Moim marzeniem jest:

Wycieczka do Włoch

Maja, 14 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Lublin

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2008-10-22

Z Marzeniem Mai to jest tak:

Wysiedliśmy z auta (ja i Marek) słonecznym popołudniem, z lodołamaczem w ręku, jak zwykle po pierwszym telefonie i krótkiej rozmowie z Mamą, mogąc się tylko mgliście domyślać, kim jest nasza nowa Marzycielka. Najpierw poznaliśmy jej brata Maćka - właściwie spotkaliśmy się przypadkowo jeszcze przed wejściem do bloku, weszliśmy razem do mieszkania, po kilku minutach jednak ośmiolatek bez słów zdradził nam swój ulubiony sposób na spędzanie wolnego czasu, znikając ponownie gdzieś na dworze, skutecznie i na całą półtoragodzinną wizytę. Mama Iwona, posadziła nas w salonie, chwilę czekaliśmy na Maję, która weszła do pokoju zdziwiona, nie spodziewała się gości ani prezentów - ha! brawo dla Mamy - uwielbiam robić niespodzianki! Pachnące kosmetyki chyba przypadły do gustu młodej, bo piętnastoletniej już damie - ciągle uśmiechniętej i uroczej a przy tym mądrej i błyskotliwej jak się szybko okazało. Rozmawialiśmy trochę o szkole, trochę o zainteresowaniach, trochę o zamkach (koniecznie dużych, 100 pokojowych, by każdemu pomieszczeniu móc nadać inną funkcję i wystrój - przecież każda kobieta wie, że w domu przydałby się osobny salon, jadalnia, osobna biblioteczka i siłownia, pokój do nauki i pokój do jogi, inny na deszczowe dni a inny na słoneczne itd. No kilkanaście łazienek i system nawigacji członków rodziny byłby też bardzo na miejscu).

Dowiedzieliśmy się, że Maja oprócz zamków lubi sporty, grać w piłkę, i w ogóle ruch na świeżym powietrzu - sygnał numer jeden. Historia szkolna średnio ją pociąga, bo wykładane lekcje (indywidualne) nie wymagają zbytniej aktywności z jej strony (uwaga rozgadani nauczyciele historii), ale przeczytała za to _Wyspy Zaczarowane_ Łysiaka i uwielbia opisy podróży Martyny Wojciechowskiej - sygnał numer dwa. No teraz nie trudno się domyślić, że Marzeniem Mai jest wycieczka. Dokąd nasza wróżka fundacyjna miałaby ją wysłać? Do Ameryki Północnej! Piękne marzenie, ale niestety możemy poruszać się tylko w obrębie Europy - oj nasza wróżko, wróżko, jak to tak?... To niech będą w takim razie - Włochy. Obowiązkowo Rzym, Wenecja, ewentualnie Mediolan. Program w zarysie jest następujący: Rzym - zwiedzanie, prawdziwa włoska pizza i spaghetti; Wenecja - no myślę, że podróży gondolą nie można przegapić, jak Mostu Westchnień oraz placu i bazyliki św. Marka; w końcu Mediolan - w porównaniu z Rzymem i Wenecja nie jest zbyt urokliwy - stwierdziliśmy wspólnie z Mamą. Nie szkodzi - tam Maja chce pojechać tylko na prawdziwe włoskie na zakupy! Oczywiście w podróży niezbędna jest rodzina - tata Robert, mama Iwona, brat Maciek - oj, będzie co wspominać.

Wizyta upłynęła nam tak przyjemnie, że zapomnieliśmy o zrobieniu zdjęcia! Przy najbliższej okazji trzeba będzie ten błąd naprawić, zwłaszcza, że Maja nie boi się ani fleszy aparatu, ani prasy czy telewizji. Co więcej, jak już zostanie słynną podróżniczką lub korespondentką telewizyjną zza granicy, mamy z Markiem obiecane specjalne pozdrowienia z anteny na żywo;-)

Jeżeli jest taki Ktoś, który chciałby sponsorować tę wycieczkę lub jej część, zna tajemne przejście z Koloseum do Mauzoleum Hadriana czy chce podzielić inną fascynującą informacją albo radą, lub wie chociaż, gdzie w Rzymie serwują najlepszą włoską pizzę - niech pisze do mnie śmiało

Voyage, voyage, plus loin que la nuit et le jour...

inne

2009-03-22

Dnia 22 marca wyjechaliśmy razem z Mają i jej rodziną na spełnienie jej marzenia. Najpierw zatrzymaliśmy się w Warszawie. Po zakwaterowaniu się w Warskim Hotelu poszliśmy na mały spacer po stolicy i kolację. Nocą jak jest ciemno nawet Warszawa ma swój urok. Po powrocie wszyscy poszliśmy spać.

     Następnego dnia, mieliśmy pobudkę już o 4, a o 5 wyjazd na lotnisko. Mieliśmy szczęście, bo przyjechaliśmy na lotnisko, gdy kolejka była mała i dość szybko i sprawnie poszła odprawa. Wszyscy dość dobrze znieśliśmy lot.
     Po wylądowaniu przemili Państwo z Ambasady Polskiej w Rzymie odebrali nas z lotniska i zabrali na rogalika z kawą. Gdy odchodziliśmy od stolika, sprzątający go Włoch śpiewał, co nas rozbawiło. Ale to był dopiero początek.

    Po dotarciu do hotelu spotkaliśmy się z  panią przewodnik. Zabrała nas w dwudniowy rajd po Rzymie, po jego zabytkach, powiedziała jak tam się poruszać, gdzie i co jeść. Opowiadała z taką pasją, że aż miło było słuchać. Jak później powiedziała, „gdyby nie te kamenie, w Rzymie na pewno by jej nie było”. Przekazała też przestrogę dla wszystkich chętnych chcących jechać tam na wakacje „Rzym w lecie zwiedza się za karę”, taki tam klimat. Popołudniami poruszaliśmy się sami po Rzymie, jest to dość łatwe. Na tyle łatwe, że Maję udało się przekonać około 22 do odpoczynku. Następnego dnia po śniadaniu udaliśmy się w dalsze zwiedzanie Wiecznego Miasta, nie mogliśmy przegapić słynnej fontanny Di Trevi. Na obiadek poszliśmy do restauracji położonej 100 m od Panteonu. Tam Mai spodobał się Włoch, a reszcie pyszne jedzenie - chyba najlepsze pizze i spaghetti jedliśmy właśnie tam. Po wieczornym spacerze ulicami Rzymu, przyszedł czas na zasłużony odpoczynek  - około 23.       
    Następnego dnia już całkiem samodzielnie pojechaliśmy nad morze. Woda w marcu ma tam temperaturę zbliżoną do naszej w lecie. Po powrocie do Rzymu postanowiliśmy urządzić sobie wycieczkę dookoła miasta odkrytym piętrowym autobusem. No i oczywiście wieczorny spacer ulicami Rzymu.
    Czwartek zaczął się nam bardzo wcześnie, bo już o 7 byliśmy na mszy nad grobem Jana Pawła II. Po mszy zwiedziliśmy Bazylikę Św. Piotra. Później wraz z Panem Piotrem z Ambasady Polskiej w Watykanie poszliśmy do ogrodów watykańskich. Ich wygląd najlepiej określą słowa naszej marzycielki Mai „Kawałek raju przeniesiony na ziemię”. Niestety mogliśmy tam zostać tylko do 14. Po wyjściu z ogrodów poszliśmy na obiad i lody. Ponieważ pogoda była ładna, to do hotelu podążyliśmy pieszo ostatni raz zwiedzając piękne uliczki Wiecznego Miasta.
    W piątek czekała nas wyprawa do Wenecji. Najpierw 4 godziny pociągiem. Takimi pociągami, to nawet ja mogę jeździć! Samochody na autostradzie biegnącej wzdłuż torów jechały znacznie wolniej niż my. Po dotarciu na miejsce udaliśmy się do hotelu płynąc wodnym tramwajem. W hotelu byliśmy tylko tyle ile trzeba, bo czasu mieliśmy mało, a  chcieliśmy jak najwięcej zwiedzić. Na pierwszy rzut poszedł plac Św. Marka i okoliczne atrakcje. Później jak to mówią w wielu przewodnikach „warto zabłądzić by poznać urok uliczek tego miasta”, tak też zrobiliśmy- oczywiście niecelowo, ale było miło. Po pizzy z owocami morza, postanowiliśmy wykonać kolejną część z listy życzeń Mai i zabraliśmy się na przejazd gondolą. Jedyne, czego było nam szkoda to fakt, że gondolier śpiewał tylko krótką chwilę. Niestety dzień chylił się ku końcowi i musieliśmy powoli udać się na odpoczynek, ale nim to zrobiliśmy poszliśmy na plac obejrzeć jak zalewa go morze. W sobotę czekał nas tylko powrót do domu. Niestety na lotnisku w Wenecji mieliśmy pewne przygody i nasze bagaże przybyły do nas dopiero w niedzielę.

 

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim,którzy przyczynili się do spełnienia marzenia Mai, a w szczególności:

Pracownikom Ambasady Polskiej w Rzymie

Pani Karinie Fengler-Gentili

Pracownikom Ambasady Polskiej w Watykanie

Darczyńcom 1% podatku na rzecz Fundacji Mam Marzenie.