Moim marzeniem jest:

Rekin żarłacz w Oceanarium!

Kuba, 6 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-01-03

Tę relację powinnam zatytułować Kuba - sześcioletni geniusz. 3 stycznia wybraliśmy się z Sonią i Grzegorzem na I wizytę do Marzyciela, który od początku, mimo swoich sześciu i pół lat chciał być nurkiem. Jednak to nie koniec zainteresowań Kuby - chłopiec już na dzień dobry zasypał nas swoją wiedzą na temat dinozaurów - znał chyba WSZYSTKIE istniejące gatunki, łącznie z ich cechami i właściwościami. Jakby tego jeszcze było mało, Kuba od niedawna interesuje się rybami, przede wszystkim wielorybami i rekinami, ze szczególnym uwzględnieniem żarłaczy białych.

Nasz mały naukowiec ma guza złośliwego u nasady nosa, czeka go skomplikowana operacja twarzy. Nie wydaje się jednak zmęczony ani przygnębiony chorobą, przeciwnie tryska energią - rzadko kiedy pozwalałam nam dojść do głosu, zresztą nic dziwnego - miał nam przecież tyle do opowiedzenia.

Rodzice Kuby okazali się równie sympatyczni, całym sercem oddani Kubie i jego 5-letniej siostrze, Ani - małej księżniczce, zawzięcie trenującej malowanie serduszek. Przy herbacie i domowym murzynku Grześ opowiedział Kubie o nurkowaniu i podarował zdjęcia ze swoich podwodnych wypraw. Następnie zabraliśmy się za rysowanie. Niechętnie, ale z poczuciem obowiązku Kubuś (naturalnie niebieską kredką) namalował: wieloryba, rekina i nurka, co oznaczało wizytę w prawdziwym oceanarium z dużymi rekinami, co jest jego największym marzeniem. Druga w kolejności jest wizyta w świętokrzyskim Parku Jurajskim, trzecie - zobaczenie krokodyla, i dalej suma. Każda moja podpowiedĽ niezwiązana z wodą była natychmiast odrzucana - Kuba dobrze wie, czego chce!

inne

2006-04-21

Zobaczyć rekina! To marzenie Kuby miało się spełnić 6-7 kwietnia. Niestety w noc poprzedzającą wyjazd Kuba z zapaleniem płuc "wylądował" w szpitalu. Obiecaliśmy że rekiny poczekają.

W dwa tygodnie później, 20 kwietnia rano około 9 podjechałem pod dom Kuby przepięknym "busem" użyczonym nam przez VOLKSWAGEN POZNAŃ SP. Z O.O. (dziękujemy!!!!)

Przed blokiem stała cała rodzina: Kuba z siostrą Anią oraz Mama i Tata oraz Babcia w charakterze komitetu pożegnalnego. Żeby nie zapeszyć wersja "oficjalna" była taka że jadą na piknik. A tutaj czekały na Kubę dwie niespodzianki: okazało się że jedziemy do oceanarium oglądać rekiny i oprócz tego jedzie z nami mój syn Marcin, którego Kuba zdążył poznać i przyznał się Rodzicom, że chciałby, aby z nim pojechał.

Długo nie trwało a "mała trójka" opanowała tył pojazdu. Mama zajęła rząd środkowy mając pod opieką "bufet" a Tata zają miejsce obok mnie czyli fotel pilota. Jak się okazało w trakcie całej wyprawy pilotem jest znakomitym - wszędzie trafialiśmy jak po sznurku.

Co "koni w silniku" ruszyliśmy do Berlina ponieważ tam znajduje się kilka rekinów, które Kuba tak pragnął zobaczyć. Do Świebodzina było O.K., ale jak zobaczyłem Policję kierującą nas w prawo na Międzyrzecz ciepło pomyślałem o "Czarnym" i naszych wspólnych "trudnych wyjazdach" (pozdrawiam). Jak już pisałem Sławek (Tata Kuby) jest świetnym pilotem, więc drogę na przejście graniczne odnaleźliśmy bez trudu.

Przez objazd do stolicy Niemiec dotarliśmy trochę później niż planowaliśmy dlatego też od razu udaliśmy się na zwiedzanie "Museum fur naturkunde", gdzie wg naszej wiedzy znajduje się wystawa dinozaurów, a wśród nich zrekonstruowany 12-to metrowy szkielet Brachiosaurusa. Kupiliśmy bilety i... Pani poinformowała nas, że sala z dinozaurami jest zamknięta ze względu na "przebudowę" :-(

Kuba który posiada dużą wiedzę na temat dinozaurów jakby się tym nie przejął. Zresztą zaraz też dostał rekompensatę - pierwszy napotkany eksponat to była rekonstrukcja szczęki rekina !

Po obejrzeniu wielu ciekawych eksponatów (łącznie z 215 kilogramowym meteorytem) udaliśmy się na poszukiwanie pensjonatu, gdzie Sonia zarezerwowała nam pokoje.

Jako że Sławek w roli pilota spisywał się znakomicie nie zajęło to wiele czasu. Chłopcy zajęli pokój środkowy, Sławek i ja na końcu korytarza, a najbardziej okazały (z małżeńskim łożem i wyjściem na "taras") Ania i Mirela (Mama Kuby i Ani oczywiście). Tutaj spełniło się "marzenie" Ani czyli ów piknik, na który "jechaliśmy". Dorosłej części załogi piknik nie wystarczył więc ruszyliśmy w "miasto" by zaspokoić głód. Posililiśmy się w sympatycznej wietnamskiej restauracji (tylko dorosła część) i ruszyliśmy dalej. Po kilku krokach chłopcy wypatrzyli Mc Donalda... teraz Oni też byli najedzeni...

Następnego dnia po smacznym śniadaniu ruszyliśmy w poszukiwaniu "ZOO AQUARIUM BERLIN" -miejsca gdzie przebywają rekiny. Oczywiście odnaleźliśmy je bez trudu. Weszliśmy do środka, a za chwilę dołączył do nas Daniel Stróżyński, sympatyczny Polak, mieszkający od 29 lat w Berlinie i pracujący w Oceanarium.

Zobaczyliśmy rekiny mniejsze i większe, o których tylko Kuba i Daniel rozmawiali swobodnie wspierając się książką zabraną przezornie przez Mirelę.

To co było potem na długo pozostanie w pamięci wszystkich, którzy tam byli. Daniel zaprosił nas "za kulisy" - czyli tam gdzie mają wstęp tylko pracownicy i gdzie rekiny widać nie przez szybę!

Na początek zabrał miskę z rybami i poszliśmy karmić rekiny!!! Ledwie podeszliśmy do brzegu basenu już pojawił się jeden, który machnięciem ogona zmoczył mnie trochę, a drugi (bardziej sprawiedliwy) poprawił po pierwszym, ale również "oberwało" się reszcie. Karmienie rekinów to fajne zajęcie, ale lepiej robić to przy pomocy kija. Nagle pojawiła się zielona murena, która wzbudziła w nas trochę respektu...

Kuba był zachwycony, ale to jeszcze nie był koniec atrakcji jakie czekały naszego Marzyciela. Mieliśmy okazję zobaczyć całe oceanarium "od kuchni" tzn. wszystkie urządzenia do oczyszczania wody itp. oraz takie ciekawostki jak: kwarantanna dla nowo zakupionych okazów, lodówke z zapasami żywności czy "własną hodowlę pokarmu".

Po karmieniu rekinów przyszedł czas na ich głaskanie! W akwariach oceanarium jest rekin lamparci (w takie cętki), który jest na tyle nieduży i łagodny, że można go dotknąć. Pan Daniel karmił go nawet z ręki bez użycia kija, a kiedy go głaskał po głowie ten podnosił się do góry jak piesek. Widząc co się dzieje podpłynęła nawet płaszczka równie łasa na pieszczoty co jej towarzysz rekin. Jakby tego było mało po chwili Kuba, a z Nim i my, głaskaliśmy Czerwoną Żmiję Królewską...

Potem jakby dla wyciszenia emocji udaliśmy się do ogrodu zoologicznego przylegającego do oceanarium, gdzie oprócz wielu zwierząt takich jak: lwy, misie i hipcie, które można oglądać bądź przez szybę bądź bez zbędnych krat, trafiliśmy na pokaz karmienia fok, które - jak na łasuchy przystało - dla kawałka ryby bez wahania dawały "buzi" facetowi, który ubrany w piankę karmił je w wodzie.

Marzenie spełnione... Czas ruszać do domu. Kuba na chwilę przysnął w samochodzie, ale natychmiast odzyskał siły i pomijając "obowiązkową" wizytę w Mc Donald`s przed granicą i mały korek po jej minięciu bez przeszkód wieczorem zameldowaliśmy sie pod blokiem, gdzie Kuba mieszka z Rodzicami. Nasz szczęśliwy Marzyciel obiecał pojawić się w środę na spotkaniu, aby osobiście zdać relację z wyjadu...

Fundusze na to marzenie pochodzą z cegiełek-biletów wstępu na I Charytatywny Balu Przebierańców, który odbył się 25 lutego 2006r w LO nr 1 w Poznaniu. Więcej o Balu tutaj.