Moim marzeniem jest:

Biurko i krzesło

Karolina, 10 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-01-26

Karolinka musi być bardzo cierpliwą dziewczynką. Odwiedziny obiecałam jej bowiem ponad tydzień temu, ale dopiero w czwartek udało mi się na chwilę z nią spotkać. Mimo tak fatalnej wpadki na początku naszej znajomości przywitała mnie z dużym uśmiechem i od razu zaczęła opowiadać, jak minął jej dzień. Gry komputerowe, kolorowe czasopisma no i niestety badania. Ale dobry humor jej nie opuszczał.

Okazało się, że jest mistrzynią gry w "Monopoly" i ogrywa każdego. Tak było i tego ranka. Stawanie z nią w szranki było więc z góry skazane na niepowodzenie, dlatego też zdecydowałyśmy się na układanie puzzli z Kubusiem Puchatkiem. Co więcej postanowiłyśmy stworzyć własne!

Przy pomocy kolorowych flamastrów (wybranych skwapliwie spośród około setki) oraz kredek znalezionych na świetlicy stworzyłyśmy Prosiaczka. Jak na zimę przystało, w zimowej czapie i nad przeręblem. Niestety, Prosiaczek był tylko kopią rysunku, który posiadała Karolinka, ale i tak prezentował się znacznie dostojniej, niż ten w oryginale. Był znacznie większy i bardziej kolorowy.

Kolejnym etapem była wycinanka, a więc zamiana Prosiaczka na kawałki. Trzeba przyznać, że Karolinka wykonała to po mistrzowsku; ponowne ich złożenie okazało się dosyć trudne. Bardzo zmyślnie pocięła rysunek: łapka osobno, nogi osobno, nawet pół oczka... Prosiaczek wcale nie przypominał Prosiaczka. Musiałyśmy się wiec trochę namęczyć, aby z powrotem go skleić na zielonej kartce. Cel jednak został osiągnięty: puzzle zostały stworzone i złożone.

Pochylone nad postacią Prosiaczka nie zauważyłyśmy jednak, jak czas szybko mijał. Wkrótce okazało się, że puzzle trzeba odłożyć na bok, a ja muszę wracać do domu. Z Karolinką jednak obiecałyśmy sobie, że spotkamy się jak najszybciej i stworzymy nowe puzzle: jeszcze większe i ładniejsze.
 

inne

2006-02-17

Łęcznowola przywitała nas mrozem i śnieżnymi koleinami na drodze. Choć dochodziła prawie godzina 20.00, w domu Państwa Jasińskich żadne z dzieci jeszcze nie spało. Zwłaszcza Karolinka i jej trzyletni braciszek Dominik, którzy jako pierwsi wybiegli nam na spotkanie. Zaraz też w drzwiach pojawili się dwaj starsi bracia: Łukasz i Daniel oraz rodzice dziewczynki.

Karolinka chyba wiedziała, co się święci, bo na nasz widok zaczęła wesoło podskakiwać i raźnie wyciągnęła rękę na przywitanie. W jej oczach było widać ogromne przejęcie i wielką radość, ale nie mogło być inaczej. W tej chwili bowiem spełniało się jej największe marzenie. Marzenie, na które czekała od dawna...

Zawsze chciała mieć własne biurko; duże z jasnego drewna i z mnóstwem małych półeczek. Dodatkowo szafeczki (w tym jedna na zamek) i wysuwany blat, na którym (jak potem stwierdziła) można nawet przygotować sobie śniadanie. Do tego obrotowe krzesło na kółkach w kolorze głębokiego brązu... i sznureczek na kluczyki do szafki, aby się nie zagubiły.

Nie wierzyła własnym oczom, kiedy jej tata razem z braćmi wnosił ogromny mebel, a za nim wymarzony fotel. - Jej - westchnęła przejęta. - Jestem w szoku - zawołał Dominik. - Jaki wspaniały - pokiwała głową mama. My też byłyśmy pełne podziwu. Mebel faktycznie prezentował się imponująco, zaś nas dodatkowo intrygował inny fakt. Ciężar biurka i krzesła okazał się dla chłopców niczym piórko, podczas gdy my miałyśmy prawdziwy problem z ich załadowaniem. No ale nie ma to jak męska krzepa.

Karolinka od razu postanowiła wyposażyć i upiększyć swoje biurko. Na najwyższej półce postawiła kwiat w donicy, po środku dyplom marzyciela a na dole małego misia Dominika. Przyniosła też wszystkie przybory szkolne, rysunki oraz swoje ulubione kolorowanki. Na krześle zaś zdążyła posiedzieć zaledwie minutę.

Fotel bowiem robił niebywałą furorę. Bracia dziewczynki obstąpili go wkoło i każdy z nich musiał zasiąść na nim chociażby przez chwilę. Dodatkowo Dominik zainicjował przejazd przez przedpokój, tak więc w krótkim czasie rozpoczęła się seria wyścigów.

Śmiechu było co niemiara, bo maluch niczym rajdowiec prowadził krzesło i mistrzowsko skręcał na każdym zakręcie. Do trasy wkrótce dołączono także i pokój, więc sportowe emocje szybko sięgnęły zenitu. Kibicowali już wszyscy domownicy. Nawet Karolinka dała się wciągnąć w zabawę, choć początkowo pomysł braci wcale nie przypadł jej do gustu. Gdy zaczęła wygrywać od razu zmieniła zdanie.

Młodych "Hołowczyców" zdołała ostudzić dopiero podana do stołu kolacja. Ale trudno było się temu dziwić: mama Karolinka zaserwowała bowiem same pyszności. Były i smakowite kanapki i faworki, a także szarlotka, sernik i galaretka, którą własnoręcznie przygotowała Karolinka. Choć brzuchy bolały już wszystkich z przejedzenia to apetyt z każdym kęsem ciągle rósł.

Żal było nam wracać do Warszawy, ale czas biegł nieubłaganie. Razem z Agatą obiecałyśmy jednak sobie, że na pewno jeszcze kiedyś odwiedzimy Łęcznowolę Trzeba przecież sprawdzić czy biurko przynosi szczęście w nauce Karolince... i jak radzą sobie przyszli rajdowcy.