Moim marzeniem jest:

Samochodowy tor wyścigowy

Piotr, 6 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-01-15

Godzina 16. Wprost z krzesła, na którym siedziałem przez 8 godzin w pracy przesiadłem się na dużo wygodniejszy fotel samochodu Piotra A. Tym razem na tylnym siedzeniu, nie za kierownicą, zasiadła matka chrzestna wolontariusza Czarnego (to ona mnie zwerbowała ;) - kontuzjowana Karolina A. Wszyscy mieli świadomość jak trudne musiały być to dla niej chwile - siedzieć w pojeĽdzie samochodowym i nie być kierowcą. Ale stanowiło to niezłą pożywkę do żartów... co skwapliwie wykorzystaliśmy. W końcu spotkało się paru mistrzów "czarnego" dowcipu z Sylwią F. na czele. ;)

Wyruszaliśmy w podróż w moje rodzinne strony do znanego z moich wędkarskich wypraw Bledzewa położonego nieopodal rzeki - Obra.

...dwie godziny później. ;) - zajeżdżamy na miejsce. Mamy małe trudności ze znalezieniem poszukiwanego adresu. Na szczęście tata Piotrusia wyszedł nam na przeciw i zaprosił do środka. Biedna Karolinka z kontuzjowaną nogą miała spore trudności z dostaniem się na najwyższe (drugie) piętro bloku mieszkalnego, ale skacząc na jednej nodze paroma susami wskoczyła gdzie należy. ;)

Już w korytarzu przywitała nas trójka uśmiechniętych dzieciaków - marzyciel Piotruś, brat Pawełek, mała Ola oraz ich mama. Św. Mikołaj a właściwie diabełek Sylwia ;) rozpoczęła rozdawanie prezentów. Jak się okazało tak zapakowanych, że byliśmy zmuszeni do użycia ostrych narzędzi by dostać się do ich środka, ale wspólnymi siłami ta sztuka nam się udała. Największą furorę zrobiło czerwone Lamborghini oraz... fundacyjne balony.

Ale nadszedł czas na chwilę prawdy. Szczególnie wolontariuszom ciężko było porzucić zabawki. Zaraz na stół powędrował blok rysunkowy oraz kredki. Piotruś jednak nie chciał tak po prostu zdradzić nam swoich marzeń. Na rozgrzewkę Karolina z chłopcem stworzyli dzieło przedstawiające - .... domek. Muszę się poszczycić, że w dziele tym też miałem swój udział, choć smok w ogródku nie wyglądał zbyt naturalnie. ;)

Mimo rozgrzewki Piotruś nadal nie wyjawił nam swojego marzenia. Z pomocą przyszła siostrzyczka bohatera - Ola. Piotruś każde marzenie wyjawiał na osobności siostrze, a ona nam, po czym starannie je ilustrował.

Zatem największym marzeniem chłopca okazał się być tor wyścigowy. Kolejnym to zestaw w postaci zielonej choinki, poduszki w kształcie serca oraz balony.

Piotruś miał wielki problem z wyborem trzeciego marzenia, zastanawiał się nad kolejną zabawką. Służąc pomocą zadaliśmy pytania pomocnicze: może chciałbyś coś zobaczyć, z kimś się spotkać? Po chwili zastanowienia był pewien - trzecie marzenie to spotkanie z Crazy Frog. Piotrusia nie przekonały opinie, że śpiewająca żaba nie istnieje...

Niestety czas naglił i musieliśmy się zbierać do podróży. Pożegnaliśmy się z całą rodziną i w tempie Kontuzjowanej (czyli niezbyt szybkim;) udaliśmy się do auta... Mimo póĽnej już pory czekał na nas wytrwale jeszcze jeden Marzyciel...

Zbieżność imion i zdarzeń nieprzypadkowa. ;)

inne

2006-02-17

Więc zaczęła się bajka o 4 Piotrusiach w tym, tym jednym najważniejszym i tym razem nie byłem to ja ;). Jak na dobrą bajkę przystało był i Czarny Charakter, a raczej „Charakterka”, ale o tym później.

Szybki obiad w biurze (szef pewnie nie czyta tych relacji ;) i zaraz po pracy wskakuję do samochodu. Za kierownicą, już bez niespodzianek, Karolina Adamska. Prawdę mówiąc z uwagi zarówno na jej zdrowie jak i nasze powinna siedzieć na innym fotelu, w każdym bądź razie nie prowadzić pojazdu. Ale kto tam by się odważył dyskutować z Karolinką ;) !? I tak mimo poważnej kontuzji kolana jej noga wciskała dynamicznie pedał gazu (hamulec raczej rzadko był używany). Należy wspomnieć, że w pojeździe już był Piotruś A. Czyli razem stanowiliśmy połowę z ekipy 4 Piotrusiów (kto nie wierzy niech sięgnie po kalkulator – to dokładnie 50%, ½ , 0,5 itd.)

Historię podróży w moje rodzinne strony pominę. Z Karoliną i Piotrem zawsze jest nudno, więc nikt się nie dziwił, że tak było i tym razem. ;)

Zatem zajeżdżamy na jedno z bledzewskich podwórek. Przez kilka miesięcy mrozu i śniegu wszechobecnego w miejscu tym powstało lodowisko, z jakiego nie wstydziliby się skorzystać panczeniści (panczenista – człowiek z łyżwami na stopach, mknący jak szybko się da po lodzie). Stąd też mieliśmy małe problemy z wydostaniem się z samochodu.

Za chwilę podjeżdża ekipa z telewizji. Pan Operator i nasz Czarny Charakter – Pani Reporterka (wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że ktoś oprócz mnie będzie miał ksywkę –Czarny, tym bardziej, że to będzie kobieta). Witamy się i w tempie kontuzjowanej wolontariuszki (czyt. Karoliny) wchodzimy do domu Piotrusia. Wszyscy wiedzą, że to dziś, że za chwilę spełni się czyjeś marzenie.

Zaraz za progiem witają nas rodzice (w tym tata - Piotruś), marzyciel Piotruś oraz jego rodzeństwo – Ola i Pawełek. I 4 Piotrusiów już w komplecie. My „Piotrusie” wiedzieliśmy, że nie ma, co przedłużać. Jeszcze spojrzenie na naszą Karolinkę – spełniamy marzenie. Ciężkie i duże pudło przepięknie zapakowane przez nie mniej piękną wolontariuszkę ląduje na kolanach Piotrusia. Na początku sam bohater rozpakowuje ten nadzwyczajny prezent. Po chwili już każdy, kto dosięga pudełka, rozdziera, odcina, wyrywa wszystko, co utrudnia dotarcie do Marzenia – toru wyścigowego. Wszystkie elementy już leżą na dywanie. Jedynie Piotrusia nie przeraziła ich ilość. Pan Operator zaraz do nas dołącza i zaczynamy składać tą osobliwą konstrukcję. I tu nasz prywatny Czarny Charakter nieco psuł nam zabawę, ale co oczywiste nie daliśmy się. „"Piotrusie” to w końcu twarde chłopaki … i Karolinki też. ;)

Rozstawienie 4 metrowego toru z milionów kawałków (no może trochę przesadziłem z ich ilością) nie było łatwe, ale „mobilizowani” przez Panią Reporterkę staraliśmy się jak tylko mogliśmy. W końcu udało się nam. Jeszcze kosmetyczne poprawki i... i tor gotowy.

Ustawiliśmy pojazdy w liczbie 2 sztuk na starcie. Wręczyliśmy Piotrusiowi oraz Pawełkowi joystick i czekaliśmy na sygnał. START!.... i maszyny ruszyły. Błyszczał lakier, świeciły reflektory, w pojazdach siedzieli mali kierowcy. Jak przystało na poważny wyścig były i piękne kobiety na starcie, trybunach i mecie ;) Tylko ten pierwszy historyczny wyścig był krótki. Chłopcy, co oczywiste wcisnęli gaz do dechy i samochodziki zmieniły na chwilę konkurencję i zaraz poleciały w powietrze. Należy podkreślić, że nie był to ich ostatni lot.

Każdy z nas chciał też, choć parę sekund pokierować tymi machinami, ale nasz Marzyciel radził sobie świetnie i nie czuł się na tyle zmęczony by wycofywać się z wyścigu. I chłopcy ścigali się po torze. Doprowadzili do większej ilości kraks niż ich miało miejsce w obu częściach filmu Blues Brothers. Pojazdy latały po pokoju tak, że można było dokręcić Top Gun 8.

Po wielu staraniach nam wolontariuszom też udało się pobawić tym cudem, jednakże na jednym okrążeniu się skończyło ;) Usiedliśmy z boku i podziwialiśmy. Już nie tor, ale radość Piotrusia, jego rodzeństwa.

Jeszcze czekał naszego dzisiejszego bohatera wywiad. Tu Pani Czarny Charakter koniecznie musiała postarać się by popsuć ten radosny nastrój towarzyszący spełnionemu marzeniu. Jej zachowanie wobec chłopca wskazywało na totalny zanik jakiejkolwiek wrażliwości i brak dobrych manier. Jeszcze na „ochotnika” (wybrana do tej roli głosami w stosunku 2 do 1) Karolinka opowiedziała nieco o Fundacji.

Pożegnaliśmy dzieciaki, rodziców i ruszaliśmy w drogę. Jeszcze czekały mnie kilkuminutowe, po kilku miesiącach nieobecności, odwiedziny w domu... A nam po raz kolejny za pośrednictwem Fundacji udało się wyczarować uśmiech na twarzy jakiegoś dziecka. Mało tego – uśmiech ten zagościł również i na naszych twarzach. I prawie (oprócz jednego wyjątku) wszystkich obecnych na spełnieniu marzenia. Jeszcze raz się okazało, że magii spełnianego marzenia nie jest w stanie pokonać nawet Pani Czarny Charakter, którą pozdrawiamy i której szczerze współczujemy. Nie wie Pani, co traci z tak lodowatym sercem.