Moim marzeniem jest:

Laptop z kamerką i internetem

Przemek, 10 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Gorzów Wielkopolski

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Zbiórka publiczna

pierwsze spotkanie

2012-05-25

Do Przemka dotarłyśmy raniutko, nawet trochę wcześniej, niż się umawiałyśmy, ale zastałyśmy go w pełnej gotowości do rozmowy o marzeniach. Najpierw jednak Przemek wypakował z torby drobiazgi, które przywiozłyśmy na przełamanie lodów. Okazało się, że z misiem - maskotką mają coś wspólnego, niestety obaj są trochę pocerowani na głowach...

Na początku Przemek pokazał nam dwa akwaria z rybkami i objaśnił jak się każda z nich nazywa. Był odrobinę nieśmiały, ale dość szybko zdecydował się uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć o marzeniach. Ze sławnych ludzi, chciałby spotkać Mariusza Pudzianowskiego. Gdyby mógł kimś zostać, to najchętniej rajdowcem! Przemkowi podobają się sportowe i wyścigowe samochody. Jeśli by miał zdecydować dokąd wyruszyć na wycieczkę, to celem podróży nie byłyby tropikalne wyspy ani żadne tam Disneylandy, tylko nasz Kraków!

Największe marzenie chłopiec zostawił jednak na koniec. Za dwa dni wraca do szpitala i to daleko, bo aż do Warszawy. I takich podróży czeka go jeszcze sporo. W domu zawsze zostaje jedno z rodziców i siostra. Byłoby wspaniale, gdyby Przemek miał swojego własnego laptopa z kamerką i Internetem... Mógłby wtedy porozmawiać z siostrą, a nawet jej pomachać z daleka! A gdyby w szpitalu było nudno, co jest jak najbardziej prawdopodobne (kto leżał, to dobrze wie jak jest), to można by wejść na Wyspę gier, albo gry.pl, albo na tysiące innych fajnych stron i pobyt mógłby być znośniejszy...

Przemek z Mamą odprowadzili nas na podwórko. W pobliżu domku zobaczyłyśmy mały staw okolony drzewami, a na stawie pływały dwa białe łabędzie z sześcioma szarymi małymi. Było sielsko i idyllicznie, ale Przemek już za chwilę opuści to spokojne i piękne miejsce. W szpitalu będzie marzył o laptopie. Czy ktoś chciałby spełnić Jego marzenie?

Na dobrą wiadomość czeka wolontariuszka Gośka:

malgorzata.pacholczyk@mammarzenie.org

Tel. 889-244-702

 

spełnienie marzenia

2012-07-10

Jeszcze przed naszym przyjazdem Przemek wiedział, że coś się będzie działo, bo przed jego domem zebrało się sporo osób. Kiedy zaparkowałyśmy na podwórku i odnalazłyśmy Przemka w tłumie, zdradziłyśmy mu, że mamy dla niego kilka niespodzianek, a jedna z nich czeka z drugiej strony domu. Uśmiech Przemka w momencie, kiedy ujrzał kolorowego Nissana S12 z napisami świadczącymi o tym, że jest to najprawdziwszy „driftcar" przejdzie do historii FMM! A jeszcze to „Wow!", które wyrwało się ze wszystkich piersi na raz... Szkoda, że miałyśmy tylko aparat fotograficzny, a nie dyktafon.

Pan Jurek, właściciel tego cuda i najprawdziwszy rajdowiec przywitał się z Przemkiem i zaczął ściągać wóz z lawety. Tłum podziwiał i komentował. Pan Jurek zaproponował na początek, żeby Przemek siadł za kierownicą auta, co Przemek zrobił z ochotą, bo przecież na pierwszym spotkaniu zdradził nam nie tylko, że najbardziej chciałby dostać laptopa, ale też, że pragnąłby dowiedzieć się, jak to jest być rajdowcem. Dookoła kręciło się kilka fotoreporterek, a Mama Przemka nie oparła się pokusie i siadła na fotelu pasażera! Emocje były już duże, ale co to się działo, kiedy Przemek założył kask i zajął miejsce obok pana Jurka za kierownicą! Chyba wszystkie zgromadzone na poboczu kobiety myślały (o naiwne!), że to będzie spokojna przejażdżka w wolnym tempie. Następne minuty pokazały, jak bardzo się myliłyśmy... Palone gumy, przeraźliwy pisk, poślizgi, duuużo białego dymu - to wszystko co zarejestrowała nasza świadomość, zanim samochód z Przemkiem i Panem Jurkiem zniknął na horyzoncie. I jeszcze kilka okrzyków: „Dziecko mi zabiją!" (Mama Przemka), „Jezus Maria..." (siostrzyczka Przemka) i „Ja bym tak nie mógł, serce by mi z piersi wyrwało" (kuzyn Marzyciela).

A co na to Przemek? Wbrew obawom najbliższej rodziny, Marzyciel był zachwycony! Kilka razy w zawrotnym tempie przejechał przez wieś, a za każdym razem przed domy wylegało coraz więcej gapiów, łącznie z księdzem, który obserwował wydarzenie ze schodków prowadzących do pobliskiego kościoła. Po rajdzie uśmiechnięty Przemek powiedział, że czuje się dobrze i w ogóle się nie bał! No jasne, na drzwiach samochodu był przecież napis „niepokonani". Oczywiście trafił w ramiona Mamy, która stwierdziła, że właśnie dowiedziała się jak bardzo odważnego ma syna. Do tej pory widziała, że jest dzielny, na przykład w szpitalu, ale że aż tak odważny, to coś nowego! I z dumą powtarzała to jeszcze wielokrotnie...

Za ukończenie rajdu musi być nagroda! Tym razem nie był to puchar, ale wielkie kolorowe pudło, które do tej chwili trzymałyśmy w ukryciu. Przemek z pomocą kuzynów i siostrzyczki rozpakował pudło, gdzie na początek odkrył słuchawki, dalej torbę na laptopa, a na koniec samego laptopa... A najbliższa rodzina stała w kółeczku i podziwiała razem z Marzycielem. Trzeba dodać, że najbliższa rodzina Przemka liczy coś koło 20 osób. Ci wszyscy wspaniali ludzie nie tylko byli z Przemkiem w chwili spełnienia marzenia, ale na co dzień wspierają chłopca w walce z chorobą.

Cóż, pozostało nam tylko zasiąść do stołu i delektować się przysmakami z grilla, ciastem i pysznymi sałatkami. Dwaj wspaniali mężczyźni - rajdowcy, czyli Przemek i Jurek siedzieli obok siebie, więc była okazja zadać jeszcze parę pytań i posłuchać opowieści o wspaniałych maszynach, 300 koniach mechanicznych pod maską i poślizgach... Niektórzy biesiadnicy ostrzegali pana Jurka, że dzieciaki obsiadły Nissana z drugiej strony domu, ale nic się nie stało, nie rozebrały go przecież na części. A kiedy nadeszła chwila rozstania, pan Jurek zawiesił na szyi Przemka pamiątkową smycz z identyfikatorem z jednej z imprez, w której startował.

Tak właśnie spełniają się najpiękniejsze marzenia... Warto marzyć, prawda?

 

Wielkie dzięki dla Pana Jerzego Tecława, że poświęcił swój czas i zechciał wprowadzić Przemka w rajdowy świat.