Moim marzeniem jest:

Wyjazd na mecz Realu Madryt

Krzysztof, 18 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2010-12-02

 

Krzyś jest otwartym, uśmiechniętym, pogodnym chłopcem otoczony fantastyczną, kochającą się rodziną. Kiedy środowego, zimnego wieczoru dotarliśmy do naszego nowego Marzyciela, wszyscy już na nas czekali.

 

Przed spotkaniem dowiedziałam się jakie są zainteresowania Krzysia, co lubi, jak spędza wolny czas. Z wyborem „lodołamacza” nie mieliśmy problemu, bo wiedzieliśmy już, że Marzyciel interesuje się piłką nożną. Jego ulubioną drużyną piłkarską jest Real Madryt. Krzyś jest też fanem Lecha Poznań. Poszliśmy tym tropem i jako „lodołamacz” zorganizowaliśmy plakat piłkarzy Lecha wraz z autografami. Oprawiliśmy go w antyramę i zapakowaliśmy. Dokupiliśmy również dwa klubowe kubki, jeden dla Krzysia a drugi dla jego brata. Zrobiliśmy wielką niespodziankę Krzysiowi, bardzo się ucieszył z prezentów.

 

Opowiedzieliśmy krótko o tym, czym się zajmujemy, jakie są rodzaje marzeń, a Krzyś cierpliwie słuchał. Jak się chwilę później okazało, chłopiec bez problemu narysował swoje marzenia i pokrótce nam o nich opowiedział. Marzeniem głównym jest wyjazd do Madrytu na mecz Realu, marzeniem drugim jest remont pokoju i marzeniem trzecim jest konsola XBOX Kinect i gry.

 

Relacja: Sylwia

spełnienie marzenia

2011-09-24

 

W końcu nadszedł ten dzień, w którym spełni się moje marzenie - wyjazd na mecz Realu Madryt na stadionie Santiago Bernabeu. Mecz miał się odbyć dnia 24 września więc musieliśmy przybyć do Madrytu dzień wcześniej. Samolot lecący do Alicante (nie było tego dnia bezpośrednich lotów do Madrytu więc lecieliśmy z przesiadką) miał wystartować o godzinie 10.25, dlatego też stawiliśmy się na lotnisku Ławica punkt godzina 9.00. Na lotnisko zawiozła nas Pani Sylwia. Po chwili zjawił się Robert. Godzinę przed wylotem pożegnaliśmy Panią Sylwię i ruszyliśmy zdać bagaże oraz przejść  odprawę. Teraz już trzeba było tylko czekać kiedy będziemy mogli wsiąść do samolotu i zacząć wspaniałą przygodę.

 

Lot samolotem był  moim pierwszym lotem w życiu i był dla mnie dużym przeżyciem. Trwał  3h i przebiegł w miłej atmosferze. Po wylądowaniu odebraliśmy bagaże i udaliśmy się na dworzec kolejowy w Alicante.  Jeszcze na lotnisku dowiedzieliśmy się, że pani Małgosi Małaśnickiej  udało się zdobyć dla nas bilety na mecz w loży VIP-ów. Ta informacja nas bardzo ucieszyła i dodała energii na dalszą część podróży.

 

Po dotarciu na dworzec okazało się, że bilety do Madrytu zostały już wyprzedane, a następny pociąg był dopiero za 2 godziny. Nie mieliśmy innego wyjścia. Robert kupił bilety i zaczęliśmy szukać miejsca na posiłek. Pół godziny przed odjazdem byliśmy już w pociągu. Pociąg ruszył punktualnie. Mimo, że podróż trwała tyle samo co samolotem, czas zleciał szybciej.  W porównaniu do polskich pociągów te były o 2 klasy lepsze, włącznie z obsługą. Co chwila byliśmy częstowani różnymi przysmakami i napojami.

 

Na dworcu czekał na nas pan Andrzej - prezes Stowarzyszenia Polaków w Hiszpanii „Nasz Dom”,  pomagającego Polakom i inicjującego wśród hiszpańskiej Polonii wiele przedsięwzięć, który wraz ze swoją żoną Anią podwiózł nas do naszej kwatery.
W domu byliśmy bardzo późno, wszyscy byliśmy zmęczeni całodniową podróżą więc szybko zjedliśmy kolację i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek z myślą, że jutro będzie wspaniały dzień, obfitujący w mnóstwo wspaniałych wydarzeń.

 

Wstaliśmy bardzo późno.  Plan mieliśmy taki, by jeszcze przed meczem udać się na „Bernabeu Tour” czyli zwiedzić muzeum największego klubu na świecie jakim jest Real Madryt. Po zjedzeniu obiadu wyruszyliśmy na stację  metra by dotrzeć pod sam Stadion. Musieliśmy się tylko raz przesiąść.  Mimo,  iż miasto jest bardzo duże, udało nam się spotkać kilku Polaków, którzy mieszkają w okolicy Madrytu  już od 12 lat. Przyjechali, by kupić bilety na mecz, który miał się odbyć o godzinie 20.00.

 

Stadion robi niesamowite wrażenie z zewnątrz jak i wewnątrz. Zachwyciło mnie to, że jest tak niesamowicie wkomponowany w budynki które stoją obok.  Kupiliśmy bilety i nic już nie stało na przeszkodzie, by wyruszyć na zwiedzanie muzeum klubu. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu wspaniałych rzeczy związanych z moją ukochaną drużyną. Można rzecz, że byłem w siódmym niebie.  Widok boiska z samej korony stadionu, zrobił na mnie tak duże wrażenie, że przez jakiś czas nie mogłem wyksztusić słowa. Przechodziliśmy przez korytarz  zapełniony od podłogi po sufit oryginalnymi pucharami wywalczonymi przez Real Madryt. Nawet można było zrobić sobie zdjęcie z „wirtualnym piłkarzem” lub repliką pucharu, który jest wręczany zwycięskiej drużynie w lidze mistrzów. Można było zobaczyć mnóstwo przedmiotów zebranych przez całą ponad stuletnią historię klubu. Atrakcją była możliwość zrobienia sobie zdjęcia na ławce rezerwowych i w sali konferencyjnej.

 

Ostatnim punktem zwiedzaniem był sklep z gadżetami  związanymi z klubem. Tutaj można było wywołać zdjęcie, które zostało zrobione wcześniej. Ilość i różnorodność przedmiotów z logiem Realu była niesamowita: od smoczków po kije do golfa. Dwie godziny przed meczem wróciliśmy do domu, by coś zjeść i odpocząć przed najważniejszym punktem programu. Po odpoczynku wyruszyliśmy  w stronę stadionu trochę wcześnie niż inni, by odebrać bilety, które jak już wcześniej pisałem, zorganizowała nam Pani Małgosia.

 

Odebraliśmy bilety i ruszyliśmy do właściwego  wejścia na stadion.  Stadion szybko się zapełniał, a miejsca z których mieliśmy obejrzeć mecz były doskonałe.  Ten mecz dla Realu był bardzo ważny, ponieważ dwa poprzednie mecze nie poszły po myśli drużyny z Madrytu ( remis i przegrana). Były to małe derby Madrytu ponieważ Real grał z beniaminkiem ligi Rayo Vallecano.
Po krótkiej przedmeczowej rozgrzewce piłkarze zbiegli do szatni, by przygotować się do spotkania.

 

W końcu nadszedł czas rozpoczęcia meczu. 17 sekund po rozpoczęciu meczu cały stadion zamarł wraz ze mną. Rayo Vallecano strzeliło bramkę po błędzie piłkarzy Realu. Była to rzecz nie do pomyślenia, że można stracić gola tak szybko. Na szczęcie moja drużyna „wstała z kolan” i szybka wyrównała po wspaniałej kontrze, którą zakończył Ronaldo. Przed przerwą Realowi udało się strzelić jeszcze jednego, gola którego strzelcem był Higuain.  Druga połowa była jeszcze bardziej ciekawa.  Na samym początku Kaka został sfaulowany w polu karnym i sędzia podyktował rzut karny, który zaraz potem wykorzystał Ronaldo. Niedługo potem beniaminek z Madrytu miał rzut rożny, który wykorzystał strzelając bramkę kontaktową. W międzyczasie Di Maria otrzymał drugą żółtą kartkę, czego konsekwencją była czerwona za zatrzymanie piłki ręką. Na szczęście Real szybko strzelił bramkę, która przybliżyła zespół do zwycięstwa. Strzelcem był nowy nabytek Realu, zaledwie osiemnastoletni Varane. W tym momencie drużyna przyjezdna chyba pogodziła się z porażką, bo straciła jeszcze dwa gole strzelone przez Benzeme i z karnego przez Cristino Ronaldo. Wynik końcowy 6:2 dla Realu Madryt. HALA Madrid!!! Po meczu, w którym było dużo bramek a co za tym idzie wiele emocji, wróciliśmy do naszej kwatery. Zjedliśmy kolację i poszliśmy spać, czekając na kolejny dzień i wrażania z nim związane.

 

Ponownie wstaliśmy bardzo późno. Musze przyznać, że w Hiszpanii dzięki niesamowitej pogodzie śpi się wyśmienicie i bardzo długo. Postanowiliśmy, że w tym dniu większość czasu przeznaczymy na odpoczynek.  Jednak pogoda była tak ładna, że postanowiliśmy się wybrać na przejażdżkę autobusami przygotowanymi specjalnie dla turystów, które obwożą po mieście zahaczając o najciekawsze i najładniejsze zabytki. Można w każdej chwili wysiąść i wsiąść w następny po obejrzeniu miejsc, które nas zaciekawiły, a jeździły dosłownie co chwila. Można było zobaczyć takie zabytki jak Pałac Królewski, czy Fontanę Cibeles, przy której kibice Villarreal świętują wygraną  w rozgrywkach pucharowych. Można było również zobaczyć jeden z większych w Europie parków, który ciągnął się w nieskończoność. Po przejażdżce udaliśmy się na taki malutki bazar, gdzie można było zaopatrzyć się w pamiątki, co oczywiście zrobiliśmy, po czym udaliśmy się do naszej kwatery, by coś zjeść i iść spać.

 

Tradycyjnie wstaliśmy bardzo późno więc nasze śniadanie można było nazwać obiadem. Dzień  postanowiliśmy również przeznaczyć na kursy autobusami dla turystów. Dzięki panu Andrzejowi poznaliśmy Bartka, który mieszka już trochę w Hiszpanii i na nasze szczęście jego hobby to oprowadzanie po Madrycie jako przewodnik. Dzięki Bartkowi dowiedzieliśmy się bardzo dużo ciekawych rzeczy o zabytkach jak i zwyczajach w Madrycie jak i w całej Hiszpanii. Kolejną bardzo dobrą informacją było to, że pan Andrzej zaprasza nas wszystkich do restauracji, jak się później okazało, była to polska restauracja, co nas bardzo ucieszyło. Dowiedzieliśmy się również, że mecz który widzieliśmy w sobotę nie będzie jedynym jaki zobaczymy na tym wyjeździe. Jak tylko zjedliśmy bardzo pyszną kolacje, od razu wsiedliśmy do auta, by jechać na mecz do pobliskiego miasteczka Getafe, gdzie miał się odbyć mecz pomiędzy Getafe a Betis Sevilla.

 

Mecz zapowiadał się bardzo ciekawie, ponieważ Betis był liderem Ligi Hiszpańskiej,  a Getafe po słabym początku sezonu chciało odbić się od dna tabeli. Byłem bardzo szczęśliwy, że zobaczę jeszcze jeden mecz  i jestem bardzo wdzięczny panu Andrzejowi za tak wielką i piękną niespodziankę. Getafe zwyciężyło 1-0 co mnie ucieszyło i wprowadziło w świetny nastrój przed wyjazdem. Od razu po meczu pan Andrzej zawiózł nas do naszego hotelu. Pożegnaliśmy się  i podziękowaliśmy panu Andrzejowi  i Bartkowi za tak wspaniałe wrażenia  jakie nam zapewnili.

 

Następnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, by się dokładnie spakować i ruszyć metrem na lotnisko. Nikt nie chciał wracać, bo w Hiszpanii było cudownie i tyyyyle wrażeń. Zdanie bagażu jak i odprawa przebiegły bezproblemowo. Samolot z Madrytu wyleciał punktualnie. Lot z Madrytu do Poznania trwał 2,5h więc krócej niż do Alicante. Po wylądowaniu  na lotnisku Ławica odebraliśmy bagaże i udaliśmy się wraz Robertem do Leszna, do domu.

 

Chciałbym  z całego serca podziękować fundacji „Mam Marzenie”, Pani Sylwii  i Robertowi oraz wszystkim osobom, które podjęły się wyzwania, by spełnić moje największe marzenie.  Pani Małgosi za bilety na mecz Realu Madryt i za najlepsze miejsca na stadionie, Pani Carmen SANCHEZ z klubu Real Madryt, Pani Almudenie ROMERO z Fundacji Realu Madryt,  Panu Andrzejowi wraz z żoną, za przepyszną kolację i za wielką niespodziankę, Bartkowi za oprowadzenie po Madrycie, zagłębienie w kulturę tego miasta i bardzo ciekawe legendy - bardzo, bardzo dziękuję.

 

Relacja: Krzysiek