02.02.2020 – niezależnie z której strony przeczytasz tą datę, będzie taka sama (czytasz od tyłu…mam rację?). Budzik wybił 9:00. Ciepła kołderka grzeje ciałko a na zewnątrz tak zimno…Jeszcze tylko 5 minutek, powtarzam sobie w półśnie. Nie…niestety, nie tym razem. Trzeba wstawać i gnać do Arturówka, na plażę. Na plażę? W środku zimy? Pewnie przemknęło Ci przez myśl. Nie, to nie efekt globalnego ocieplenia, to efekt lokalnego ocieplenia serc w Łodzi. Właśnie w niedziele 02.02.2020 nasz łódzki oddział Fundacji Mam Marzenie organizuje zlot morsów z całego województwa łódzkiego, a także świeżaków, którzy chcą pierwszy raz spróbować zahartować się w doborowym towarzystwie starych wyjadaczy. A warto! Bo cel jest szczytny. Zbieramy pieniądze na realizację marzenia naszej podopiecznej Patrycji, która chce wyrwać się chociaż na chwilę ze świata mugoli i pojechać do miasteczka Harry’ego Pottera. Pati jest prawdziwą fanką sagi o znanym czarodzieju, dlatego wybór marzenia nie stanowił dla niej większego problemu.

 

Spotykamy się wcześnie, by przygotować nasze zielone balony fundacyjne, które mają ułatwić namierzenie nas przez schodzących się ludzi. Jesteśmy trochę przejęci. Na wydarzeniu na Facebooku zadeklarowało się dość pokaźne gronko ludzi, którzy chcą uczestniczyć w grupowym marznięciu w lodowatej wodzie…Brrr! Ale przez głowę przelatują nam różne wątpliwości. Może jest za zimno, za wietrznie, trochę kropi? Czy przyjdzie więcej niż 10 osób? Dobiega 10 minut przed planowanym czasem (wydarzenie ma się odbyć o 12:00), a prawie nikogo nie ma. Obawiamy się o to, że wydarzenie okaże się klapą. Nagle zaczynają schodzić się grupy. Pierwsze pojawiają się Morsy Łódzkie  w swoich odlotowych pomarańczowo niebieskich polarkach.

Ufff! Pot z czoła. Przynajmniej będą jacyś reprezentanci. Grupa jest duża. Tych dużych morsów i tych bardzo malutkich morsików. Zaczynamy żartować i rozmawiać z nimi, a morsy zaczynają się przygotowywać, do godziny 0. Następne schodzą się Morsy z Łodzi , których jest tyle, że nie nadążamy w liczeniu. Później jest tylko lepiej. Schodzą morsy z Piotrkowa, Sulejowa i innych miast w województwie łódzkim. Na plaży jest nas kilkaset!!! Nie sposób ogarnąć tych śmiechów, tańców i rozmów.

 

Pani Agnieszka z Morsów z Łodzi nie próżnuje. Zaczyna rozgrzewkę z tzw. żółtodziobami, które morsują pierwszy raz. Jak wiadomo, morsowanie to nie przelewki – trzeba się odpowiednio przygotować i rozgrzać. Zaczynają się wygibasy i biegi po całej plaży przy akompaniamencie energicznej muzyczki do potupania. Reszta morsów doskonale wie, co ma robić. Każdy robi rozgrzewkę dostosowaną do siebie. Jeden Pan boksuje, drugi podskakuje, Pani tańczy. Małolaty ganiają się. Nie mogę uwierzyć w to co widzę! Czy ja jestem na Seszelach, czy w Polsce?!

 

Zbieramy w tym czasie pieniądze do puszek fundacyjnych. Nie musimy do nikogo podchodzić. Jesteśmy bardzo popularni! Morsy, gapie i przechodnie – sami do nas podchodzą i wkładają datki. Nie pozostajemy dłużni. Jesteśmy „uzbrojeni” w lizaki i krówki ciągutki, a także odlotowe nalepki z logo morsów.  W tłumie udaje się nam wyłapać rodziców oraz rodzeństwo Patrycji, którzy również dopingują całe wydarzenie :)

 

Nastaje moment wejścia do wody. Mamy kilku godnych przedstawicieli, więc wszyscy jesteśmy bardzo przejęci. Wchodzą. Na początku widać jak im zrzedła mina, ale później przestają czuć zimno i tańczą w wodzie. Jedynie ręce mają w górze, zgodnie z zaleceniami mors-expertów. Mija około 10 minut. Niektórzy zaczynając wychodzić. Najtwardsi zawodnicy byli nawet pół godziny w lodowatej wodzie. Nurkowali i wesoło się pluskali niczym górskie pstrągi. Nic dziwnego, że mówi się „zdrowy jak ryba”.

 

Morsy powoli zaczynają się zbierać, a dla nas to czas by przeliczyć ile udało się nam zebrać w ciągu tego przesympatycznego wydarzenia. Zebraliśmy 1187,12 zł!!! Za rok na pewno idziemy na rekord i powtarzamy morsowanie. Razem siła! Roztopimy lód i zimę ciepłem naszych serc!