Moim marzeniem jest:

Laptop

Beatka, 13 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2005-10-04

23 października 2005
Wieczorem zadzwonił do mnie Tomek z informacją, że dostał pilne zgłoszenie. Trzynastoletnia Beatka leży na onkologii, ma wczesną wznowę ostrej białaczki szpikowej i marzy o laptopie. Oboje postanowiliśmy nie zwlekać. Uzgodniliśmy, że następnego dnia pojedziemy do szpitala i zabierzemy laptopa. Trzeba było działać błyskawicznie. Telefon do Macieja, prośba o przygotowanie laptopa. Telefon do taty Beatki z pytaniem o zainteresowania córki i umówienie spotkania. Poszukiwanie lodołamacza. Beatka lubi słuchać polskiej muzyki, najbardziej lubi Dodę. Jeszcze tylko balony, kredki, kartki, aparat i w drogę.

24 październik 2005
W szpitalnej izolatce zastaliśmy uroczą, choć bardzo poważną młodą damę. Beatka ma śliczne, duże oczy, piękną cerę i opadające na ramiona kręcone włosy, które mienią się jakby rozświetlone słońcem. Uśmiechnięty, dumny tata natychmiast informuje nas, że to naturalny kolor a nie farba. Mimo ścisłej izolacji, fartuchów, maseczek, rękawic, atmosfera w pokoju jest bardzo przyjazna. Nie czujemy skrępowania, stresu. Uśmiechnięta Beatka już wie po co przyszliśmy. Z uwagą ogląda przyniesione przez nas prezenty. Cieszy się z jeszcze ciepłej, nowej płyty grupy Virgin, ogląda pamiętnik, wesoły długopis... Lody zostały przełamane. Muszę przyznać, że to nie było trudne zadanie. Beatka i jej tato znacznie nam w tym pomogli.

 

Ze względu na złe wyniki Beatki, nie mogliśmy wszyscy jednocześnie uczestniczyć w spotkaniu. Tomek z tatą poszli na korytarz wypełniać papiery, a my rozpoczęłyśmy babskie gadanie. Beatka nie musiała się długo zastanawiać nad marzeniami. Wzięła kredki i zaczęła rysować. Powstający rysunek w niczym nie przypominał wspomnianego wcześniej laptopa. Spod drobnej rączki zaczął wyłaniać się najpierw samolot, potem statek, morze, hotel, palmy i słoneczko. Marzeniem Beatki był lot samolotem do ciepłego kraju. Laptop pojawił się dopiero na drugiej kartce, na trzeciej góry, świerki, baranki, chatka z kominem i znowu słonko. Nasza artystka zaznaczyła, że to nie są polskie góry, bo te już widziała.

 

Przez całą wizytę była skupiona, poważna, choć bardzo chętnie rozmawiała. Czekała na nowe wyniki, które umożliwią jej powrót do domu. Uzasadniając swój wybór marzeń, stwierdziła, że bardzo chciałaby laptopa, ale odradzono jej, twierdząc, że jeszcze kiedyś będzie go miała. Z niezwykłą powagą opowiedziała historię swojej choroby. Wytłumaczyła dlaczego przez cały czas ma sondę nosową, jaką ma w tej chwili kurację. Wymieniłyśmy się telefonami i niestety musiałam zakończyć tę miłą wizyt, gdyż widziałam już na twarzy naszej marzycielki oznaki zmęczenia.

 

Mieliśmy z Tomkiem nie lada dylemat. Laptopa zabraliśmy z powrotem, ale czy będziemy mogli spełnić marzenie Beatki? Czy lekarze dadzą nam zgodę na wylot do ciepłych krajów?

 

Problem rozwiała pani ordynator. Zgody na wyjazd nie będzie. Radziła jednak, żeby następnego dnia spełnić marzenie laptopowe. tak też postanowiliśmy uczynić.

spełnienie marzenia

2005-10-25

Punktualnie o 11.30 zjawiliśmy się z Tomkiem w szpitalu. Byliśmy bardzo przejęci. Jak zareaguje nasz marzycielka? Czy będzie szczęśliwa, czy raczej zawiedziona? W drzwiach powitała nas uśmiechnięta pani ordynator, pielęgniarki wskazywały drogę. Pani nauczycielka ze szpitalnej szkoły czekała z aparatem fotograficznym. Wyraźnie czuliśmy atmosferę podniecenia, która nam się natychmiast udzieliła. Przebraliśmy się w szpitalne uniformy i delikatnie zapukaliśmy do izolatki, w której leżała niczego nie spodziewająca się Beatka. Jej zaskoczenie było naprawdę szczere. Powitała nas tymi swoimi wielkimi oczami i stwierdzeniem "dopiero wczoraj rysowałam swoje marzenie, a wy już przyszliście?".

 

Wszyscy wybuchnęli szczerym śmiechem. Niepokój prysł w tej samej chwili. Wszyscy byli weseli. Beatka ze spokojem rozpakowywała zielone pudło. Wyglądała jakby nie spodziewała się, co jest w jego wnętrzu. Jej zdziwienie po otwarciu potwierdziło nasze przypuszczenia. Udało nam się zaskoczyć naszą marzycielkę. W jednej chwili przestało się liczyć wszystko dookoła. W jej oczach był tylko jej wymarzony LAPTOP. Nawet na twarzy w miejsce powagi pojawił się śliczny uśmiech. Daremne były nasze wysiłki, aby nawiązać jakąś rozmowę. Teraz Tomek był jej królem, bo to on przystąpił do pierwszej lekcji obsługi tego "cacka", to on tłumaczył jej jakie ma gry i filmy. W pewnej chwili zauważyłam, że oboje są poza zasięgiem. Nawet nie zauważyli naszego zniknięcia. Byłam szczęśliwa! Udało nam się wywołać uśmiech na tej udręczonej, poważnej buzi. Udało nam się zmienić myśli tej drobnej istotki. Może jutro rano obudzi się z radością i oczekiwaniem na włączenie komputera a nie na kolejne badania i wyniki. Tym już się zajmą wspaniali lekarze i cudowny, zawsze uśmiechnięty tatuś Betki. To super, że są dla siebie takimi przyjaciółmi. Oboje są tego warci i dla obu jest to niezwykle potrzebne. Zresztą tata również nie ukrywał swojej radości i wzruszenia. Patrzył z zachwytem na swoją radosną córeczkę i był w tym jednym momencie znowu szczęśliwy! Oby im tej radości starczyło jak najdłużej!

 

Kiedy Tomek również musiał już opuścić małą izolatkę, Beatka została sama ze swoim skarbem, ale nie musiała się długo troszczyć, czy ze wszystkim sobie poradzi, bo nagle zjawił się Maciej, który właśnie skończył zajęcia parę sal dalej i jaszcze w białym, ćwiczeniowym fartuchu przybiegł sprawdzić, czy nie mógłby w czymś pomóc. Oczywiście, jak wdarł się do naszej piękności, to długo musiałam czekać aż się znowu pojawi na korytarzu oddziału. Po wyjściu miał takie rumieńce i roziskrzone oczy, jakby to jego marzenie się dzisiaj spełniło. A może tak właśnie było. Ja w każdym razie wracałam do domu z takim właśnie uczuciem. Nawet śpiewać mi się zachciało, kiedy prowadziłam samochód.