Moim marzeniem jest:

Wyjazd do starozytnego Rzymu

Wojtek, 11 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Kraków

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Ania, Luca i Gio Franco Borrelli z Rzymu

pierwsze spotkanie

2007-03-27

Droga do Połańca piękna była i żadne z naszej 3 nie przypuszczało ze spotka nas to co spotkało. Wojtuś wraz z naszym wejściem zarzucił nas gradem pytań, to miał być wstęp przed wyjawieniem marzenia. Wojtuś jest zafascynowany filozofia i tu nasz falstart z lodołamaczem, już na wstępie podpadliśmy bo przywiezliśmy bajkę-grę o dobrych krasnalach, cóż …Ulubiony filozof Wojtka to S?ren Aabye Kierkegaard, św. Tomasz z Akwinu i wielu innych. Przy okazji rozmów filozoficznych Wojtuś powiedział, że chciałby spotkać się z panem Leszkiem Kołakowskim. Opowiadając nam bardzo ciekawe rzeczy, bo fascynuje się zwierzętami ciekawi go historia i nie tylko. Właśnie z tą historia wiąże się marzenie, które po wielu zadawanych pytaniach, chyba naprowadzających nas padło marzenie Zwiedzić starożytny RZYM……

Razem z Pawłem wymyślali 10 sposobów np. na dostanie się do Hadesu, nie wiem czy wolno bawić się zapałkami ale cieszę się ze nie doszli z zapałkami do Rzymu, bo pewnie byłby problem ze spełnieniem marzenia Wojtka. Wolontariuszka: Agnieszka

 

inne

2008-03-27

Cztery Dni w Rzymie -pamiętnik Wojtusia z podróży marzeń.

Dzień I

Z emocji nie mogłem spać - obudziłem się o 5 rano, a samochód przyjechał 2 godziny pózniej. Droga na lotnisko Pyrzowice koło Katowic trwała prawie 4 godziny. Samolot miał odlecieć o godzinie 11: 55, lecz został opózniony o blisko 5 godzin. Po długim i nudnym czekaniu w końcu wystartowaliśmy w podróż do Rzymu. Trochę się bałem, kiedy samolot się trząsł, bo wpadliśmy w turbulencje, ale ponieważ Pan kapitan ogłosił , że jestem honorowym pasażerem i poczęstował nas jedzeniem, lot uważam za udanyJ Po wylądowaniu kapitan zaprosił nas do kokpitu, gdzie mogłem zobaczyć na własne oczy jak wygląda kabina samolotu.( dostałem również od załogi jego miniaturę...Na lotnisku czekały na nas Ciocia Edyta - siostra mamy i Pani Ewa, która miała nam pomóc w wynajmie samochodu. Ostatecznie pojechaliśmy jej autem i autem Cioci do mieszkania, które stało się naszym tymczasowym domem przez najbliższe 3 dni. Chociaż ten dzień był bardzo męczący, usnąłem kamiennym snem strudzonego wędrowca.

Dzień II

Gdy otworzyłem oczy, z powodu zaciągniętych na oknach rolet, pomyślałem, że jeszcze jest noc. Tymczasem, dzięki kochanej mamie czekało na mnie w kuchni królewskie śniadanie złożone z parówek, sałatki z pomidorów, owoców i mleka z płatkami. Po śniadaniu pojechaliśmy samochodem Pani Ewy na spotkanie z franciszkaninem Ojcem Witoldem, który zgodził się być dziś naszym ciccerone (przewodnikiem) Zwiedzenie Rzymu rozpoczęliśmy od Piazza Wenecja, przy której znajduje się pomnik Nieznanego Zołnierza, zbudowany przez Mussoliniego. Stamtąd autobusem dotarliśmy na wzgórze Kapitolskie, aby zwiedzić ruiny Forum Romanum. Po wejściu na Kapitol przed nami ukazał się posąg mojego ulubionego rzymskiego cesarza i starożytnego filozofa, Marka Aureliusza. Brodaty , silny mężczyzna na pięknym rumaku, z wyciągniętą przed siebie ręką, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zawsze chciałem być takim człowiekiem jak on, dlatego moje spotkanie z Markiem Aureliuszem było dla mnie ogromnym przeżyciem . Spod posągu poszliśmy na schody kapitolskie , które zaprojektował Michał Anioł. Myślę, że zrobił to z myślą o mnie, bo bardzo łatwo się po nich jezdzi na wózku. Potem poszliśmy zwiedzać Muzeum na Kapitolu, gdzie znajduje się oryginał pomnika Marka Aureliusza, który widzieliśmy na dziedzińcu.. Byliśmy w sali, gdzie zgromadzono popiersia rzymskich cesarzy i najsłynniejszych filozofów starożytności. Rozpoznałem Sokratesa, Cycerona, Marka Aureliusza, Liwię i Oktawiana. Bardzo spodobała mi się rzeżba Herkulesa choć pomyślałem, że ci wszyscy rzymscy i greccy bogowie i władcy musieli być bardzo biedni, skoro nie mieli pieniędzy na ubrania i chodzili nadzyJ Po zwiedzeniu Kapitolu zeszliśmy na dół na Forum Romanum, gdzie zobaczyliśmy budynek rzymskiego Senatu (wydaje się bardzo mało reprezentacyjny jak na takie Cesarstwo, jakim był Rzym) i ruiny świątyń i innych budynków. Następnie poszliśmy spacerkiem w kierunku Kolosseum. Jak sama nazwa wskazuje jest to ogromna budowla. Dzięki mojemu wózkowi ominęliśmy ogromną kolejkę do wejścia i windą wjechaliśmy na pierwsze piętro. Tam opowiedziałem Panu Piotrowi historię gladiatora o imieniu Verrus, który dzięki swojej odwadze zyskał wolność od cesarza Tytusa. Zwiedzając to miejsce starożytnej rozrywki, oczami wyobrazni widziałem tysiące widzów zgromadzonych na pokazie walki gladiatorów i domagających się od cesarza " panem et circentem"czyli chleba i igrzysk. Przymknąłem oczy i prawie dało się słyszeć ryk dzikich zwierząt i krzyk zabijanych gladiatorów, walczących o swoje życie ku uciesze plebsu, patrycjuszy i rzymskiego cezara. W gmachu Kolloseum zwiedziliśmy również wystawę o Erosie -greckim bogu miłości. Pózniej wstąpiliśmy do pizzerii na obiad. Pizza(bez obrazy dla właścicieli i sympatycznych kelnerów) nie przypadła mi do gustu. Po posiłku zwiedziliśmy pierwszy na świecie katolicki kościół czyli SS Giovanni et Laterano. Jest to monumentalna budowla i jeden z najpiękniejszych kościołów jakie widziałem w swoim życiu. Podczas zwiedzania tej bazyliki rozmawiałem z ojcem Witoldem o religii ariańskiej, która nie uznawała Jezusa za Syna Bożego, za co została potępiona przez papieża Innocentego III i ekskomunikowana. Rozmowa z ojcem Witoldem była także dobrą okazją, aby porozmawiać o życiu i filozofii św. Franciszka z Asyżu. Po powrocie do naszego rzymskiego domu, zjadłem małą kolację i po całym wyczerpującym dniu spędzonym na zwiedzaniu Rzymu, zasnąłem twardym snem sprawiedliwego.

Dzień III

Kolejnego dnia naszej rzymskiej wyprawy postanowiliśmy zwiedzić Watykan -stolicę kościoła katolickiego. Chociaż podobno wszystkie drogi wiodą do Rzymu, ale ta do Watykanu nie była wcale taka prosta. Po godzinie dojechaliśmy do wrót papieskiego miasta, ale by dostać się na plac św. Piotra, musieliśmy pokonać ruchome schody, co na wózku nie jest łatwą sprawą. W dotarciu pod budynek świętego Officium pomógł nam przypadkowo spotkany ksiądz z Meksyku Alvaro Correa ( grazie padre!) , który tu mieszka i wykłada na papieskiej uczelni. Tam czekała na nas Pani Anna z polskiej ambasady przy Stolicy Apostolskiej, która pomogła naszej grupie ominąć kilometrową kolejkę do grobu Papieża Jana Pawła II. W podziemiach Bazyliki św. Piotra zobaczyliśmy przy grobie Papieża–Polaka tłum modlących się pielgrzymów, których podobno jest więcej niż na grobie Chrystusa w Jerozolimie. Po krótkiej modlitwie za duszę Karola Wojtyły Pani Ania oprowadziła nas po grobach innych papieży i kaplicach narodowych.. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie na tle Bazyliki i poszliśmy dalej, do Muzeum Watykańskiego. Kolejka jaką zobaczyliśmy do muzeum miała chyba ze 2 km, ale nam się udało ją ominąć dzięki mnie - hahahaha! W muzeum zobaczyliśmy Pinakotekę, czyli papieską kolekcję.460 obrazów, min. dzieła Leonarda da Vinci, Rafaela Santi i Giotta. Najbardziej podobał mi się obraz "Kuszenie Adama i Ewy”, na którym malarz umieścił mnóstwo zwierząt żyjących w raju. Następnie przeszliśmy do Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie na ścianach i suficie znajdują się freski namalowane przez Michała Anioła, Widok był naprawdę imponujący -na mnie największe wrażenie zrobił Sąd Ostateczny. W kaplicy panował ogromny ścisk i chociaż obowiązuje tam zakaz robienia zdjęć, co chwila rozbłyskiwały flesze aparatów fotograficznych, po czym następował krzyk strażników. Po zwiedzeniu Kaplicy nadszedł czas na "małe conieco"czyli lunch. Ja , mama i Piotrek ( zdążyliśmy w międzyczasie przejść na ty) zajadaliśmy się krewetkami z ryżem, a Adam i Asia tradycyjnie spałaszowali ogromne pizze margharity.. Po posiłku poszliśmy do Bazyliki św. Piotra, gdzie było mnóstwo rzezb ( min. Pieta Michała Anioła) obrazów i ołtarz papieski. Bazylika jest naprawdę piękna -kolorowa i pełna przepychu. Pod koniec zwiedzania podeszliśmy do nawy, która nie została jeszcze odrestaurowana. Muszę przyznać, że nie pachniało tam różami. Potem odpoczęliśmy chwilę na placu św Piotra, gdzie było mnóstwo gołębi. Po zwiedzeniu Watykanu pojechaliśmy do domu trochę odsapnąć, bo czekała na nas wieczorem kolejna wyprawa. Tym razem mieliśmy odwiedzić dawną koleżankę Piotra ze studiów ,która jest dziennikarką i korespondentką PAP w Rzymie. Przed spotkaniem przypadkowo weszliśmy do kościoła św. Anastazji, gdzie odbywała się włoska msza. Wierni z wielkim nabożeństwem i radością dotykali św. Sakramentu, a ksiądz który okazał się być Polakiem, pozwolił również i nam Go dotknąć, Po tej niezwykłej wizycie w kościele, udaliśmy się na Piazza Bocca della Verita czyli Plac Usta Prawdy. Znajduje się tam kościół, w którego przedsionku zachowało się wielkie kamienne koło z wyrzezbioną twarzą o otwartych ustach. Tradycja mówi, że jeśli ktoś kłamie i włoży do tych ust palec, to zostanie on odcięty. Na szczęście było akurat zamknięte, bo kto wie co by się z nami stało. Wkrótce przyjechała Pani Sylwia z jej mężem Markiem i córką Tosią.. Spacerkiem poszliśmy razem na Zatybrze, na wykwintną kolację. Ja jadłem grillowaną rybę-miecz , Asia i Adam spaghetti carbonara, Pani Sylwia z rodziną pizzę, Piotrek tortellini z grzybami, a mama sałatkę z tuńczykiem. Pyszne! Kolację zakończyliśmy deserem . Była to Panna cotta , która niestety nie była taka dobra jak inne Panny, które znam. Do domu wróciliśmy dobrze po północy, zmęczni ale za to pełni wrażeń!

Dzień IV

Ostatni dzień wycieczki do Włoch postanowiliśmy spędzić nad morzem. Po zasięgnięciu rady naszych rzymskich znajomych postanowiliśmy wyjechać z miasta na południe, na plażę w Sabaudii, która słynie z czystości i lazurowego koloru wody. Podróż samochodem trwała prawie 2 godziny . Po drodze kupiliśmy pyszne brzoskwinie, które osłodziły nam czas jazdy. Mimo, że nie było zbyt gorąco coś mi uderzyło do głowy i zacząłem w kółko powtarzać nazwę miejscowości do której zmierzaliśmy. Rodzeństwo i mama próbowali mnie uciszyć ale nie udało im się. No cóz, takie zwariowane momenty zdarzają się nawet filozofom..... Plaża w Sabaudii była naprawdę piękna -piaszczysta i położona na stromym wybrzeżu otoczonym lazurowym morzem. Po krótkim odpoczynku i opalaniu poprosiłem Piotrka aby zaniósł mnie do wody. Tam na leżaku mogłem zanurzyć stopy w ciepłej, śródziemnomorskiej wodzie, co był zawsze jednym z moich marzeń. Szum wody był bardzo uspokajający i skłaniał do filozoficznych przemyśleń. Pod wpływem chwili zacząłem słuchać nagranej na MP3 dyskusji z profesorami Lipcem i Mrozem, jaka odbyłem na kilka dni przed wyjazdem do Rzymu. To magiczne miejsce, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.. Na plaży czas płynie szybko i ani się nie obejrzałem już nadszedł czas powrotu do domu. Podróż powrotna trwała tylko godzinę i chociąz był to ostatni dzień mojej wyprawy marzeń z radościa wróciliśmy do miasta na tradycyjny włoski obiad. Jedliśmy ( oczywiście) pizzę margheritę popijaną Fantą. Na deser spałaszowałem tiramisu o smaku truskawkowym, które było naprawdę delicioso ( rozwłoszczyłem się w tym Rzymie co niemiara). Po powrocie do domu Piotr wręczył mi certyfikat spełnionego marzenia, który oficjalnie nadał mi tytuł marzyciela Fundacji Mam Marzenie. Jutro Piotr, Asia i Adaś wracają do Polski a ja z mama zostaję na leczenie. Chiciaż jestem chory i nie mogę chodzić błyskam wiedzą i wiem że marzenia się spełniają. I wy ci, którzy wybieracie się do Rzymu pamiętajcie co powiedział jeden z papieży: "Wam, którzy przybywacie do Rzymu na krócej niż 3 tygodnie, mówię - żegnajcie! Ale jeśli zostajecie tu na dłużej, mówię Wam -do zobaczenia"