Moim marzeniem jest:

Komputer z DVD i pełnym osprzętem

Marcin, 18 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-06-20

Marcina poznałam znacznie wcześniej, zanim miało miejsce nasze oficjalne spotkanie. Gdy widziałam go pierwszy raz, stan zdrowia po operacji guza mózgu, nie pozwalał mu nawet wstać z łóżka. Marcin zaczynał naukę władania rękami, mówienia, a o próbie chodzenia dopiero myślał.

Kiedy odwiedziłyśmy go z Matyldą na oddziale onkologii, mogłyśmy już z nim swobodnie rozmawiać. Jest pogodnym siedemnastolatkiem, często uśmiechniętym i chętnie udzielającym odpowiedzi na nasze dociekliwe pytania.

Patrzy na świat raz jednym, raz drugim oczkiem, bo w przeciwnym razie wszystko widzi podwójnie. Powoli odzyskuje sprawność ciała. Zaczyna chodzić, co prawda z dużą pomocą Mamy, ale za to każdego dnia więcej i lepiej.

W szpitalu spędza długi czas. Aktualnie, każdego dnia jeździ na naświetlania, ale w sobotę i niedzielę może odwiedzać, oddalony o 100 km, rodzinny dom.

Z rozmowy z Marcinem wynika, że podzielił on swoje życie na to "sprzed choroby" i na teraźniejsze. Nie mówi wiele, albo wręcz wcale o tym jak wyobraża sobie swoją przyszłość, kiedy choroba da za wygraną. Przestał się spotykać i, w jakikolwiek inny sposób, kontaktować z kolegami, z którymi kiedyś stanowił zgraną paczkę przyjaciół. Kiedyś chętnie też bywał w dyskotekach, kiedyś towarzyski i lubiany młody człowiek...

Jak wielu innym dzieciom, dotkniętym podobną chorobą, tak i Marcinowi przyznano nauczanie indywidualne. W ubiegłym roku rozpoczął drugi rok nauki w technikum rolniczym, w klasie o profilu mechanizacja rolnictwa. Indywidualnym nauczaniem w domu, nie można było jednak objąć przedmiotów zawodowych i tym sposobem Marcin stracił rok szkolny. Teraz zmuszony jest przenieść się do liceum, ponieważ taki tryb nauki będzie jeszcze trwał.

Z wywiadu przeprowadzonego z Mamą Marcina wynikało, że interesuje się on światem podwodnym i wszystkim co się w tym świecie zawiera. Jako prezent na dzień dobry, dostał od nas album o podwodnej krainie rybek z naszych (rodzimych) wód. Przyjął go ze smutnym uśmiechem. Kiedyś wybierze się na ryby, a tymczasem poczyta o nich i poogląda ciekawe fotografie...

Długo rozmawialiśmy o zasadach naszej fundacji i o tym, jak różne mogą być marzenia. Zauważyłam mały niepokój Marcina na wieść o tym, że zechcemy poznać jego, co najmniej trzy, marzenia. Czyżby miał ich tak mało? Okazało się, że nie. Powiedział nam, że marzy o komputerze (z nagrywarką DVD!) i o drukarce, tudzież skanerze i kserokopiarce. Drugim marzeniem Marcina było kino domowe. Trzecim laptop. Wtedy był prawie pewien, że taką kolejność chce podać, więc dałyśmy mu trochę czasu na snucie marzeń i przemyślenie tego najważniejszego.

Po dwóch dniach odwiedziłam Marcina, żeby kontynuować naszą rozmowę. Zachował się jak dobry uczeń, który odrobił lekcje. Miały być trzy, prawda?- zapytał i ...wyrecytował jednym tchem: na pierwszym miejscu komputer, potem kino domowe, potem kamera cyfrowa. Powiedziałam raz jeszcze, że możemy spełnić tylko jedno jego marzenie. Dobrze - odparł, to KOMPUTER.

Nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany wyjazdem, gdzieś w ciekawe miejsce, lub spotkaniem idola, którego nawet nie ma.

Już w czasie pierwszej rozmowy z nim wiedziałam, że jest bardzo zamknięty w sobie ze swoimi problemami. I chociaż rozmawiał ze mną na różne tematy, nie przeszkadzało mu to, ponieważ ja poznałam go w czasie choroby i takim go widziałam po raz pierwszy. Ale nie jego koledzy. Oni pamiętają wesołego, zdrowego 17-latka, a teraz zderzyliby się z rzeczywistością dosyć trudną. Zbyt trudną dla samego Marcina. Czy dla nich też? Być może nie przekonają się o tym, ponieważ Marcin stworzył wysoki mur między sobą a paczką kolegów "sprzed choroby" . Na moje pytanie, czy ich zaprosi do domu, czy spotka się z nimi, odpowiada niechętnie - a po co?

I to jest problem Marcina numer dwa. Pierwszym jest oczywiście pokonać chorobę i wrócić do normalnego życia. Wtedy ten drugi sam zniknie, ale póki co, równolegle trwa.

Marcin jest samotny w swoim świecie nastolatka. I chociaż w domu ma towarzystwo troskliwych rodziców i siostry (młodszej), to jednak nie zastąpią mu oni rówieśników, nie dostarczą wrażeń, jakie niosą ze sobą kontakty towarzyskie z młodymi ludźmi. A komputer mógłby mu to umożliwić. Za pośrednictwem internetu, nie wychodząc z domu, miałby namiastkę takich spotkań. A i rozrywki byłoby trochę więcej - filmy, gry... Marcin nie ukrywa wcale, że nie tylko do nauki przydałby mu się taki sprzęt, ale generalnie do życia, ciekawszego niż to, które wiedzie teraz.

Rozmowa z Marcinem uświadomiła mi, że taki stan rzeczy może utrzymać się długo - ten brak akceptacji siebie w chorobie, brak akceptacji własnej słabości i wyglądu. A zatem, zanosi się na to, że samotność Marcina również utrzyma się długo. To on sam bowiem musi dojrzeć do zmian i życzę mu z całego serca, żeby dojrzewał szybko i skutecznie. A tymczasem, zgadzam się z nim i rozumiem, że komputer, z całym zestawem, byłby dla niego powodem do radości, a korzystanie z niego, sposobem na zorganizowanie sobie wolnego czasu, którego przecież ma tak wiele...

Reasumując : komputer stacjonarny, koniecznie (jak podkreślał Marzyciel) z nagrywarką DVD, płaski monitor i jeszcze owo "trzy w jednym", czyli drukarka, skaner i kserokopiarka - tak właśnie nazywa się marzenie Marcina.

inne

2009-06-03

Sobota, 2 wrzesnia, była dniem spełnienia marzenia Marcina. Pojechałysmy do jego rodzinnego domu, wiozac ze soba wielkie, zielone pudła, a w nich wymarzony komputer wraz z akcesoriami. Urzadzenie wielofunkcyjne, zestaw pięciu głosników i filmy DVD, były dopełnieniem, tak marzenia jak i przestrzeni w bagażniku samochodu. Na miejscu, przed domem, przywitała nas najbliższa rodzina Marcina: Rodzice, ciocia, siostra. Wszyscy zadziwieni, że tak dużo tych paczek... Marcin czekał w domu, siedział w fotelu, w cierpliwym oczekiwaniu. Usmiechnięty, jeszcze nie ogarniał wzrokiem wszystkiego, czym zastawilismy powierzchnię podłogi małego pokoju. Jego radosć wzrastała, na twarzy malował się usmiech, w oczach ciekawosć... Rozpoczał powoli rozpakowywanie otrzymanych prezentów. Pracował dzielnie jedna sprawna ręka, a Ela, siostra Marcina, Agnieszka i ja, pomagałysmy mu z ochota.

To były takie chwile, kiedy wokół nas dzieje się dużo i szybko, kiedy wokół nas sa najbliżsi, a każdy ma dla nas ciepłe słowo, życzliwosć, radosne komentarze, kiedy wszyscy się smieja, żartuja, kiedy bycie razem jest swiętem, a nade wszystko, kiedy jest powód tego swięta. To były chwile, które ogarniały Marcina swoja magia. Spełniało się jego marzenie... W jego życiu i domu pojawiło się cos, czego do tej pory nie było. A poza przedmiotami, na które czekał, zawitała atmosfera radosci, planowania jutra, oczekiwania, aż wszystko zostanie podłaczone a każdy następny dzień będzie zawierał beztroskie chwile, spędzone przy wymarzonym komputerze. Sa to najmilsze chwile również dla nas, kiedy możemy być swiadkami i współuczestnikami radosci naszych Marzycieli.

Kiedy zawartosć paczek przestała już być tajemnica, zasiedlismy do wspólnego, pysznego obiadu. Serdeczna, rodzinna atmosfera, rozmowy, żarty, smiejacy się Marcin - wszystko tworzyło oprawę owego pięknego dnia. Największa radosć sprawiał jednak sam Marcin, który tego dnia pożegnał na długie godziny swoje, do niedawna ulubione, łóżko i siedzac z nami przy stole, uczestniczył w rozmowach, żartował i powoli, ale coraz smielej, wracał do swiata czynnych ludzi.

Po obiedzie - spacer, króciutki, żeby obejrzeć nowy, dopiero budujacy się dom. Marcin towarzyszył nam, wsparty na ramieniu Mamy. Cieszyłysmy się razem z nim, na mysl o jego własnym pokoju w nowym domu. Pokój będzie imponujaco duży. Wyobraziłam sobie, jak zadziałaja w nim przywiezione przez nas głosniki...

Przed domem jeszcze rozmowy o nadziejach i oczekiwaniach, jakie mieszkaja w sercach całej Rodziny, o zdrowiu Marcina, o jego rehabilitacji i powrocie do fizycznej sprawnosci, o tym, żeby przed końcem roku zamieszkać w nowych, lepszych warunkach, żeby zdażyć i przygotować do zamieszkania choć parter nowego domu... Z całego serca życzymy wszystkim, żeby się udało, i żeby kolejne marzenia się spełniały.

Jeszcze kilka zdjęć na pamiatkę tego dnia i już czas się żegnać. Rodzina naszego Marzyciela zaskoczyła nas wielka niespodzianka. Dostałysmy kwiaty i pokaznych rozmiarów tort, wręczony w imieniu Marcina. Twórczynia tego pysznego krażka była cioteczna siostra Marcina, Małgosia. Dzisiaj, po degustacji, mogę wraz z podziękowaniami pogratulować kulinarnych zdolnosci. Tort był... palce lizać!

Wracałysmy do Warszawy radosne radoscia Marcina, majac w pamięci jego piękny usmiech, serdecznosć jego Rodziny i wspólnie spędzony czas. A Agnieszka trzymała w ramionach wielki tort...