Moim marzeniem jest:

Odwiedzić postaci z bajek w Disneylandzie

Adrian, 9 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Łódź

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-05-31


Adrian ma mądre, jasne oczy, którymi patrzy na otaczający go świat, świat, który dla innych jest pełen ruchu i energii, a niestety dla chłopca od kilku lat zawężył się do czterech ścian jego dziecinnego pokoju. Naszego Marzyciela odwiedziłyśmy 31.05.2006 r. w trójkę: Kasia Ch., Edyta, Kasia D., w towarzystwie nieocenionej pani psycholog Barbary Wiśniewskiej. W domu przywitała nas mama i babcia, a także młodsza siostra Marzyciela, Wiktoria, które na codzień opiekują się chłopcem i poświęcają mu każdą chwilę. Adrian wymaga stałej opieki ponieważ choruje na rzadko spotykany zespół Hallervordena-Spatza. Spośród wielu skutków tej choroby, do najbardziej utrudniających życie należy utrata kontroli nad własnym ciałem, niemożność poruszania się, mówienia. Jednak dziewięcioletni Adrian jest bystrym i dzielnym chłopcem, który nie poddaje się, potrafi cieszyć się i wyrażać emocje.

Nasz lodołamacz na szczęście spodobał się Adrianowi, więc podczas spotkania chłopiec bawił się nim z zainteresowaniem i chyba przekonał się do naszych dobrych intencji. Jak się dowiedziałyśmy od mamy i babci, największą przyjemność sprawia Adrianowi oglądanie razem z siostrą bajek w telewizji. Nie dało się nie zauważyć, że cały pokój jest przyozdobiony postaciami z ulubionych bajek, a zdjęcia z ostatnich wakacji nad morzem przedstawiają wesołego Adriana właśnie w towarzystwie wielkich maskotek, bohaterów filmów i książek dla dzieci. I właśnie z tym związane jest marzenie chłopca. Na tyle, na ile to było możliwe, udało się nam ustalić, o czym marzy Adrian, dzięki temu, że bardzo żywiołowo i pozytywnie reagował tylko na propozycje pojechania gdzieś, a to, co sprawiało, że się uśmiechał, to zdjęcia postaci z kreskówek. W związku z tym, nie mamy wątpliwości (tak samo jak Marzyciel ich nie miał), że największą radość sprawi mu pobyt w Disneylandzie.

Adrian z każda chwilą coraz bardziej się z nami oswajał, ale kiedy zbliżała się pora obiadu, nadszedł czas, żeby ochłonął po naszej wizycie. Wychodząc, żegnałyśmy się z wesołym chłopcem, który zaufał nam i, na tyle na ile mógł, okazał radość. Było to spotkanie, które chyba dla każdej z nas znaczyło coś innego, ponieważ podczas wizyty poznałyśmy bardzo dzielne kobiety, które całe życie podporządkowały Adrianowi, z optymizmem i radością tworząc dla niego bezpieczny i kolorowy świat, poznałyśmy Wiktorię, która jest oddaną siostrzyczką wtulającą się na łóżku w braciszka, a przede wszystkim poznałyśmy dzielnego, ślicznego chłopca, który potrafi się cieszyć i odwzajemniać emocje, tym samym dając ludziom, z którymi przebywa, ważną lekcję siły, wytrwałości i miłości.


Adrian

inne

2009-04-15


Adrian leżał na tylnym siedzeniu samochodu i mocno przytulał swojego pluszowego misia. Nie wierzył jeszcze w to, że wreszcie spełnia się jego marzenie, ale kiedy tylko samochód ruszył, a za oknami krajobraz zaczął się zmieniać, było już dla wszystkich jasne, że po kilkumiesięcznym oczekiwaniu, Disneyland pod Paryżem jest bliżej niż kiedykolwiek. Trasa, jaka była przed nami, to było przede wszystkim wielkie wyzwanie dla chłopca, który nigdy nie jechał tak długo i tak daleko, nie mówiąc już o lataniu samolotem. Na Okęcie Etiuda dotarliśmy bez problemu dzięki panu Jurkowi, który zawiózł nas tam samochodem z Hospicjum Domowego dla Dzieci Ziemi Łódzkiej. Na lotnisku zostaliśmy bardzo milo obsłużeni i poinformowani, że wózek Adriana będzie przypięty gdzieś pod samolotem... na szczęście bez Adriana. Podstawiono specjalnie dla nas samochód dla niepełnosprawnych i w komfortowych warunkach Adrian został dowieziony pod schody do samolotu. Po wniesieniu na pokład, Adrian zajął oczywiście miejsce przy oknie. Była godzina osiemnasta, robiło się coraz ciemniej, ale Adrian nie szykował się do snu, bo za chwilę mieliśmy poderwać się z pasa startowego. Obsługa linii lotniczych SkyEurope bardzo życzliwie i z dużą troską zajęła się nami podczas lotu. W Paryżu byliśmy po godzinie dwudziestej. Ze względu na późną porę, dojazd do Disneylandu, który jest położony około 30 km za Paryżem, byłby bardzo męczący, bo wiązałby się z przesiadkami, co, szczególnie dla chłopca, byłoby wykańczające. Nieoceniona okazała się pomoc Ambasady Polskiej w Paryżu, która wysłała po nas samochód i pana Jurka Jarochę, którzy szybko dowiózł nas pod same drzwi hotelu. Po wypełnieniu różnych formularzy i odebraniu magnetycznej karty do otwierania pokoju, obie z mamą Adriana odetchnęłyśmy z ulgą i od razu położyłyśmy się na naszych wielkich łożach.

Sequoia Lodge to duży, przytulny hotel. Nasz pokój był na parterze, skąd było bardzo blisko do restauracji, sklepu z pamiątkami, salonu gier i głównego holu, gdzie w ciągu dnia przychodziły do dzieci Myszka Miki, Pluto i Goofy. Po śniadaniu, które jadłyśmy w bardzo sympatycznej, samoobsługowej restauracji, po spakowaniu jedzenia i leków Adriana, wsiadłyśmy w bezpłatny autobus dowożący gości hotelu pod bramę Disneylandu. Chociaż pogoda wydawała się dość niepewna, nie było najgorzej, ponieważ jeśli zaczynał padać deszcz, to po chwili przestawał, a czasami nawet wychodziło słońce. Warunki klimatyczne jednak nie odstraszały turystów, którzy tłumnie odwiedzali kolejne atrakcje parku.

Pierwszy dzień spędziliśmy w Disneyland Park. Przez główną ulicę przechodziła głośna i barwna parada z okazji Halloween. Cały park był przyozdobiony w motywy tego święta, które także i Polsce staje się coraz bardziej popularne, chociaż jest to popularność raczej wymuszona przez reklamę i modę, niż faktyczną potrzebę obchodzenia tego dnia w taki sposób. Tutaj jednak jest to już część nie tylko przemysłu, ale i kultury. Disneyland, w wyobrażeniach kogoś, kto tu nie był, jawi się jako nasycony kolorami i postaciami z bajek świat, który jest pełen radosnych parad i defilad. Tymczasem to, co nas zaskoczyło, to nieobecność postaci z bajek, które chociaż czasami się pojawiały, to tylko na moment i to dość okazyjnie, po czym szybko przemieszczały się w inne rejony parku. Sprowadza się to do tego, że chodząc po parku trzeba po prostu szukać Kaczora Donalda czy Myszki Miki. Ma to pewno swój urok dla małych łowców autografów, którzy tym bardziej wyczekują swoich ulubieńców z kreskówek. Około godziny jedenastej Adrian musiał dostać leki, po których jakiś czas spał. W tym czasie spacerowałyśmy po uliczkach parku robiąc wiele zdjęć, które potem Adrian będzie mógł obejrzeć. Nie sposób opisać wszystkich atrakcji, które kuszą w Disneylandzie, ale warto wspomnieć o tym, że są one dostępne dla ludzi niepełnosprawnych. Nigdzie nikt nie robił problemu, a wręcz przeciwnie, z entuzjazmem nam otwierano specjalne przejścia, podjazdy dla wózków, podgrzewano nam jedzenie dla Adriana i podawano potrzebną do przygotowania leków ciepłą wodę. Niepełnosprawni mogą korzystać praktycznie z każdego rodzaju rozrywki i w żaden sposób nie będą się czuć dyskryminowani.

Kiedy Adrian się obudził przejechał się karuzelą, odwiedził dom Pinokia, krainę Piratów, pałac Alladyna, park Alicji w Krainie czarów, miasteczko Halloween, popłynął statkiem, odbył podróż w kosmos z bohaterami Toy Story. Niewątpliwie główną atrakcją tego dnia był podwieczorek z postaciami z bajek. W restauracji Garden Plaza zgromadziło się wiele dzieci, które z niecierpliwością czekały na ulubieńców z filmów. W końcu pojawiły się zabawki, które podchodziły do każdego, przytulały się i chwilę bawiły się z dziećmi. Niestety nie doczekaliśmy się najbardziej reprezentacyjnych i znanych postaci, ale był za to między innymi Kłapouchy, Tygrysek, Pinokio, Król Lew.

Drugi dzień poświęciłyśmy głównie na Walt Disney Studio Park, gdzie Adrian zobaczył na żywo pokaz kaskaderski, mógł obejrzeć proces powstawania bajek dla dzieci, spotkał osobiście między innymi Kaczora Donalda, Myszkę Minnie, Daisy, obejrzał kolorową paradę z bohaterami najpopularniejszych filmów Walta Disneya. Później odwiedziłyśmy Disney Village, która jest częścią parku wypełnioną głównie wieloma sklepami, restauracjami i kinami. Oczywiście nie ma w Disneylandzie problemu z tym, gdzie i na co wydać pieniądze. Chociaż wejścia na wszystkie atrakcje są wliczone w cenę biletu wstępu do parku, to bogactwo i przepych sklepów z pamiątkami kuszą i przyciągają zarówno dzieci jak i dorosłych. Powoli zaczyna się już sezon świąt Bożego Narodzenia, więc wszelkiego typu ozdoby choinkowe są szczególnie wyeksponowane. Różnorodność produktów, zabawek, ubrań i gadżetów jest olbrzymia, jednak Adrian od razu wiedział czego chce, a kiedy tylko wybrał magiczną migoczącą różdżkę, uszy Myszki Miki i pluszowego kaczora Donalda, nie rozstawał się z nimi ani na chwilę. Niewątpliwym plusem jest to, że w każdym sklepie ceny tych samych produktów są identyczne, co ułatwia wybór i oszczędza czas. Oczywiście sklepy także są przystosowane dla ludzi niepełnosprawnych.

Dwa dni zwiedzania parku minęły bardzo szybko i zanim się zorientowałyśmy, była już niedziela, dzień wyjazdu. Droga powrotna minęła także bez problemów. Spod hotelu autokar dowiózł nas na lotnisko Orly Sud. Czas czekania na samolot był męczący sam w sobie, tym bardziej, że lot się opóźnił o pół godziny. Także i na tym lotnisku zaoferowano nam pomoc i specjalnie został sprowadzony pan z obsługi, żeby popychać wózek Adriana przez kołnierz do samolotu, a potem zanieść Adriana na miejsce (oczywiście tez przy oknie). W Warszawie byłyśmy około godziny osiemnastej. Stąd wróciłyśmy taksówką z bardzo miłym panem Wojtkiem z firmy przewozowej Radio Taxi.

Mam nadzieję, że marzenie Adriana zostało spełnione w najlepszy sposób, jaki był możliwy. To, co chłopiec dostał, to nie tylko zabawki, które będą mu na co dzień towarzyszyć, ale także mnóstwo wspomnień i wrażeń, które będzie mógł sobie przypominać oglądając zdjęcia. Ze względu na ciężki stan Adriana po niedawno przebytej infekcji, był to wyjazd trudny nie tylko dla niego, ale także i dla mamy chłopca, która całkowicie się jemu poświęca i z wielka troską dba o to, żeby jak najbardziej ograniczyć odczuwalne skutki choroby. Jestem pełna podziwu nie tylko dla Adriana, który dzielnie zniósł i podróże i zwiedzanie parku, chociaż na co dzień chłopiec głównie leży w łóżku, ale właśnie tym bardziej też podziwiam jego mamę, która włożyła tyle wysiłku i cierpliwości w zapewnienie synkowi bezpieczeństwa i komfortu, a przy tym z wielka radnością i optymizmem podchodziła do każdej nowej sytuacji.

Każdy, kto ma takie miejsce, do którego tęskni, o którym marzy, wie, że dotarcie do niego, jest ważne z wielu powodów i czasami niekoniecznie jest to związane z samym pobytem, ale głównie z podróżą, z pokonaniem przeszkód i barier, z wytrwałością związaną z czekaniem na realizację marzenia. Tak naprawdę Disneyland nie ma w sobie nic nadzwyczajnego, bo jest to duży park rozrywki z wieloma atrakcjami. To, co jest w nim niezwykłe, to to, że jest miejscem, gdzie dzieci spełniają swoje marzenia. Nie ma znaczenia, czy jest to spotkanie i przytulenie Myszki Miki, czy przejażdżka karuzelą. To, co jest najważniejsze w tym miejscu, to indywidualna motywacja każdego odwiedzającego. Myślę, że dla Adriana nie było nią tylko spotkanie postaci z ulubionych bajek, ale sam fakt pokonania swojej choroby na tyle, aby znieść męczącą podróż i wielogodzinne spacery, aby doświadczyć tego, o czym marzył... Adrian nie powie nam, co było jego największym marzeniem, ani co sprawiło mu największa radość, ale w jego oczach można zobaczyć nie tylko bezradność z powodu skutków choroby, ale także wielką siłę małego człowieka, który potrafi się cieszyć prostymi rzeczami, takimi jak figurki ulubionych krasnoludków, po które sam może wyciągnąć swoją chorą rączkę.

Relacja: Kasia



Serdecznie podziękowania dla sponsorów marzenia Adriana: Fundacji Agory



oraz tych, którzy w jego realizacji bardzo pomogli, przewożąc nas na i z lotniska w Polsce i Francji: pani Małgorzaty i pana Piotra z Ambasady RP w Paryżu, a także Hospicjum Domowego dla Dzieci Ziemi Łódzkiej. Serdecznie dziękujemy!

Dziękujemy również liniom lotniczym SkyEurope i Disneylandowi za troskę i miłe przyjęcie.