Moim marzeniem jest:

Wyjazd nad cieple morze

Łukasz, 8 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Wrocław

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2007-11-14

W listopadowy wieczór wybraliśmy się do wrocławskiej Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej, żeby spotkać się z naszym kolejnym Marzycielem. Tym razem był nim 7-letni Łukasz.

a początku był trochę nieśmiały, ale wręczony mu lodołamacz- stwór zrobiony z klocków, pozwolił mu przełamać pierwsze lody. Złożenie stwora pochłonęło naszego Marzyciela do reszty. Na podstawie instrukcji i trochę przy pomocy mamy, oraz w niewielkim stopniu wolontariuszy, w ciągu kilkudziesięciu minut powstał wspaniały stwór. Łukasz zaimponował nam swoimi umiejętnościami. Niejedna osoba potrzebowałaby dużo więcej czasu, żeby tak dobrze sobie z tym poradzić.

Następnie przeszliśmy do grania w grę strategiczną, w której walczyło się zwierzętami o panowanie w dżungli. I tu też nasz Marzyciel wykazał się niemałymi zdolnościami, ale przegrać z tak wybitnym strategiem, to tak jak wygrać.

No i wreszcie przyszedł czas na zdradzenie nam swojego marzenia. Łukasz zrobił to w formie rysunku. Najpierw narysował plażę, wraz z morzem, potem siebie wraz ze swoją rodziną: mamą, tatą i młodszą siostrą. Na koniec ozdobił rysunek palmą i wielkim słońcem. "Chciałbym pojechać nad takie ciepłe morze"- powiedział nam.

Musimy teraz ostro zabrać się do roboty, żeby na twarzy naszego Marzyciela pojawił się uśmiech tak jasny, jak narysowane przez niego słońce.

spełnienie marzenia

2008-07-22

Przygoda Łukaszka rozpoczęła się już na lotnisku we Wrocławiu, ponieważ okazało się, że chłopiec nigdy jeszcze nie leciał samolotem, a zawsze bardzo chciał. Do samego wyjazdu ważyły się losy naszej magicznej wycieczki, ponieważ do ostatniej chwili czekaliśmy na decyzję lekarzy. Okazało się, że wyniki są bardzo dobre i możemy lecieć. Lot do Warszawy nie trwał długo. Łukasz, który zajął od razu miejsce przy oknie, zachwycał się wszystkim, co się działo, nic mu nie przeszkadzało: ani to, że trzeba było porządnie pasy zapiąć, ani to, że trochę się uszy zatykały przy starcie. Łukasz na początku nie wiedział, gdzie dokładnie lecimy, ale na lotnisku w Warszawie nasz mały detektyw wypatrzył tablicę odlotów, wiedział o której lecimy, a ponieważ o tej godzinie nie było innych lotów, więc wszystko dla niego stało się jasne. Chłopiec bardzo się ucieszył i z niecierpliwością czekał na nasz lot.

Na miejsce dotarliśmy w środku nocy. Ale jeśli ktoś pomyślałby, że Łukaszek był zmęczony, muszę wyprowadzić z błędu. Pierwsze, co powiedział po wyjściu z samolotu, było: "mamo, zobacz, tu są palmy!". Buzia mu się nie zamykała, na bieżąco komentował miejsca, które mijaliśmy (do hotelu zawiózł nas autokar).

I zaczęła się wielka przygoda!

Pierwszego dnia Łukaszek trochę był zmęczony (jak my wszyscy zresztą), zwiedzaliśmy Puerto De La Cruz, miasto, w którym był nasz hotel. Okolica była piękna, zachęcała do spacerów. A Łukasz, jak na podróżnika przystało, ciekawy nowych miejsc, głodny wrażeń, dzielnie wspinał się po pagórkach miasteczka. Od razu też wypatrzył reklamy Loro Park, niedużego, ale za to jakiego zoo! Otóż okazało się, że w tym parku są delfiny, orki, lwy morskie i rekiny, które Nasz Przyjaciel bardzo chciałby zobaczyć. I nie dało się trzymać dłużej w tajemnicy kolejnej niespodzianki, którą była wizyta w tym zoo i oglądanie pokazów wszystkich tych cudnych zwierząt. Łukasz powiedział krótko: "zawsze marzyłem, żeby zobaczyć delfiny!" (A kto nie?!) Zatem kolejne marzenie Łukasza miało się niebawem spełnić!

Wyprawa do Loro Park nie rozczarowała Naszego Marzyciela. Od rana do wieczora biegał po ścieżkach tego niezwykłego ogrodu zoologicznego w poszukiwaniu kolejnych zwierząt i nie pozwolił nam ominąć żadnego ważnego miejsca! Jeszcze na koniec zakrzyknął gromko: "A te rekiny? Te drugie rekiny? Tato, tego to my nie widzieliśmy jeszcze!" No i widzieliśmy wszyscy "te drugie rekiny". Łukasz powiedział, że jak dorośnie, to będzie opiekunem delfinów! Trzymamy mocno kciuki za realizację tego postanowienia, Łukaszku. Kolejnego dnia odpoczywaliśmy. Znaleźliśmy malowniczo położony nad samym oceanem kompleks basenów, w których woda była słona! Było tam sporo atrakcji dla dzieci, więc Łukasz postanowił, że to będzie spokojny i bardzo leniwy dzień! Ale już kolejnego dnia okazało się, że Nasz Przyjaciel bardzo chce ponownie zobaczyć delfiny –szkoda czasu na plażowanie, kiedy można tyyyyle obejrzeć!

A ostatniego dnia pobytu na Teneryfie czekała na Łukaszka jeszcze jedna atrakcja: rejs katamaranem po oceanie! Jak się wszyscy słusznie domyślają, żadnych, nawet najmniejszych znaków choroby morskiej u Naszego Marzyciela! Zapatrzony w otwartą wielką przestrzeń czekał, aż pojawią się orki. Załoga katamaranu powiedziała, że jest szansa, że je zobaczymy. Łukaszek tylko się uśmiechnął. Zobaczyć te piękne zwierzęta na wolności to jest to! I spełniło się! Żadne słowa nie są w stanie opisać tego widoku!

Co wieczór Łukaszek zarządzał spacery -ostatnie dwa wieczory to były spacery nad oceanem. Piękne chwile. Łukasz chodził po brzegu -stwierdził, że woda wcale nie jest aż taka zimna. Zbierał kamienie, pisał na piasku i... uciekał przed falami, które nieco zdradliwe, nie wiedzieć kiedy, moczyły portki.

Przyszła w końcu niestety chwila pożegnania. Nasz Marzyciel zniósł całą podróż bardzo dzielnie, ba! zniósł ją tak, jakby nic innego nie robił, tylko latał samolotami, zmieniał kraje i odprawiał bagaż na lotniskach. Smutno było się rozstać. Łukasz! Jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy Cię poznać i spełnić Twoje marzenie!