Moim marzeniem jest:

Przejazd po torze testowym Lamborghini we Włoszech

Kamil, 16 lat

Kategoria: być

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2007-10-09

Nie był to zwykły dzień tygodnia, bo tego dnia poznałyśmy Kamila, "nowego" Marzyciela. Kamila czekały kolejne badania w Poznaniu, dokąd przyjechał ze swoimi rodzicami, ale udało się znaleźć trochę czasu na miłe spotkanie w zupełnie innej niż szpitalna atmosferze. Zasiedliśmy w przytulnej kawiarence i od razu znalazło się sporo tematów do rozmowy, zwłaszcza, że Jagoda i Michasia i Kamil są rówieśnikami. Było bardzo sympatycznie. Przy herbatce dowiedziałyśmy się, że pasją Kamila jest motoryzacja. Po kilku wnikliwych pytaniach usłyszałyśmy, że najbardziej lubianymi modelami są dawne amerykańskie marki, a szczególnie model Cadillaca z 1959 r.

Teraz mogłyśmy ze spokojem wręczyć Kamilowi lodołamacz, którym okazał się ... model Cadillaca z 1959 roku. Cóż, nasz fundacyjny wywiad i tym razem spisał się na medal, więc przyjemnie było patrzeć, jak Kamil cieszy się z trafionego w "dziesiątkę" prezentu. Dalej nie było już tak prosto, ale nasz upór i to, że nie dałyśmy Kamilowi spokoju, zaowocowało podjęciem przez niego próby narysowania swoich marzeń.

Pierwsze marzenie miało bezpośredni związek z lodołamaczem. Przejechać się po torze testowym dla Cadillaców w USA. Piękne, ale niemożliwe. Ze względu na reguły fundacyjne nie spełniamy marzeń, które związane są z wyjazdem za ocean. Wyjaśniłyśmy Kamilowi tę sytuację i na szczęście, nie zniechęciłyśmy go do dalszego rysowania. Chwycił za kredki i narysował kolejne marzenie: przejazd po torze testowym Lamborghini we Włoszech. Trudno dziwić się tym marzeniom, jeśli widzi się młodego człowieka, który świata poza motoryzacją nie widzi. Trzecim marzeniem okazał się telefon komórkowy LG Prada.

Stajemy zatem oko w oko z trudnym wyzwaniem. Nam wolontariuszkom samochody nie są obce, ale nie możemy powiedzieć, żeby nas fascynowały tak, jak Kamila. Mamy nawet pewne trudności z poprawnym wypowiedzeniem nazwy Lamborghini. Z całą pewnością postaramy się jednak zrozumieć męski punkt widzenia i sprawić, żeby marzenie Kamila spełniło się najpiękniej. Może wtedy któraś z nas stanie się fanem motoryzacji i wyspecjalizuje się w spełnianiu takich "czterokółkowych" marzeń? A zatem przyspieszamy, żeby w czasie krótszym niż się Kamil spodziewa, osiągnąć "setkę"- nie 100 km/godz., ale 100% spełnionego marzenia.

inne

2008-04-12

Długo czekaliśmy, ale w końcu udało się. Spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy z Kamilem oraz jego mamą ku przygodzie, ku włoskiej motoryzacji. Z Warszawy, lecieliśmy do Bolonii. Kamil oraz jego mama pierwszy raz lecieli samolotem, więc nie odrywali wzroku od okna i rozpościerających się pod nami i przed nami niesamowitych widoków. W Bolonii Monika, zawiozła nas do hotelu w Modenie, a wieczorem podczas wspólnej kolacji poznaliśmy jej męża Daniela, który zabrał nas do salonu samochodowego, żeby pooglądać to, co chłopcy lubią najbardziej, czyli samochody drogich marek. Monika i Daniel mieszkają we Włoszech; bardzo nam pomogli podczas całej naszej wyprawy.

Następnego dnia czekało nas Maranello, muzeum Ferrari. Tuż przed wejściem do muzeum można było wsiąść do jednego z bolidów, więc Kamil na przemian z Danielem chętnie wciskali się w fotel. W samym muzeum niestety nie można było dotykać eksponatów, ale wszyscy robiliśmy zdjęcia, nie mogąc nadziwić się pięknej czerwieni pojazdów. Niewiarygodna była też prędkość z jaką na torze testowym dla Ferrari jeździło jakieś "wypasione cacko", zapierając dech wszystkim oglądającym.

Po porannych przeżyciach z Ferrari udaliśmy się na zwiedzanie Modeny. Piękna katedra, Akademia Wojskowa i niesamowity urok włoskich uliczek, zachwyciły nas bardzo. Nie uszły naszej uwadze kolorowe wystawy sklepowe, a szczególnie perfumerie, gdzie Kamil testował na sobie wszystkie najpiękniejsze zapachy świata.

Kolejny dzień był tym najważniejszym, tak długo wyczekiwanym dniem spełnienia marzenia. W Sant'Agata Bolognese przywitała nas Cristina, nasza przewodniczka po Lamborghini. W mensie pracowniczej poczęstowano nas pysznym włoskim obiadem, a "na deser" Kamil mógł wybrać sobie gadżety z logiem Lamborghini. Potem poszliśmy do muzeum, gdzie Kamil fotografował bez przerwy, wsłuchując się bacznie w opowieść Cristiny, o historii firmy oraz o szczegółach związanych z tworzeniem poszczególnych modeli. Kolejnym etapem było zwiedzanie fabryki Lamborghini. Tam, przechodząc od stanowiska do stanowiska, poznawaliśmy tajniki tych najsłynniejszych na świecie aut. Wszystko jest w nich najwyższej marki, od elementów mechanicznych po wykończenie. Bo wszystko jest przecież ważne, nawet kolor skóry na fotelach. Kiedy Kamil wybrał swój ulubiony kolor, dostał w prezencie... nie, oczywiście, że nie Lamborghini, tylko logo firmowe wybite na kawałku skóry, którą wyściela się fotele.

Po zwiedzeniu fabryki na Kamila czekało.... piękne, szare Lamborghini przygotowane do jazdy z marzycielem. Podekscytowany Kamil zasiadł na fotelu obok kierowcy. Uśmiechnięty machał do nas zza szyby, gdy nagle z piskiem opon samochód ruszył. Ruszył taaak szybko, że właściwie można powiedzieć... zniknął. Po 20 minutach Kamil szczęśliwy wysiadł z auta i na pytanie: "Jak było?" , odpowiedział krótko: "Bosko". Potem były zdjęcia naszego uśmiechniętego od ucha do ucha pasażera Lamborghini. Jeszcze tylko dyplom, podziękowania, hasło - "Kamil, nie przestawaj marzyć" i popędziliśmy, trochę wolniejszym niż Lamborghini autem Daniela, do hotelu. Cały wieczór przeżywaliśmy spełnione marzenie, a Kamil wspominał hałas silnika Lamborghini, który był dla niego jak sam określił "muzyką dla uszu".

Ostatni dzień przed wyjazdem, to w dalszym ciągu motoryzacja. Odwiedziliśmy prywatne muzeum Maserati, i fabrykę Maserati, gdzie Kamilowi udało się jeszcze zasiąść fotelu kierowcy i z uśmiechem pozować do zdjęć. Kolejną atrakcją okazało się muzeum Stanguelliniego. Kamil zaglądał do wnętrza każdego auta, podziwiał precyzję z jaką wiele pokoleń konstruktorów i mechaników tworzyło historię motoryzacji. Po wyjściu z muzeum trafiliśmy do znajdującego się obok.... salonu samochodowego BMW oraz Mini, gdzie podziwialiśmy kolejne pojazdy. Nastroje były wyśmienite, a kolacja na którą Kamil zamówił, pierwszy raz w życiu, owoce morza, przyniosła wszystkim dodatkowo mnóstwo śmiechu. Nie tak łatwo zjeść to, co wygląda na talerzu bardzo dziwnie, czego nie da się porównać z niczym, nawet z ... Lamborghini.

Wszystko co dobre szybko się kończy, ale na szczęście pozostaje głęboko w pamięci. Kamil i jego mama okazali się wspaniałymi kompanami podróży, a sam Kamil zadziwiał swoją pasją do motoryzacji i zarażał uśmiechem. To była wspaniała przygoda. Kamil, życzę Ci, żebyś nie przestawał marzyć.

Mieliśmy szczęście poznać niesamowitych ludzi - Monikę i Daniela Wiącek, którzy włożyli dużo serca i swojego czasu, żeby nam pomoc. Bardzo jesteśmy im wdzięczni. Dziękujemy również sponsorowi marzenia - Fundacji Agory, która finansowała włoską wyprawę Kamila. Dziękujemy!!!