Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2009-01-15
Kiedy dotarłyśmy do naszego nowego Marzyciela, dziesięcioletni Patryk już na nas czekał i dobrze wiedział po co przyszłyśmy. Zaczęłyśmy jednak trochę mniej oficjalnie, od partyjki szachów, żeby porozmawiać przy okazji na tematy "ogólne" i dowiedzieć się więcej o chłopca zainteresowaniach. Patryk grywa w szachy z Tatą, kilka razy udało mu się już wygrać. Ekipa fundacyjna miała na początku niewielkie trudności (nie wszystkie wiedziałyśmy jak się rozstawia figury ani jak się ruszają), ale w końcu Marta wzięła na siebie bronienie honoru FMM. Pierwszy szach należał do Patryka, ale w końcu po wyrównanej walce wygrała drużyna fundacji. Patryk chyba nam darował, bo był bardzo miłym gospodarzem, opowiadał dużo o sobie, o szkole (uczy się bardzo dobrze!), o psie (chwilowo u Babci, bo się za nim stęskniła), pokazywał swój pokój. I nie liczył nam zjedzonych kawałków pysznego ciasta. Patryk opowiadał nam o swojej żeglarskiej pasji, a w tle słychać było piosenki (żeglarskie oczywiście) Porębskiego. Oglądałyśmy też katalogi kolejek i łodzi motorowych.
Powoli przeszliśmy do konkretów, czyli rozmowy o marzeniach. Po dłuższej dyskusji i zastanowieniu, Patryk narysował trzy marzenia. Pierwszym było wielkie rozbudowanie kolejki, którą dostał od Rodziców, tak, żeby mogła jeździć dookoła pokoju. Drugie, to przejażdżka Cadillakiem. Trzecie marzenie nie zaskoczyło nas: na kartce pojawiła się wielka łódź motorowa Galeon 380, z trzema pokładami, a na niej Patryk w pomarańczowej koszulce ratownika WOPR. Teraz trzeba było wybrać to największe marzenie. Kolejka odpadła jako pierwsza, potem było troszkę trudniej się zdecydować, ale ostatecznie Patryk wybrał rejs Galeonem 380 w charakterze ratownika. Nie pozostaje nam nic innego jak rozpocząć poszukiwania sprzętu i kandydatek na topielice, aby marzenie Patryka stało się rzeczywistością.
Jeśli chcesz pomóc spełnić marzenie Patryka, skontaktuj się z Gośką:
Tel. 889-244-702
malgorzata.pacholczyk@mammarzenie.org
inne
2009-06-22
PIĄTEK 19. 06.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Tego dnia Patryk odebrał świadectwo ukończenia czwartej klasy. Żeby nie było wątpliwości - świadectwo z czerwonym paskiem, a z matematyki i informatyki były na nim szóstki! Rzeczy Patryka i całe wyposażenie ratownicze były spakowane oczywiście do plecaka z napisem WOPR. Żeby się nam nie nudziło po drodze, Patryk przygotował płyty z szantami i wydrukował słowa, żebyśmy mogli też podśpiewywać. Tak uzbrojeni wyruszyliśmy w kierunku Straszyna pod Gdańskiem, gdzie znajduje się zakład produkujący jachty motorowe Galeon. Droga oczywiście minęła nam szybciutko na miłych rozmowach, opowiadaniu dowcipów i śpiewaniu. Zahaczyliśmy o Gdynię, bo Patryk chciał odwiedzić jeszcze przy okazji sklep modelarski, żeby rozbudować swoją kolejkę. Niestety, sklep był już zamknięty, ale skoro byliśmy w Gdyni, to obejrzeliśmy Dar Pomorza, Błyskawicę i mnóstwo jachtów w gdyńskiej marinie. W Straszynie dotarliśmy do pięknie położonego w lesie hotelu Cztery Pory Roku, który użyczył nam gościny. W oranżerii czekała na nas kolacja przy świecach… Zaczęło się pięknie, a dalej mogło być tylko lepiej!
SOBOTA 20.06.
Patryk jako nadzór produkcji
Po śniadaniu przyjechała po nas do hotelu pani Ola Brzozowska z Galeona i pojechaliśmy z nią do firmy. Na początku pogadaliśmy sobie w sali konferencyjnej przy soczku i kawie. Patryk dostał katalogów ile dusza zapragnie, a potem ruszyliśmy na zwiedzanie całego zakładu. Pani Ola zdradziła nam, że kiedy wszyscy w firmie dowiedzieli się, że jest takie marzenie, szczęki im opadły. Dlatego Patryk traktowany był jak gość specjalny, miał dostęp do każdej hali – stolarni, laminatów, montażu, basenu do prób szczelności itp., żeby zaliczyć każdy etap produkcji. Oczywiście Patryk nie rozstawał się z aparatem, pstrykał zdjęcia wszystkim modelom jachtów, śrubom, kablom i innym ciekawym elementom. Miał też okazję zobaczyć najnowsze dziecko firmy, czyli Galeona 700 Raptora!
Patryk testuje Galeona 640
Po zwiedzaniu fabryki, na Patryka czekała niespodzianka. Pojechaliśmy do Wiślinki koło Sobieszewa, gdzie firma Galeon ma własną marinę. Tam zacumowany był największy wyprodukowany do tej pory Galeon – model 640. Na takim jachcie są trzy pokłady, salon, kuchnia, kilka sypialni, łazienki, rozkładane toaletki dla pań, telewizory w kilku miejscach itp., czyli sporo luksusu, ale Marzyciela interesowały przede wszystkim sprawy techniczne. Pan Maciej – kapitan zaprezentował Patrykowi oczywiście, co takie cudo potrafi. Pływaliśmy Wisłą, panowie, czyli Patryk z Tatą i kapitanem rozmawiali o męskich sprawach, a my z Mamą Patryka głównie podziwiałyśmy widoki. Wrażenia były niesamowite, czuło się moc jachtu, słońce, wiatr i te klimaty… Na koniec, po zejściu na ląd, Patryk nakręcił jeszcze pamiątkowy filmik z 640-tką w roli głównej. W towarzystwie całej galeonowej ekipy zjedliśmy jeszcze sernik upieczony przez Mamę Marzyciela i ruszyliśmy dalej.
Gdzie ta keja?
Keja była w Gdańsku, w marinie naprzeciwko słynnego Żurawia! Tam czekał już na nas pan Jacek Topór, który wcześniej odpowiedział na nasz apel umieszczony w czasopiśmie Jachting Motorowy i postanowił spełnić największe marzenie Patryka. Poznaliśmy żonę pana Jacka Magdę i dwuletnią córeczkę Weronikę. Po rodzinnym obiedzie deser zjedliśmy już na pokładzie wymarzonego Galeona 440. Jacht pana Jacka to prawdziwa perełka. Wszystko tam błyszczy, lśni i widać, że właściciel dba o łódź jak o własne dziecko. Byliśmy pod wrażeniem wystroju, bo nawet zastawa, sztućce, ściereczki do naczyń i ręczniki są w motywy marynistyczne!
I wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany moment: oddaliśmy cumy i ruszyliśmy w rejs! Powolutku płynęliśmy Motławą, mijaliśmy Żurawia, Stocznię Gdańską, Westerplatte, żeby znaleźć się na Zatoce Gdańskiej. Rzuciliśmy okiem na molo w Sopocie i wróciliśmy do Gdańska przez Górki Zachodnie. Patryk cały czas był na górnym pokładzie, obserwował jak pan Jacek steruje, interesował się wszystkimi urządzeniami, sprawdzał głębokość, żebyśmy nie wpadli np. na jakiś wrak.
Kolację zjedliśmy na zewnątrz, przy stoliczku na samej górze. I jak to czasem przy spełnianiu marzeń bywa, dziwnym trafem cumowaliśmy tuż przy scenie, gdzie zaczął się właśnie koncert piosenek żeglarskich, jakby specjalnie dla Marzyciela! Pan Jacek zniknął na chwilę, po czym wrócił z płytą z szantami dla Patryka. Ale pani Magda wysłała go jeszcze raz na nabrzeże po autografy wszystkich wykonawców, żeby Patryk miał jeszcze fajniejszą pamiątkę tego wyjątkowego wieczoru.
Patryk z Tatą spędzili oczywiście noc na Galeonie. To też było w programie przygotowanym przez pana Jacka z rodziną. Mieli własną kajutę, a wieść niesie, że spało im się bardzo wygodnie. My natomiast z Mamą Patryka zregenerowałyśmy siły w równie luksusowym jak Galeon i stylowym hotelu „Gdańsk”. Nazajutrz czekały nas przecież kolejne przygody!
NIEDZIELA 21.06
Kurs na Hel!
Po śniadaniu z niepokojem patrzyliśmy w niebo: będzie padać, czy nie będzie? Pan Jacek zdecydował się płynąć. Na początku płynęliśmy w słońcu, później spotkaliśmy ciemną chmurę, ale na szczęście w deszczu płynęliśmy niedługo. Patryk tym razem wybrał miejsce pod pokładem i tam obserwował wskazania przyrządów. Na Hel trafiliśmy i dopłynęliśmy w słońcu. Naszym celem było fokarium. I znowu mieliśmy szczęście, bo właśnie odbywało się karmienie i pokazy sztuczek tych sympatycznych zwierzaków. Obejrzeliśmy też film o morświnach i malutkie muzeum.
Jeśli obiad na Helu, to oczywiście musiała być smażona rybka. Na deser gofry koło portu. Na pamiątkę z Helu pluszowa foczka i już trzeba było odpływać. Morze było spokojne, deszcz nie padał. Zadowoleni byli i ci, którzy siedzieli za sterami i obserwowali wszystkie zegary i ekraniki, jak również ci, którzy rozkoszowali się na zewnątrz wiatrem we włosach (a jak się je wieczorem rozczesywało to już nie będę opowiadać, ale to szczegół…).
W gdańskiej marinie odbyła się na zakończenie część oficjalna: Patryk dostał Dyplom Marzyciela, a od pana Jacka z rodziną książki, kubek z latarnią morską i breloczek ze śrubą. Panu Jackowi też wręczyłam dyplom z podziękowaniami, bo to dzięki niemu marzenie Patryka spełniło się tak pięknie. Tak mniej oficjalnie to były uściski, całusy i kilka łez w oczach, bo ciężko było opanować wzruszenie…
Spacerkiem po Gdańsku
Skoro byliśmy tak blisko Starówki, musieliśmy to wykorzystać. Odwiedziliśmy Neptuna, Długi Targ, przepiękną uliczkę Mariacką. Posiedzieliśmy chwile w kawiarni patrząc na kamieniczki i przechodniów. Spacerowaliśmy nabrzeżem koło Żurawia, słuchaliśmy koncertu z Filharmonii Bałtyckiej, bo muzyka niosła się daleko. W końcu trzeba było wracać do hotelu Cztery Pory Roku, gdzie po tylu wrażeniach od razu zasnęliśmy.
PONIEDZIAŁEK 22.06.
Nie od razu rozstaliśmy się ze Straszynem. Tuż obok hotelu zwiedziliśmy zabytkową elektrownię wodną wybudowaną na rzece Raduni w 1910 roku. Ta staruszka ma się dobrze i dalej pracuje! Miły pan oprowadził nas po wnętrzach i opowiedział wszystko jak najprościej i bardzo ciekawie.
Wpadliśmy jeszcze na chwilę do Galeona, żeby załadować górę katalogów, śrubę i pożegnać się z panią Olą. A potem już wzięliśmy kurs na Gorzów…
A oto ci, dzięki którym spełniło się marzenie Patryka:
- Pan Jacek Topór z Rodziną, który zaprosił Patryka na Galeona 440
- Redakcja Jachtingu Motorowego, która zamieściła anons o poszukiwaniu Galeona
- Hotel „Cztery Pory Roku” w Straszynie, który zapewnił komfortowe noclegi i kolację całej ekipie
- Hotel „Gdańsk”, który podarował luksusowy nocleg Mamie Marzyciela i wolontariuszce, kiedy reszta ekipy spała na jachcie.
- Elektrownia Straszyn, która zrezygnowała z opłat za wstęp.
- Pan Paweł Pieńkosz, który zaopatrzył nas w zdrowe soczki na całą wyprawę.
spełnienie marzenia - część pierwsza
2009-05-22