Moim marzeniem jest:
Sponsor Anonimowy
pierwsze spotkanie
2007-08-28
Pierwsze nasze spotkanie z Marcinem odbyło się dnia 28 sierpnia. Choć na początku miałyśmy jak zwykle lekką tremę, to jednak po przekroczeniu progów jego domu opuściło nas wszelkie zdenerwowanie. Przesympatyczna mama Marcina zaprowadziła nas do jego pokoju, poznaliśmy też resztę jego rodziny - tatę i młodszą siostrzyczkę Zuzię. Zuzia rozbawiała nas przez cały wieczór swoimi minkami i zabawą z prezentem od nas - dużą, pluszową żabką. W swoich harcach wykorzystała nawet opakowanie po prezencie, chcąc zrobić z niego strój ducha. Z Marcinem również załapałyśmy dobry kontakt - chłopiec jest bowiem niewiele młodszy od nas. Opowiadał nam chętnie o sobie, o nauczycielach, jacy go odwiedzają, o swoich znajomych. Choć w liceum uczył się ze swoją klasą tylko miesiąc, to jednak koledzy pamiętają o nim i odwiedzają go często. Pokazywał nam też swoje zdjęcia z Londynu. Dużą radość sprawił mu lodołamacz - album o różnych modelach samochodów. Okazało się, że to, co mama mówiła o zainteresowaniach Marcina, jest jak najbardziej prawdą - chłopiec nie miał problemów z nazwaniem każdego modelu na obrazkach bez patrzenia na jego opis. My z kolei nie miałyśmy problemu z odkryciem marzenia chłopca - Marcin marzy o dużym, płaskoekranowym telewizorze, który dałoby się zawiesić na ścianę; ma bowiem dość poważną wadę wzroku i duży ekran pozwoliłby mu na zajmowanie się jego drugim hobby - oglądaniem filmów.
Po dłuższej rozmowie rodziną Marcina, po chwilach śmiechu z wyczynów małej Zuzi, która przez cały czas usiłowała Marcina coknąć w policzek, nadszedł czas na pożegnanie. Wychodziłyśmy po raz kolejny podbudowane umiejętnością cieszenia się życiem; myślałyśmy, żeby do rodziny Marcina wrócić jak najszybciej, tym razem już ze spełnionym marzeniem.
spełnienie marzenia
2007-10-21
Dzień dwudziestego pierwszego października dla wielu ludzi był dniem zwyczajnym - ot, niedziela, odpoczynek przed kolejnym ciężkim tygodniem, może rodzinny obiad, może kościół. Dla Marcina jednak i dla nas także - ta data niewątpliwie wbije się w pamięć. Marcin tego dnia kończył osiemnaście lat, co było wspaniałą okazją, by spełnić jego Marzenie.
Około godziny siedemnastej, z przepięknie zapakowanym przez Patrycję w zielony papier prezentem, stanęliśmy u drzwi. Zapukaliśmy. Czekamy. Po dłuższej chwili otwiera nam uśmiechnięta Mama Marcina, wchodzimy, witamy się też z Tatą chłopaka. Przybiega Zuzia, sześcioletnia siostra naszego Marzyciela. Wspina się na prezent i pyta: "Co to? Co to?".
Po chwili przechodzimy do pokoju Marcina. Mama, pomimo pokusy, wytrzymała i nie zdradziła Marcinowi, kto go odwiedzi tego dnia, więc wraz z prezentem stanowimy pewne zaskoczenie. Po przywitaniu, zaśpiewaniu "sto lat" i krótkiej rozmowie z Marzycielem, przechodzimy do wyczekiwanej chwili - rozpakowywania prezentu. Zuzia wygrywa z papierem, rodzice rozcinają taśmy i wraz z Marcinem patrzymy, jak jego zmaterializowane Marzenie wyłania się z pudła. Zaledwie chwila i instrukcja oraz pilot znalazły się w dłoni Marcina, a naprawdę OGROMNY telewizor stanął (tymczasowo) na szafce. Tato szybko przyniósł DVD, podłączył i po chwili na ekranie ukazał się kabaret.
Mama przyniosła tort, a Marcin zdmuchnął świeczki i cała rodzina zaczęła nam opowiadać o wszystkich imprezach urodzinowych (ta była czwarta!), które odbyły się już wcześniej. Po obejrzeniu zdjęć i filmów stwierdziliśmy, że czas już zniknąć.
Mijając się w drzwiach z następnymi gośćmi, czuliśmy się podbudowani spełnieniem Marzenia Marcina. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z poczuciem dobrze wykonanej roboty, jak i radością, że poznaliśmy tak wspaniałą rodzinę.
Myślę też, że nigdy nie zapomnimy radosnego spojrzespojrzenia Marcina... Najlepiej o uczuciach chłopaka poświadczy jednak nie zagubiona łza wzruszenia na policzku czy "dziękuję", tylko jego pytanie, czy gdy będzie chodzić, będzie też mógł zostać wolontariuszem Fundacji? Marcin, czekamy! :)