aby zobaczyć skocznię Bergisel. Wjechaliśmy kolejką na górę, by poczuć się jak skoczkowie. Zastanawialiśmy się, jak to możliwe żeby zjechać z takiej wysokości…

Atrakcją tej skoczni jest również restauracja z widokami na szczyty Alp. Właśnie tam, przy wspólnym deserze odbyło się uroczyste wręczenie dyplomów. Nasz wyjazd dobiegł końca, przed nami już tylko droga do domu.

Ale nie ulega wątpliwości: wspomnienia na długo pozostaną w naszej pamięci!

 

 

Marzenie Oskara spełniło się tak pięknie, a radość Marzyciela sięgnęła alpejskich szczytów dzięki:

- Hotelowi Hilton w Innsbucku (http://www1.hilton.com/en_US/hi/hotel/INNHIHI-Hilton-Innsbruck/index.do ), który udzielił dużej zniżki na noclegi, żeby Oskar wypoczywał w luksusowych warunkach

- Alpejskiemu Zoo w Innsbrucku ( www.alpenzoo.at ), które bezpłatnie otworzyło przed Marzycielem swoje podwoje, zapewniło oprowadzanie i dostęp do najciekawszych miejsc dla zwykłych zwiedzających niedostępnych.

- Przemiłej Pani właścicielce Activehotel Bergkönig w Innsbrucku, która zaprosiła całą wycieczkę na pyszną obiadokolację z równie pysznym deserem

- Panu Romanowi Uchańskiemu, który wygodnie dowiózł Marzyciela z ekipą na miejsce i z powrotem, a w Innsbrucku służył wszelką pomocą i roztaczał nad grupą opiekuńcze skrzydła niczym alpejski orzeł.

- Panu Piotrowi Kaczmarkowi, który w trakcie przygotowań do wyjazdu był na każde zawołanie i pomagał we wszelkich tłumaczeniach, aby między nami i mieszkańcami Innsbrucku nie było żadnych niedomówień.

 

DZIĘKUJEMY!

 

Relacja: Aneta?