Moim marzeniem jest:

Polecieć samolotem do Paryża

Martyna, 14 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

0000-00-00

Był chłodny dzień, więc nic dziwnego, że kot niedaleko domu Martusi - naszej marzycielki, łowił zachłannie promienie słońca, nie wiedząc nic o naszej misji i pewnie niewiele o samej Martusi. Natchnął nas jednak przeświadczeniem, że spełnienie marzenia Marty, jeśli je oczywiście poznamy, może stać się takim promieniem słońca, który wniesie ciepło w życie naszej marzycielki.

Drobna dziewczynka o kasztanowych włosach siedziała przed telewizorem i oglądała jakiś serial. Przywitała nas z uśmiechem, gotowa do rozmowy. Dowiedzieliśmy się, że zamierza być cukiernikiem, ale martwi się, że nie będzie w stanie wykonywać cięższych prac ze względu na słabe ręce. Egzamin w dodatku tuż, tuż. Może nie będzie tak źle. Życzymy tego z całego serca i już dziś liczymy na możliwość degustacji jej profesjonalnych cukierniczych wyrobów.
Nadszedł najważniejszy moment wizyty - rozmowy o marzeniach. Przeszliśmy do pokoiku, w którym Marta miesza wraz ze swoja siostrą. Tam Marta wyznaje nam najważniejsze, największe z marzeń. Chciałaby być zdrowa. Jesteśmy bezsilni i przeżywamy, każdy na swój sposób, tę niemożność spełnienia takich najprawdziwszych ze wszystkich marzeń chorych dzieci.
Marta rysuje dalej. Bardzo by chciała polecieć samolotem do Paryża, zobaczyć tam wieżę Eiffla, Luwr i Wersal oraz obowiązkowo Disneyland. Na drugim rysunku pojawia się plaża, morze i delfin. To oznacza ni mniej ni więcej pływanie z delfinami. Trzeci rysunek przedstawia wielki koncert z Gwiazdami i wejście do nich za kulisy.

Wiemy już co mamy zrobić, żeby Marta uśmiechała się bez końca, żeby poczuła radość, przypływ energii i optymizm płynący z przeżytej, wspaniałej przygody. Musimy tylko zabrać ją i jej bliskich do Paryża i Disneylandu, to znaczy musimy spełnić jej marzenie. Od tego przecież, my wolontariusze jesteśmy. W drodze powrotnej pojawiły się pierwsze pomysły realizacyjne. Stare przysłowie ludowe mówi: "Pierwsze śliwki robaczywki", ale to wcale nie znaczy, że będziemy: "Zasypiać gruszki w popiele".

inne

2008-06-26


Marzenie Martynki było złożone. Chciała lecieć samolotem, zobaczyć wieżę Eiffela oraz zwiedzić Disneyland. Ponieważ nie ma nic piękniejszego, jak spełniać marzenia, 22 czerwca podjechaliśmy pięknym, czarnym Mercedesem Vito po naszą Martynkę, jej rodziców, siostry i brata. Wszyscy już na nas czekali gotowi. Torby spakowane, buzie uśmiechnięte. W wesołym nastroju ruszyliśmy w kierunku Warszawy, gdzie miała się rozpocząć nasza podróż marzeń. Jacek spokojnie przemierzał drogę ku stolicy, pogoda dopisywała, humory również. Jeszcze tylko mały posiłek i.. lot samolotem. Spore wyzwanie dla osób, które mają to zrobić po raz pierwszy!

Na lotnisku w Warszawie czekają na nas pozostali uczestnicy wyprawy: Kuba i Michał - marzyciele z Olsztyna, ich rodzice, rodzeństwo i nasz pilot - Maciej Kuźnik z Rainbow Tours. Tworzymy zgraną, 19 osobową grupę, i nie możemy doczekać się nowych wrażeń i niespodzianek.

Do samolotu wchodzimy jako pierwsi, możemy więc wybrać sobie miejsca jakie tylko chcemy. Emocje związane z lotem wśród chmur, w blasku słońca, ku spełnieniu marzeń są ogromne. Lecimy przecież udowodnić marzycielom i ich najbliższym, że marzenia się spełniają, trzeba tylko mocno w nie wierzyć.

Paryż wita nas wspaniałą pogodą. Jakby wiedział, że przylecimy i chcemy kilka dni nacieszyć się wszystkim w sprzyjającej aurze. Na lotnisku czeka na nas autokar, który ma nam towarzyszyć przez cały pobyt. Będzie naszymi "zapasowymi nogami", bo chcemy zobaczyć wszystko i dotrzeć wszędzie.

Pierwszy wieczór - Paryż nocą, migocąca wieża Eiffela, tętniąca życiem stolica Francji. Wszystko zachwyca, cieszy, nie pozawala myśleć o odpoczynku.

Poniedziałek - po śniadaniu hit - wieża Eiffela. Wysokość trzystu metrów, nie jest nas w stanie wystraszyć. Nikt się nie waha. Wszyscy docieramy na samą górę. Jest wspaniale. Flesze strzelają, co chwilę słychać radosny śmiech i okrzyki kierujące naszą uwagę w coraz to inną stronę miasta, na coraz to inny detal jego architektury.

Poniedziałek popołudnie - piknik w Ogrodach Luksemburskich. Krótki czas na odpoczynek i podziwianie pięknych kwiatów, widoków. Parę zdjęć, spacer i Panteon, Sorbona i Katedra Notre Dame. Czasu mamy niewiele, bo autobus już zmierza w kierunku Muzeum Figur Woskowych. Tu dopiero jest zabawa. Tyle znanych postaci, z każdym można się przywitać, każdego dotknąć, wszyscy się do nas uśmiechają, jakby wiedzieli, że ważnymi jesteśmy gośćmi.

Poniedziałek wieczór - szybka kolacja, chwila odpoczynku i przejazd na Pola Elizejskie - Łuk Triumfalny. Potem ostatnia niespodzianka - przejazd nad Sekwanę i rejs po rzece. Paryż jakby inny od tej strony. Jeszcze piękniejszy, bardziej przyjazny. W słuchawkach, polski lektor opowiada o historii, jego legendach, zabytkach. Teraz rozumiemy, dlaczego tak często o Paryżu mówi się - "miasto miłości". Rozmarzeni, ale szczęśliwi, udajemy się do hotelu. Musimy trochę odpocząć, bo jutro kolejny dzień pełen atrakcji.

Wtorek - dzień rozrywki. Jedziemy do Disneylandu. Podniecenie w autokarze wielkie. Pogoda wspaniała. Humory dopisują. Choróbska zostawiliśmy w pokoju, to zbędny bagaż. Cały dzień szaleństw, zabaw, radości, śmiechu. Chwilami zastanawiam się, kto jest bardziej szczęśliwy? Nasi marzyciele, czy ich rodzeństwo? A może rodzice? Jedno jest pewne. Wszyscy są szczęśliwi. Wszyscy jesteśmy radośni jak dzieci.

Środa - dzień powrotu. Ale nasz pilot - Maciej, nie pozwala na smutek i odpoczynek. Jedziemy raz jeszcze nacieszyć się Paryżem. Maciej opowiada różne historyjki. Pokazuje na prawo i lewo, przeplata swoje opowieści dowcipami. Cały autobus się śmieje. Za oknem Plac Vandome z Hotelem Ritz, dom Fryderyka Chopina, Opera Garnier, nazywana najpiękniejszą operą świata. Obok - kino Paris Story. Wysiadamy, Maciej wprowadza nas do sali, gdzie wita nas duch Wiktora Hugo, który przez godzinę opowiada o historii Paryża. Na ekranie przewijają się obrazy z magicznego miasta. Tylko skąd ten Hugo zna język polski?

Po obiedzie, gdzie Maciej zmusza nas do spróbowania ślimaków, przejazd przez dzielnicę La Defense i..transfer na lotnisko. W Warszawie jest już mniej wesoło. Żal się rozstać. Tyle wrażeń i pięknych chwil. Tak daleko od trosk i problemów. Czy na pewno to już koniec naszej wyprawy? Jeszcze parę uścisków i każdy jedzie się w swoją stronę. Tak to bywa, że piękne chwile szybko się kończą.

Dla Martynki, to jednak nie koniec wrażeń. Dzięki zaproszeniu managerów Hotelu Residence Diana, możemy przespać jeszcze jedną noc w pięknym hotelu, odpocząć i rozkoszować się jego komfortem. W pięknym apartamencie Michała, czeka na niego osobisty list od pana dyrektora.

Cała rodzina uznaje, że w takim hotelu żal spać, lepiej zachwycać się jego wygodami do samego świtu. Tak, ten hotel na pewno nie jest w Paryżu, ale z całą pewnością Paryż chciałby taki hotel mieć u siebie. Mamy tu wyśmienite "miękkie lądowanie" po spełnieniu paryskiego marzenia.

Rano pyszne śniadanko, miłe przywitanie z dyrekcją hotelu, spacer po Warszawie. Przed hotelem czeka na nas ten sam piękny Mercedes, tylko za kierownicą zamiast Jacka siedzi uśmiechnięty Robert.

Pogoda piękna, głowy i serca pełne wrażeń, na kolanach Martynki bukiet kwiatów, na twarzy szczery uśmiech. Po kilku kilometrach patrzę na tylne siedzenia. Wszyscy smacznie śpią i śnią. Nie wiem o czym, ale wiem na pewno, że są bardzo szczęśliwi, uśmiech na twarzach mówi sam za siebie. Może to Paryż, może Myszka Miki, może śni im się jakiś dowcip Macieja? Mercedes kołysze równo. Robert też widzi szczęśliwych pasażerów, więc radośnie wiezie ich do domu, gdzie czekają stęsknieni dziadkowie Martynki.

Dziękuję:

- RAINBOW TOURS S.A. za adopcję marzenia Martynki, za piękne przygotowanie i sfinansowanie wyjazdu.
- Maciejowi Kuźnikowi, naszemu pilotowi, dobremu duszkowi wyprawy marzeń. Bez niego ten wyjazd nie byłby taki piękny!
- Agnieszce Tucharz i Michałowi Rzeźnikowi - managerom Hotelu Residence Diana za wspaniałe przyjęcie.
- Auto Watin - Poznań, za użyczenie wygodnego i luksusowego samochodu dla całej rodziny Martynki.
- Aleksandrze Kosmali i Ani Bębnowskiej, pracownicom Rainbow Tours które z wielkim sercem przygotowały nasz wyjazd.
- Jackowi i Robertowi, moim kolegom fundacyjnym, którzy bezpiecznie nas po Polsce wozili.

Sponsorzy: