Moim marzeniem jest:

Wyjazd do Legolandu z rodziną

Mateusz, 11 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

0000-00-00

    Pierwsze wiosenne wtorkowe popołudnie spędziliśmy z naszym nowym Marzycielem Mateuszem. Jak tylko przywitaliśmy się, a Mateusz otworzył lodołamacz, przenieśliśmy się do świetlicy. Tam nasz wielki fan klocków lego postanowił, że zbudujemy samolot z klocków. Więc budowaliśmy, a  w zasadzie Marzyciel z Piotrkiem, choć prawdę powiedziawszy najlepiej radził sobie bez niczyjej pomocy.

   Mateusz jest chłopcem bardzo radosnym, rozgadanym i wszystko go interesuje. Budowanie z klocków nie przeszkadzało mu kontrolować wszystkiego, co dzieje się na świetlicy. Ponadto cały czas rozbawiał nas swoimi żartami, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nagle do Sali weszła Pani Wiosna, musieliśmy więc pozbierać klocki i zmienić miejsce, bo widać szykowała się grubsza impreza. My, w takim, razie lego zamieniliśmy na blok i kredki. Mateusz już wiedział o czym marzy, ale tajemniczo przekonywał nas, że nie może tego narysować, bo jest za duże, a poza tym on nie wie jak.  W końcu, gdy obiecałam, że mu pomogę zdradził swoje największe marzenie – chciałby pojechać z rodziną do Legolandu. I tak kredki poszły w ruch … ale zatrzymały się tuż nad kartką. Nadal nie mieliśmy pomysłu jak narysować Legoland! Z pomocą przyszła niezastąpiona mama – narysujcie drogę i samochód. I tak Mateusz przelał marzenie na papier. Później oczywiście dokładnie o wszystkim opowiedział (nie obyło się bez kolejnych żartów)… i szybko wróciliśmy do lego, bo przecież samolot trzeba dokończyć! I tak pożegnaliśmy się z naszym Marzycielem (wciąż żartującym) zostawiając go z jego ulubioną rozrywką – Lego.


Jeśli chcesz nam pomóc spełnić marzenie Mateusza o wyjeździe do krainy klocków – Legolandu
Zadzwoń: Ula Grabińska 601 585 644 lub
Napisz: urszula.grabińska@mammarzenie.org


 

spełnienie marzenia

2011-09-02

 

Spełnienie marzenia Mateusza zaczęło się już w Poznaniu skąd wyruszyliśmy do Szczecina, by zabrać Marzyciela wraz z rodziną do Legolandu. Z lekkim poślizgiem, ale i uśmiechem na twarzy o godzinie 14 wyruszyliśmy już całą dziewiątką w naszą 4-dniową podróż. Droga początkowo trochę się dłużyła, ale przystanki, które Mateusz głównie wykorzystywał na bieganie - by pozbyć się drzemiącej w nim energii - sprawiły, że w sumie, w samochodzie nie było aż tak źle i po prawie 7h dotarliśmy na miejsce. Hotel, w którym mieszkaliśmy, po naszym przyjeździe od razu zyskał jedną gwiazdkę więcej - bo radość bijąca od naszego marzyciela nie pozwalała sądzić inaczej. Mateusz od początku był naszą gwiazdą

W czwartek rano, po śniadaniu udaliśmy się w końcu do Legolandu. Krótka kolejka do kasy, zdjęcia przed wejściem i już byliśmy w raju. Oczy wszystkich biegały dookoła ( podobnie jak nasz marzyciel). Nie wiedzieliśmy na co patrzeć, gdzie iść, z czego skorzystać najpierw. Pomogły nam mapki. I tak po kolei, odstając swoje w kolejce, zaliczaliśmy kolejne atrakcje. Na szczęście Mateusz się nie nudził, bo przed każdą zabawą były ustawione klocki dla dzieci, by mogły produktywnie wykorzystać okres czekania. Sporą część czasu zarówno pierwszego jak i drugiego dnia spędziliśmy na podziwianiu miasteczka lego - wszystkie jego elementy z największą dokładnością były zbudowane z lego. Marzyciel był zachwycony, ale i nam się oczy świeciły. Najbardziej chyba przypadł do gustu statek, który przepływał przez śluzy wodne i platforma wiertnicza. I choć był zakaz wchodzenia do „miasteczka" i dotykania elementów, naszemu marzycielowi to nie przeszkadzało. Mateusz chciał dotknąć każdego klocka, najlepiej mieć podobne w domu, a pod koniec wycieczki uznał, że w sumie to mógłby zamieszkać w Legolandzie. Pierwszy dzień minął nam bardzo szybko. Na szczęście w hotelu czekała na nas 3-daniowa kolacja, a po niej odważyliśmy się otworzyć tajemnicze drzwi na 5 piętrze. A tam- sala fitness, więc i rozrywka na resztę wieczoru... no tak, bo dla Mateusza 8h chodzenia po Legolandzie nie wystarczyło, by wykorzystać całą energię, trzeba jeszcze pojeździć na rowerku;)

Całą noc lało (a w zasadzie od 18 dnia poprzedniego - jak opuściliśmy Legoland), więc byliśmy troszkę przerażeni perspektywą dnia w pod parasolką, ale o 10 zaczęło się rozpogadzać. Mateusz zdradził mi sekret, że on wie, w jaki sposób załatwić dobrą pogodę - zaczyna się na „M" kończy na „A" i ma 8 liter

Tak więc w piątek o 10 jak wyszło słońce ruszyliśmy dalej podbijać Legoland. Najlepsze atrakcje oczywiście trzeba było zaliczyć po dwa razy. Tak więc gdy Mateusz robił drugie już prawo jazdy, pod okiem specjalistów z toyoty, starsza młodzież bawiła się na kolejce górskiej i na „ramieniu robota", którego ruchy samemu się programowało. Zaskakujące było to, że ludzie wystraszyli się nocnego deszczu i wcale nie było kolejek - wszędzie wchodziliśmy z marszu. Resztę planu dnia ustalił Mateusz - akwarium, bitwa morska, po której schliśmy godzinę, wodny plac zabaw, wyczekiwane zakupy w porze obiadowej, kino 4D i wiele innych. Tak bardzo chcieliśmy wykorzystać czas na atrakcje, że nawet nie mieliśmy czasu zjeść normalnego obiadu. O 18 odebrał nas Robercik (później nawet już tylko Bercik) - jak pieszczotliwie nazywał naszego kierowcę Mateusz. Cały czas mogliśmy słyszeć dialogi typu:

-Robercik...

-tak?

-a nic, tak Cię sprawdzam.

Tradycyjnie dzień zakończył się kolacją, rozmowami  i ćwiczeniami na siłowni, ale jeszcze udaliśmy się na spacer po miasteczku i muszę przyznać, że wtedy pierwszy raz w czasie wyjazdu Mateusz był zmęczony.

W sobotę rano, wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy w podróż powrotną. Choć smutno nam było wyjeżdżać, każdy uśmiechał się w głębi duszy na myśl o dwóch wspaniałych dniach spędzonych w Legolandzie. Mateusz głośno przyznał, że jego marzenie się spełniło, szkoda tylko, że nie mógł zabrać tej toyoty Auris, na którą przecież ma już prawo jazdy

 

 

Ula Grabińska