Moim marzeniem jest:

Wizyta na planie serialu ''Niania Frania''

Magda, 9 lat

Kategoria: inne

Oddział: Lublin

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-10-02

Tego dnia przyszliśmy do kolejnej Marzycielki. Razem ze mną była Aga i nasza debiutantka Martyna. Dziewięcioletnia Magda bardzo żywo nas przywitała i szalenie się ucieszyła z podarowanego jej lodołamacza ( serii książek o "Ani z Zielonego Wzgórza" ). To zasługa mamy, która opowiedziała nam o fascynacji Magdy Anią Shirley i jej przygodami. Dziewczynka czyta już czwarty tom opowieści, ale każdą wypożyczała. Teraz ma już wszystkie części na własność.


Podczas rozmowy dowiedzieliśmy się, że Madzia ma w domu kota, a nawet dwa. Ale w szpitalu też ma jednego. Nazywa się Tygrys i nawet nam zamiauczał. Na sali z Magdą leży Kasia - nasza przyszła Marzycielka. W czasie wizyty wszyscy bardzo sympatycznie sobie porozmawialiśmy. Ale nadszedł czas na pytania dotyczące marzeń Magdy. Nie musieliśmy długo czekać na ich przedstawienie. Magda z szerokim uśmiechem na twarzy oświadczyła nam, że jej największym marzeniem jest wizyta na planie serialu "Niania Frania". Przyznam, że byłem zaskoczony taką decyzją ale jak najbardziej pozytywnie. Z resztą wszystkim nam bardzo spodobał się ten pomysł. Niestety to co dobre szybko się kończy. Postanowiliśmy więc, że czas się zbierać i zacząć pracę nad realizacją marzenia. Na dowidzenia Tygrys zamiauczał nam jeszcze raz.

 

Autor: Kamil

 

spełnienie marzenia

2006-12-18

Do spełnienia marzenia Magdy szykowaliśmy się już od jakiegoś czasu, ale nie udawało się zgrać wszystkich okoliczności w jedną wypadkową. Ale cierpliwość i ciężka praca przyniosły wreszcie efekt: Piątkowym porankiem wyruszyliśmy na podbój planu serialu "Niania" i stolicy. Ale najpierw musieliśmy z panem Wieśkiem, naszym kierowcą dotrzeć po naszą Marzycielkę, a to okazało się nie takie łatwe. Chociaż była 7.00 rano wjechaliśmy w taki korek, że pół godziny poruszaliśmy się w tempie ślimaka na emeryturze... Jednak po wydostaniu się z zatoru bez większych problemów ruszyliśmy w dalszą drogę. Nawet nie mieliśmy problemów z trafieniem do domu Magdy - jej mama bardzo fachowo opisała nam trasę: Załadowaliśmy bagaże do samochodu, sami też się tam "załadowaliśmy" i wyjechaliśmy w siną dal. Jechaliśmy w szóstkę(Madzia, jej brat Arek, mama Ania i tata Grzesiek), a długą drogę umilaliśmy sobie rozmowami na różne tematy i opowiadając różne historyjki. Nawet kolejny korek, tym razem w Garwolinie nam za bardzo nie dokuczył. I tylko na krótkie chwile do wnętrza samochodu wkradała się cisza.

Wreszcie dotarliśmy do Warszawy, która przywitała nas ogromnym korkiem, zanim jeszcze wjechaliśmy w jej granice. Ale byliśmy na to przygotowani, poza tym mieliśmy już też doświadczenie w tej kwestii;) Po krótkim przestudiowaniu planu miasta wyznaczyliśmy szybciutko trasę do hotelu, w którym mieliśmy zapewniony nocleg. I naszym oczom ukazało się czterogwiazdkowe cudo w samym centrum Warszawy - hotel "Jan III Sobieski". Przy wejściu bardzo serdecznie przywitała nas asystentka dyrektora hotelu pani Iwona Ryzińska. Zaprowadziła nas do naszych pokoi, przedstawiła nam "pakiet" usług, z których mogliśmy korzystać i wręczyła nam magnetyczne klucze do pokoi oraz karty parkingowe. Pokoje były fantastyczne!!! Wspaniałe drewniane wykończenia, funkcjonalne i stonowane wnętrza, wygodne łóżka:- po prostu pełen luksus! Każdy z nas pierwszy raz w życiu miał okazję przebywać w takim miejscu i być może po raz ostatni. Chociaż, kto wie? W końcu doskonale wiemy, że marzenia się spełniają: W pokoju Magdy czekała dodatkowa niespodzianka- stolik zastawiony pysznym torcikiem, owocami, ciasteczkami i serwisem do herbaty. Coś wspaniałego! Po otrząśnięciu się z szoku(absolutnie pozytywnego) rozpakowaliśmy rzeczy i po chwili ruszyliśmy na obiad do restauracji "Kom", której właścicielką jest nasza ambasador- pani Kasia Figura. Od progu przywitała nas kierownik pani Sylwia Dylewska i po zaprowadzeniu nas do stolika przedstawiła nam kartę dań, a dla Magdy specjalne menu, uwzględniające jej dietę. Przez cały czas towarzyszył nam pan Tomasz Brzeziński-nasz "dobry elfik", który dbał, aby niczego nam nie zabrakło. Dla umilenia nam oczekiwania na przystawki i oczywiście na zaostrzenie apetytu pan Tomek przyniósł nam "czekadełko"( fajna nazwa:) Po chwili podano nam wspaniałe półmiski z pysznymi przystawkami, później postawiono przed nami danie główne, a zwieńczeniem były cudowne desery. Chrupiące pierożki, panierowane kalmary, kurczak, warzywa, sorbety, suflety, no coś niesamowitego! Wszystko było przepyszne! A po solidnym obiedzie, czas na spacerek. Ślicznie podziękowaliśmy pani Sylwii i panu Tomkowi i wyruszyliśmy "w miasto".

Dosłownie rzut beretem od restauracji pani Figury znajduje się Pałac Kultury i Nauki, więc zgodnie z życzeniem Magdy nie mogliśmy przepuścić okazji zwiedzenia tej monumentalnej budowli. W ogóle Magda pierwszy raz w życiu była w Warszawie i chciała ją trochę zwiedzić, ponieważ jakiś czas temu jej klasa była na wycieczce w stolicy, a Magda ze względów zdrowotnych niestety nie mogła w niej uczestniczyć i chciała chociaż odrobinę nadrobić. Tak więc wzbiliśmy się 114 metrów wzwyż na taras widokowy, aby podziwiać stolicę o zmroku. Panorama była cudowna ze wszystkich czerech stron pałacu. Madzia z zachwytem obserwowała Warszawę przez wielkie lornety poustawiane wokół tarasu. Z resztą wszyscy podziwialiśmy widoki rozciągające się z wysokości trzydziestego piętra, a ten, kto tam był wie, że jest co podziwiać. Po fascynującej wizycie w PKiN wybraliśmy się na spacer po starówce. I już na samym początku, przy choince pod Zamkiem Królewskim spotkaliśmy Św. Mikołaja i nawet udało nam się zrobić z nim zdjęcie: Następnie wąskimi uliczkami o niepowtarzalnym klimacie powoli udaliśmy się w stronę rynku, gdzie czekała na nas Warszawska Syrenka. Magda wraz z mamą zatrzymywały się przy witrynach i wystawach sklepowych w poszukiwaniu odpowiednich upominków dla rodziny i przyjaciół. A było przy czym się zatrzymywać... Przed samym już rynkiem ponownie napotkaliśmy Mikołaja, jednak tym razem chyba miał problem ze znalezieniem komina, bo próbował wejść przez okno.

Po wieczornym spacerku wróciliśmy do hotelu, gdzie mogliśmy skorzystać z siłowni, sauny i relaksacyjnego hydromasażu: Sobota zaczęła się niemiłą niespodzianką. Po rozmowie z panią producent okazało się, że niestety z powodu tzw. nieprzewidzianych okoliczności nasza Marzycielka będzie mogła odwiedzić wymarzoną "Nianię" dopiero w poniedziałek. Z początku trochę zasmuciła Madzię ta wiadomość, ale po chwili stwierdziła, że przynajmniej nie będziemy musieli się tak spieszyć ze zwiedzaniem miasta, bo teraz będzie więcej czasu. A przyjechać w poniedziałek to dla niej żaden problem: No to nie pozostało nic więcej, jak tylko faktycznie zabrać się za dalszy ciąg "wycieczki". Tak więc rodzina zjadła śniadanie podane do pokoju i ruszyliśmy na dalsze wojaże. Ruszyliśmy zatem do centrum handlowego, gdzie było niemal wszystko od sklepów(normalne:), przez kręgielnię, cały kompleks restauracji i fast foodów, solaria i pralnie do multipleksu. I do tego ostatniego się wybraliśmy, aby obejrzeć trójwymiarowy "Sezon na misia". Ubawiliśmy się "po pachy": Film super, jeśli ktoś nie widział- polecam. I faktycznie efekt trójwymiaru jest fantastyczny. Kiedy kadr wchodziło w korony drzew uchylało się głowę, żeby nie oberwać gałęzią. A podczas sceny, kiedy zaczął padać deszcz Magda powiedziała, że poczuła, jak kropelka spadła jej na czoło. A wszystko za sprawą kosmicznie wyglądających okularów 3D, dzięki którym możliwy jest tak realistyczny efekt.

Po seansie wizyta we wspomnianym wcześniej fast fordzie, gdzie ze względu na naprawdę duży tłum spędziliśmy trochę czasu... A z napełnionymi brzuszkami mogliśmy udać się do ZOO zobaczyć słonie i żyrafy. Jednak czekała nas kolejna przykra niespodzianka, ze względu na to, że zaczęło się robić zimno ogród zamykają wcześniej 9 Tak więc z pewnym niedosytem wróciliśmy do domów z nadzieją, że podczas "nadprogramowego" wyjazdu do Warszawy nie będzie więcej nieprzyjemnych zdarzeń.

W poniedziałek wszystko wskazywało, że powinno się udać bez problemu. Nawet wyjeżdżając z panem Wieśkiem z Lublina nie napotkaliśmy żadnego korka, co nas mocno ucieszyło. Droga do stolicy również minęła bez jakichkolwiek problemów. Do "Farat Studio", gdzie nagrywany jest ulubiony serial Madzi "Niania" dojechaliśmy o czasie, co szczerze mówiąc nas zdziwiło, bo trasa wjazdowa do Warszawy była jeszcze bardziej zatłoczona, niż poprzednio... Do głównego wejścia przyszła po nas bardzo sympatyczna pani Marysia Czech, która na naszą prośbę rozpoczęła oprowadzanie nas po studiu od łazienki :P. Następnie zaproponowała nam gorące napoje w kawiarence, w której swoją przerwę spędzał pan Adam Ferency- serialowy "Kondzio", co wzbudziło u Magdy nie lada emocje. Spotkaliśmy się także osobiście z panią Dorotą Kośmicką- producentem serialu, po czym zostaliśmy zaprowadzeni do garderoby, gdzie do zdjęć przygotowywały się: pani Agnieszka Dygant- odtwórczyni tytułowej roli i idolka naszej Marzycielki, oraz pani Tamara Arciuch, grająca Karolinę- asystentkę pana Skalskiego(Tomasz Kot). Madzia z zachwytu przez chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa i tylko uśmiechała się równie szeroko, jak otwierała oczy ze zdumienia. To był dobry znak, znaczy się udało nam się na prawdę spełnić marzenie dziewczynki :D. Być może powtarzam to do znudzenia, ale to naprawdę wspaniałe uczucie mieć swój udział i być obecnym przy tak cudownej chwili, jaką jest spełnienie marzenia dziecka. Ten moment nie był wyjątkiem. Gdybyście widzieli minę Magdy, radość w jej oczach, ten najszczerszy z możliwych uśmiech nie schodzący z jej twarzy... Tego się nie da opisać! Ale wróćmy do opowieści. Po przywitaniu się z "Nianią" i wyjściu z garderoby poszliśmy na plan zdjęciowy, gdzie Madzia mogła "od kuchni" zobaczyć swój ulubiony serial, trud, jaki aktorzy wkładają w granie swoich postaci, liczbę prób, dubli, poprawek i czasu, jaki zajmuje nagranie dwudziestominutowego odcinka sitcomu. I szalenie jej się to podobało:Poznała pana reżysera, pana kierownika planu, panią wizażystkę, a w przerwie między nagrywaniem scen mogła zwiedzić cały plan i odkryć wszystkie tajemnice domu "Skalskich". Zaczęliśmy od przyjrzenia się z bliska próbom kolejnej sceny, następnie zaczęło się spacerowanie po scenografii. Magda wszędzie zaglądała, wchodziła na schody, siadała przy fortepianie, w salonie, odwiedziła kuchnię, gabinet pana Skalskiego, a nawet jego sypialnię: Rozmawiała ze wszystkimi aktorami obecnymi na planie, brała autografy, robiła sobie zdjęcia, wrażeniom nie było końca... Podczas wizyty dziewczynce z wzajemnością przypadł do gustu pan Adam Ferency, który żartował z nią przy każdej nadarzającej się okazji. Z resztą nie tylko z samą Madzią. Kiedy jej tata zapytał "Kondzia" czy też może sobie zrobić z nim zdjęcie ten odpowiedział: "A też usiądzie mi pan na kolanie?" Ogólnie atmosfera na planie była bardzo sympatyczna i swobodna. Po pewnym czasie zwiedzania spotkaliśmy Emilkę Stachurską, która gra najmłodsza córkę pana Skalskiego. Okazało się, że dziewczynki są rówieśniczkami i wiele je łączy, np. obie nie lubią pomidorów: Od razu bardzo się skumplowały i po krótkiej chwili Emilka zaproponowała Magdzie tour po studiu i ... zginęły nam. Całe studio postawione na nogi czy ktoś nie widział dziewczynek. Po chwili się znalazły. Okazało się, że młoda aktorka pokazywała naszej Marzycielce "sekretne obejścia" po studiu, o których nikt poza nią nie wie(no i teraz jeszcze poza Magdą ). Pod koniec już niestety naszej wizyty udało nam się porozmawiać spokojnie z dwojgiem głównych bohaterów: Franią i Maksymilianem ( Agnieszka Dygant i Tomasz Kot ). Porobiliśmy kilka zdjęć do domowego pamiątkowego albumu, zebraliśmy kilka autografów- Magda dla przyjaciół, ja dla Fundacji i powoli zaczęliśmy się zbierać. Do wyjścia na osobności Madzię odprowadziła sama pani Agnieszka, a o czym wówczas rozmawiały pozostało tajemnicą...

Złożyliśmy więc Dyplom Przyjaciela dla stacji TVN na ręce pani producent, złożyliśmy wszystkim życzenia świąteczne i powoli opuszczaliśmy studio nagraniowe. W kawiarence Magda pożegnała się jeszcze ze swoją nową koleżanką, zrobiliśmy ostatnie zdjęcie z wychodzącą już panią Dygant i sami również wyszliśmy z "Farat Studio", aby tym razem zdążyć jeszcze do ZOO. Po drodze wstąpiliśmy do zaprzyjaźnionego hotelu Jan III Sobieski z Dyplomem Przyjaciela i pojechaliśmy do upragnionego przez Magdę ZOO. I zobaczyliśmy tam dużo zwierząt: dzikie koty, lamy, gady, ptaki, małpki, zebry, żubry, pingwiny itd., itd., ale przede wszystkim słonia i żyrafę:. W drodze powrotnej do Lublina przejechaliśmy Traktem Królewskim, który wieczorem jest bardzo ładnie oświetlony(choć teraz na znacznym odcinku jest remont) i pełni wrażeń i wspomnień wróciliśmy do domów, gdzie Magda dostała od nas jeszcze tradycyjny Dyplom Marzyciela i mogła spokojnie iść spać, aby mieć siłę na drugi dzień opowiadać rodzinie i koleżankom o swoich przeżyciach z Warszawy.

Za pomoc w spełnieniu marzenia Madzi chciałbym serdecznie podziękować:

- pani Dorocie Kośmickiej za zgodę na wizytę na planie serialu "Niania", nagrywanego w "Farat Studio" i pani Marysi Czech za bardzo sympatyczną opiekę nad nami
- AKTOROM - Agnieszce Dygant, Tamarze Arciuch, Marysi Macierewskiej, Emilce Stachurskiej, Tomaszowi Kotowi oraz Adamowi Ferency za cierpliwość i życzliwość
- Hotelowi "Jan III Sobieski" w Warszawie i pani Iwonie Ryzińskiej - asystentce dyrektora hotelu za fachową, kompleksową i miłą obsługę
- Pani Kasi Figurze za wspaniały obiad w restauracji "KOM" oraz pani Sylwii Dylewskiej - kierownik restauracji i Tomkowi Brzezińskiemu - naszemu "Dobremu Elfikowi";) za fantastyczną obsługę
- A także panu Wiesławowi Buczkowskiemu, który bezpiecznie i komfortowo zawiózł, odwiózł i przewiózł nas po Warszawie

Autor: Kamil S.